sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 4 - Little black dress



Były kobiety i kobiety.

Były dziwki z dziurką rozepchaną jak krater po wybuchu bomby.

I były święte krowy z przypiętą do dziewictwa kłódką. Choćbyś łamał szyfry wojskowych sejfów, tego kodu nie rozgryziesz.

Na tej samej zasadzie był McDonald i McDonald.

W jednym smażono frytki na zeszłorocznym oleju, stoły za to lśniły na błysk i podłogę froterowano co kwadrans. 

W drugim z kolei na blatach turlały się ziarna soli, a podłogę przemierzały liście sałaty z hamburgerów sprzed tygodnia. Olej był jednak tym najświeższym.

Nie lada wyzwaniem było trafić i na porządek, i na smak nieprzywodzący na myśl skarpetek z dna kosza na bieliznę. A jednak w Londynie był jeden taki. Na wysokim stołku przy trzecim stoliku od okna miałem swoje stałe miejsce. Pewnego razu, po licznych wizytach, podpisałem plastikowe oparcie krzesła permanentnym markerem i słuch o mnie nie zaginie.

-Młoda? - zagaiłem. - Naprawdę zamierzasz zjeść frytki z lodami i polewą karmelową?

Skinęła głową, zajmując miejsce przy moim stoliku. Po opowieści o stałym miejscu, minęła moje krzesło szerokim łukiem.

-Nie dostaniesz po tym sraczki?

-Z całym szacunkiem, Justin, ale moja kupa to mimo wszystko mój problem, nie sądzisz?

I umoczyła pierwszą frytkę w roztapiających się lodach, strzepnęła z czubka kroplę śmietany i ugryzła. Delektowała się smakiem, jakby jadła dwie najukochańsze rzeczy.

-Frytki i lody to moje dwie najukochańsze rzeczy - przerwała milczenie.

Najadłem się strachu, że może nabyła nadludzką zdolność czytania w myślach. Ale że wszystkie myśli wypowiadałem głośno, strach minął natychmiast.

-Więc co to za robota, na której mogę zarobić fortunę? Nauczysz mnie strzelać i zrobisz ze mnie płatną zabójczynię?

-Dobrze byś się kamuflowała. Ale nie. Moja robota to coś trochę bardziej zgodnego z prawem. Nie powiem, że legalne, ale na pewno bardziej niż strzelanie do ludzi jak do kaczek.

I powróciliśmy do tematu zapoczątkowanego na przednich fotelach samochodu. Zdradziłem Nell (od wyjazdu z garażu używam zdrobnienia, pełne imię za bardzo sprawia, że chciałbym ją pieprzyć) jedynie parę szczegółów dotyczących zarobków i ryzyka przyłapania, ale tym ryzykiem nie zaprzątnęła sobie głowy. Ponagliła mnie tylko, gdy doszedłem do niewiarygodnej frajdy i poczucia, że można było bez konsekwencji wejść z butami w życie jakiejś małej gnidy. Siedziała na fotelu taka rozpromieniona, ale wcale nie było po niej widać ekscytacji. Jakbym widział siebie, wszystko chowała w... gdzieś w ciele, ale w której części, tego nie wiem, bo każda była minimalnych rozmiarów. Pośladki spokojnie objąłbym jedną dłonią (nie zrobię tego, bo nie i bo na karku siedzi jej tylko piętnastka), a piersi to takie małe, smaczne bułeczki. Ale ja rzadko jem pieczywo. Co nie oznacza, że takich bułeczek nie chciałbym spróbować.

-Do tej pory sypiałem z nadzianymi mężatkami. Rozumiesz, montowałem kamerki, później szantażowałem je, że jeśli nie zapłacą mi odpowiedniej sumki, zdjęcia trafią do ich mężów. I większość płaciła, a zdjęcia tych, które się stawiały, lądowały na biurkach ich bogatych starych. Przykładowo przedwczoraj urobiłem dwóch takich frajerów na trzydzieści tysięcy dolarów.

-I za tę kasę kupiłeś sobie drugą patelnię? - przerwała mi.

-Nie. - Przewróciłem oczami. - Mam córkę, pamiętasz? Pieniądze dałem jej matce jako zaległe alimenty, czy coś w tym rodzaju. W każdym razie nie zbiednieję, bo takich akcji mam rozłożonych już do końca miesiąca. Ale pomyślałem, że rozszerzę swoją działalność ponad seks z napalonymi babami. Niektóre są świetne, ale część z nich to takie stare kociary, tylko bez kota i w kieckach za grube tysiące. 

-Chyba rozumiem, co chcesz powiedzieć. - Ugryzła koniuszek którejś z kolei frytki. Przez nieuwagę i ja zacząłem maczać swoje w lodach. I wiecie, nie smakowały źle. - Będziemy wywlekać wszystkie brudy grubych ryb w tym mieście. Kochanki, nieślubne dzieci, prochy dla lepszej efektywności pracy, mam rację?

-Jakbyś siedziała mi w głowie. - Kopnąłem ją w kostkę, by się uśmiechnęła. Znałem ją parę godzin, a już zaobserwowałem, że najlepiej wychodzi jej ukazywanie bezkresnej obojętności. - Więc jak, wchodzisz w to?

Nell przegryzła trzy frytki bez grama lodów czy karmelu. Nie mrugnęła, tylko doszukiwała się we mnie czegoś niepokojącego. Co ona sobie myślała? Że wyczyta z oczu całe moje życie? Albo przynajmniej moje myśli w danej chwili? Pod naciskiem tego spojrzenia drżały mi ramiona. Na złość ja również wbiłem w nią wzrok i uśmiechnąłem się bezczelnie. Polizałem krańcem języka całą długość frytki i nawet Nell zachichotała. A kiedy udałem, że obciągam tej dobrze wypieczonej frytce i kiedy zassałem końcówkę, parsknęła śmiechem. 

-Jesteś niewyżyty.

-Przyzwyczaisz się.

-Będę miała okazję? - Uniosła brew.

-Jeśli się zgodzisz.

Zamyśliła się raz jeszcze, spojrzenie miała głębsze i bardziej ponętne. Teraz ona mogłaby obciągnąć frytce. Doszedłbym na miejscu.

-Dobrze, wchodzę w to.

Klasnąłem radośnie w dłonie. Jeszcze wczoraj nie planowałem zatrudniać żadnego wspólnika, a dziś perspektywa interesu z Chanell wydała mi się złotym interesem. Wynajmiemy biuro ze skórzanymi kanapami i szklanymi stolikami w jednym z tych obrzydliwie wypchanych kasą biurowców. Zatrudnimy długonogą sekretarkę z której Nell nie będzie miała pożytku, za to ja wykorzystam jej atuty do cna. Na biurku, na kanapie i na tym szklanym stoliku, na którym będę popijał z Chanell kawkę z porcelanowych filiżanek. 

-I to mi się podoba. Musimy to uczcić. Zaprosiłbym cię na lampkę drogiego wina i dobry seks wieczorem, ale sama rozumiesz, nie mogę.

-Nie możesz bo? - pociągnęła za język.

-Bo jesteś za młoda.

-Na picie wina czy na seks?

Parsknąłem śmiechem.

-Na jedno i na drugie.

-Więc zaproś mnie na jedną z dziewięciu szklanek lemoniady i film z jakimś przystojniakiem. 

Przyjrzałem jej się, gdy wsunęła pomiędzy wargi słomkę i siorbnęła spory łyk coli. Cokolwiek trzymała w pełnych ustach (najpiękniejszych, jakie udało mi się w życiu ujrzeć, przysięgam), odbijało się na mocnym uścisku w portkach.

-Co powiesz na kino wieczorem? - zaproponowałem. - Tylko dla jasności, to nie żadna randka, żebyś mnie źle nie zrozumiała. Jesteś za młoda, żebym mógł cokolwiek z tobą próbować.

-Spoko. - Machnęła ręką, kradnąc jedną z moich frytek, choć w opakowaniu miała jeszcze swoje. 

Jak to mówią, jest prosty sposób, by odróżnić przyjaciela od najlepszego przyjaciela.

Przyjaciel postawi ci obiad.

Najlepszy przyjaciel zje ci obiad.

Równie dobrze może się to odnosić do śniadania.

-Randki to chyba najsztywniejsza rzecz, jaką wymyślił człowiek - stwierdziła. - A poza tym jesteś dla mnie za stary. Już ci włosy siwieją. Na potencję musisz brać pewnie tabletki.

Zmarszczyłem brwi z chytrym uśmiechem. Co słowo, robiła się bardziej śmiała i jej charakter odkrywał więcej dotąd nieznanych zakamarków. Zaczekałem, aż obok stolika przejdzie para dorosłych, a wtedy chwyciłem pod stołem obiema stopami jej kostkę.

-Ty parszywa żmijo - syknąłem. - Gdybym bzyknął cię tak, że nie ruszyłabyś się przez tydzień, przekonałabyś się, że kto jak kto, ale ja tabletek nie potrzebuję. Mi staje na zawołanie. 

-Więc jak zawołam, stanie ci? - zachichotała.

-Stanie mi, jak obciągniesz frytce.

Ale mimo to zarzut siwych włosów mnie zaniepokoił. Bo o swojego chujka martwić się nie musiałem, a jednak każdego włosa nie widziałem. A że komórka Nell leżała na stoliku pomiędzy ziarnem soli, a smugą po ketchupie, wziąłem telefon i przejrzałem się uważnie w ekranie. Przystojna twarz, ostro zarysowana szczęka i ten błysk w oku. Jak Chanell mogła powiedzieć, że jestem dla niej za stary? To grzech, bo przecież wkraczam w kwiat wieku i mogłaby mieć ze mnie największy pożytek właśnie teraz. Oczywiście gdyby nie była obarczona piętnastką.

-Szukasz siwych włosów czy zmarszczek?

-A udław się tą frytką. I tak wiem, że jestem Bogiem seksu.

Korzystając, że trzymam w dłoniach jej komórkę, odblokowałem ją i przyjrzałem się tapecie. Czterech chłopaków, jeden obok drugiego, pewnie parę lat młodsi ode mnie. Uśmiechali się sztucznie, ale pewnie na te uśmiechy leciała Nell, skoro widzi je po każdorazowym odblokowaniu telefonu.

-Co to za pedałki? - spytałem.

-Sam jesteś pedałkiem - mruknęła.

W kolejnej sekundzie stała już na fotelu na prostych nogach. Podciągnęła rękawy kurtki i przeskoczyła nad stołem, by zaraz opaść na miejsce obok mnie. Zsuwając się w dół fotela, ukłuła mnie łokciem w ramię. Z gracją to ona miała problemy. Jeszcze dodatkowo oberwałem trampkiem w kostkę. Znam ją kilka godzin, a zdążyła narobić tyle strat, wliczając w to stłuczoną szklankę i spaloną patelnię. Ale mimo wszystko strat jest mniej, niż stopniowo przybywających plusów.

-To bezdyskusyjnie najfantastyczniejszy zespół, jaki kiedykolwiek powstał.

-Wiesz, że nie istnieje słowo najfantastyczniejszy?

-Och, cicho bądź. - Zabrała swoją komórkę i wskazywała każdego chłopaka kolejno. - To Niall, ten z dłuższymi włosami Harry, dalej Louis i Liam. Razem tworzą One Direction. Jak powiedziałam, najfantastyczniejszy zespół świata. Ale na pewno o nich słyszałeś.

-A powinienem? - Spojrzałem na nią kątem oka. - Bo wiesz, jakoś nie kojarzę.

-Bo głupi jesteś. I za stary.

-To który podoba ci się najbardziej?

-Ten, którego już nie ma.

Autentycznie za nią nie nadążałem. Przeskakiwała od tematu do tematu i żadnego nie wyjaśniała w całości. Wstając od stołu po skończonym śniadaniu, miałem nadzieję, że pewnego dnia poznam niewyjaśnioną tajemnicę zaginionego członka najfantastyczniejszego zespołu. Może zginął śmiercią tragiczną, spadając ze sceny. Może rzucił karierę, założył rodzinkę i dorobił się chcianych dzieci. A może Chanell zamknęła go w szafie i zapomina o regularnym karmieniu. Brzmi śmiesznie, ale z tą tajemnicą w oczach była zdolna do wszystkiego.

Wyrzuciliśmy puste opakowania do metalowego kosza, tace odłożyliśmy na wspólny blat, a komórka Nell wskoczyła do kieszeni na prawym pośladku. Z automatu moja dłoń powinna zapełnić lewą kieszeń, ale cóż, ona ma tylko piętnaście lat. Wyszliśmy przed McDonalda, a słońce świeciło na bezchmurnym niebie z taką mocą, jakby chciało stopić cały asfalt Londynu. Zgrzałem się jak wtedy, gdy koledzy wyciągnęli mnie w Los Angeles na plażę i zapomnieli wspomnieć, że mamy najbardziej upalny dzień lata. Koszulkę miałem mokrą jak po biegu maratońskim, a z czoła kapało, jakbym wsadził je w kałużę. Ale wystarczyło wkroczyć w londyński cień i od razu dreszcze robiły z ramion zjeżdżalnię.

Nell pokochała moje autko jak rodzoną matkę. Również teraz patrzyła na nie jak na największy skarb ponadmaterialny. Coś, co ma wartość emocjonalną. Klamkę traktowała jak nowonarodzone dziecko, ale gdy siadała na fotelu, od razu kładła nogi na deskę. Zrzuciłem je dwukrotnie. Za trzecim odpuściłem. Oczy jej się świeciły, gdy silnik warczał i syczał, podczas ruszania. To typ dziewczyny, która podnieca się piskiem opon, a nie nową torebką. Doskonały materiał na wspomnianego niedawno kogokolwiek do wspólnego palenia papierosa.

-Gdzie teraz jedziemy? - spytała, gdy minęliśmy parking przed McDonaldem, wyjechaliśmy za zakręt i tam rozciągały się mury jednej ze szkół.

Właśnie, szkoła.

-Nell, nie powinnaś chodzić do szkoły?

-Teoretycznie powinnam - mruknęła i nie dodała nic więcej, dopóki nie uszczypnąłem jej w udo. - Ale jak widzisz, dziś mnie tam nie ma. Więc gdzie jedziemy?

-Na spotkanie z klientem.

Młoda przyjrzała mi się, później rozpięła dwa zapięte guziki kurtki.

-Ja jestem oblana colą, a ty masz plamę po ketchupie. Jesteś pewien, że chcesz tak jechać?

-Oczywiście, że nie - parsknąłem. - W bagażniku mam garnitur, a i tobie przyda się coś sztywnego. Twój ojciec jest w domu?

-Nie powinno go być. Pojedźmy do mnie i zobaczymy, co wyszukasz w szafie.

Skręciłem do dzielnicy Whitechapel, gdzie prowadziła droga ze skrzyżowania. Stopniowo zaczęły pojawiać się ubogie budynki, wyższe i niższe. Na ulicach więcej śmieci i ludzie wyglądali inaczej. Niektórzy snuli się po chodnikach jak własne cienie. Inni ze spuszczonymi głowami przemierzali płyta po płycie, później przez krawężnik, asfalt z dziurami, kolejny krawężnik i nowa porcja chodnikowych płyt. Mają smutne życie, pomyślałem. Ale ja żyję w luksusowym apartamencie z tysiącami na koncie i jakoś też nie czuję się przesadnie szczęśliwy.

-Zatrzymaj się pod klatką, o, tam - powiedziała Nell, wychylając się do przodu na tyle, na ile pozwolił jej pas bezpieczeństwa, i dotknęła opuszką palca przedniej szyby, jakby to miało pomóc mi w wybraniu odpowiedniej klatki w bloku.

Ostatecznie zatrzymałem się na jednym z nielicznych wolnych miejsc w cieniu starego dębu. Obwód miał tak szeroki, że nawet gdyby sklonowano mnie pięciokrotnie i nawet gdybym ja i wszystkie pozostałe Justiny spróbowały objąć pień, potrzebowalibyśmy jeszcze krótkich ramionek Chanell. Wysiedliśmy jeszcze w cieniu i tam było chłodno, więc po kroku w przód na słońce zrobiło się całkiem przyjemnie. Młoda nawet nie brała pod uwagę, że mógłbym otworzyć przed nią drzwi i sprawnie wysiadła sama. Znajduję w niej coraz więcej zalet, których nie przyćmią żadne wady. Nawet nogi na desce w aucie. Nawet urywane w trakcie zdania. Spojrzałem na nią i rozmarzyłem się, bo naszła mnie myśl, że dobrze trafiłem. A w zasadzie trafiono mnie.

-Jeśli mój ojciec będzie w mieszkaniu, wejdziesz przez okno.

Kondycję mam dobrą, ale mimo to spojrzałem na nią nie do końca przekonany.

-Bez obaw, mieszkam na parterze. Nawet ja nie mam z tym problemów.

Wydobyłem z bagażnika garnitur, bo co jak co, ale zakładanie go na tylnych siedzeniach samochodu w środku miasta było mniej wygodne niż sikanie po pijaku.

Chanell otworzyła drzwi klatki schodowej kodem, a na parterze najpierw szarpnęła klamką w drzwiach i kiedy okazały się zamknięte (co było jednoznacznym dowodem, że nie zastaliśmy jej ojca), wyciągnęła z kieszeni mały kluczyk, który następnie przekręciła w zamku. Mieszkanie miała małe, skromne. Dwie sypialnie, salon nie większy, ciasna kuchnia i łazienka. Na stole i przy kanapie walały się butelki po alkoholu, puszki po piwie i parę innych śmieci zmieszanych ze stertą zmiętych ubrań. Ale o dziwo pachniało owocami. Głównie soczystym jabłkiem.

-Twoim rodzicom zdarzało się pić? - spytała, rzucając kurtkę na szafkę w przedpokoju.

-Nie, nie przypominam sobie.

-To miałeś fajne dzieciństwo.

Zaschło mi w gardle, a żołądek ścisnął się boleśnie i niepokojąco. Chanell zauważyła tę zmianę, lecz ubiegłem jej pytanie krótką odpowiedzią.

-Nie było tak fajne, jak możesz sobie wyobrażać - zaśmiałem się sucho.

-To ten pierwszy rozdział, który pominąłeś dziś rano w historii swojego życia?

Skinąłem głową, niechętny do rozmowy. Nie na ten temat.

-Opowiesz mi kiedyś?

-Czas pokaże.

Na tym zakończyliśmy krótką dyskusję. Mógłbym całować Nell po stopach, że nie naciskała i nie zmuszała mnie do rozmowy. Była taka jak ja. I rozumiała mnie, jak tylko ja jeden potrafiłem siebie zrozumieć. Moja mała, bratnia dusza. Albo siostrzana dusza.

Pokój Chanell mieścił się zaraz przy drzwiach. Opowiedziała mi, że ta lokalizacja ma same zalety, bo gdy pewnego razu ojciec wykręcił jej z okna klamkę, mogła niemal niepostrzeżenie wymknąć się przez drzwi wejściowe. Ale czemu wykręcił, o tym już nie wspomniała. Jestem ciekaw, z jakich powodów piętnastolatki pozbawiane są z okien klamek. Mi rodzice nigdy takiego numeru nie wywinęli. Jazzy również. A nawet gdyby wykręcili, wyszłaby przez okno z mojego pokoju. Albo pomógłbym jej i lekko wypchnął na drugą stronę parapetu. 

Wracając do pokoju, nie był duży. Stało w nim jedynie łóżko ze zmiętą pościelą, wysoka pod sufit szafa (wyraźnie ktoś wpychał do niej ubrania nogą) i zawalone książkami biurko. Bałagan straszny, ale wnętrze wyjątkowo przytulne. Nad łóżkiem wisiały choinkowe lampki i wieczorami, gdy je zapalała, tworzyły atmosferę w sam raz na długie kochanie pod kołdrą. Nie pieprzenie, kochanie. Na biurku podręczników szkolnych się nie doszukałem. Głównie to książki wypożyczone z biblioteki, wszystkie otwarte na różnych stronach i poukładane piętrowo wierzchem do góry. Ale to szafa interesowała nas dziś najbardziej.

-Więc jak mam wyglądać? - spytała, otwierając dwuskrzydłowe drzwi. - Jak menel spod budki z piwem, jak osiedlowy dresiarz z kosą i kastetem w kieszeni, jak dziewczynka ze wstążeczkami przy warkoczykach czy...

-Jak seksowna sekretarka z pornosów - dokończyłem za nią, nie mijając się z prawdą. Miała wyglądać jak seksowna sekretarka z pornosów.

-A jak ktoś będzie chciał mnie ten tego?

-Bez obaw. - Klepnąłem ją w udo, któryś już raz dzisiaj. - Będę strzegł twojego dziewictwa jak Kubuś Puchatek garnuszka miodu.

-Skoro tak - zamyśliła się - mogę ci zaufać. Poszperaj mi w szafie, może znajdziesz coś odpowiednio nieodpowiedniego, a ja idę siusiu.

Zostawiła mnie samego w pokoju. Jeszcze tylko drzwi łazienki trzasnęły z oddali, ale nie przekręciła w zamku klucza.

Zrobiłem szczegółowy remanent ubrań na półkach i wieszakach. Dresy i koszulki rzucałem na łóżko, jeansy na okrągły dywanik pod krzesłem, aż dotarłem do nielicznych spódniczek. Jedna czarna w szczególności przypadła mi do gustu. Do połowy ud, bardzo wąska i taka, pod którą pośladku układają się nad wyraz zgrabnie. Miałem przed oczyma wizję mojej prywatnej sekretarki (a w zasadzie nie sekretarki, tylko biznesowej wspólniczki) i szybko dobrałem do spódniczki beżową, równie wąską koszulę z produkcyjnie usuniętymi dwoma pierwszymi guzikami. Nie żebym narzekał, to właśnie jej atut. Najgorzej było jednak z butami, bo gdzie nie spojrzałem, tam trampki.

-Nell, masz gdzieś szpilki!? - krzyknąłem, by usłyszała mnie, robią siusiu/kupkę/zabawiając się swoją księżniczką pod majtusiami w kropki.

-Mam jedną parę - zaskoczyła mnie tuż za plecami. Przegapiłem moment, w którym wróciła do pokoju. - Ale nie każ mi ich zakładać. I nie krzycz tak, nie mam problemów ze słuchem. 

-Czarne? - spytałem o szpilki.

-Czarne.

-Umiesz w nich chodzić?

-Umiem przez pierwsze dwa kroki - mruknęła. - Później leżę i rozmasowuję skręconą kostkę. Czyli nie umiem. 

-Więc szybko cię tego nauczymy.

Prawdę powiedziawszy nie wiem, jakim cudem chciałem nauczyć dziewczynę chodzenia w szpilkach w czasie pięciu minut, kiedy sam nie wyobrażałem sobie uchwycić równowagi w takim cholerstwie. Ale do odważnych świat należy. Zakasałem rękawy (a przynajmniej chciałem, bo kończyły się nieco pod pachami) i stanąłem na równych nogach, podczas kiedy Chanell wciskała małe stópki w zabójczo wysokie szpilki. Odepchnęła się równie małymi dłońmi od materaca niskiego łóżka z kolorowymi naklejkami na drewnianej ramie i niemal natychmiast straciła równowagę. Opadła na róg kołdry. Wstała jeszcze raz i wtedy po jednym kroku potknęła się, by wpaść w moje ramiona, gotowe na przyjęcie jej sylwetki.

To nie będzie takie proste, jak myślałem.

Przeszliśmy razem do przedpokoju, by miała dłuższy dystans do pokonania. 

-I teraz śmiało, prawa noga, lewa, prawa, lewa, cycki wypnij, kręć tyłkiem, jakbyś chciała, żeby ktoś ci w niego wsadził.

-Twoje rady powinny brzmieć "jak w jeden wieczór zostać zgwałconym", a nie "jak szybko nauczyć się chodzić w szpilkach" - fuknęła. - Pozwól, że poradzę sobie sama.

Chodziła w tę i z powrotem jeszcze kilka razy, zgarbiona, potykając się o krawędzie dywanów. A ja zasłoniłem oczy dłonią i podglądałem jedynie przez szpary między palcami, czy na komodzie nie zostały jej wybite zęby. Ta dziewczyna zdecydowanie NIE urodziła się do chodzenia na wysokich obcasach. Pewnego dnia wstąpi do wojska, by chodzić na stabilnych podeszwach w mundurze i nosić na chudych ramionkach karabin.

-Dobra, nie mamy czasu, nie nauczysz się, bąbel. 

W pokoju wręczyłem jej wybrane ciuszki i szybko pobiegła do łazienki (a skoro pobiegła, szpilki zdjęła i pognała na bosaka, trzymając je w dłoni). W tym czasie sam zmieniłem upaprane wyprawą po frytki ubrania na elegancki garnitur i czarny krawat. Kończyłem wiązać go przed lustrem wiszącym po boku szafy, do której wepchnąłem ubrania Nell równie niedbale, kiedy naraz stukot szpilek, i podkreślę, że bardzo subtelny, odbił się echem w przedpokoju. Anielska niewiasta wpłynęła przez próg. Nogi w szpilkach nie chwiały się, a obcas niewiarygodnie wyszczuplił i podkreślił piękno jej łydek i szczupłych ud. Jak przypuszczałem (albo jak miałem nadzieję) brak ostatnich guzików koszuli odsłonił wierzch małych, choć ponętnych piersi i Bóg mi świadkiem, że nie mogłem oderwać od nich oczu. Usta podkreśliła ciemną pomadką, a na czubku nosa opierały się okulary kujonki z ciemnymi oprawkami i dodawały jej takiego seksapilu, że na ułamek nanosekundy udało mi się zapomnieć o jej piętnastu wiosnach.

-I jak? - spytała, obracając się wokół własnej osi. - Wyszło jak seksowna sekretarka z pornosów czy bardziej jak marna imitacja szkolnej dziwki?

-Wyszło jak kobieta moich marzeń - westchnąłem, zafascynowany jej urodą, wdziękiem i klasą. - Piękna, zgrabna, seksowna, zadziorna i kocha moje autko. Wyjdź za mnie, proszę, a przepiszę na ciebie cały majątek.

-Razem z samochodem?

-Nie - odparłem bez zastanowienia.

-To się wal. - Machnęła ręką, pakując małą kopertówkę. Dobry wybór z tą moją wspólniczką. - A tak poza tym, pasuje ci garnitur. Choć pewnie gdyby mój ojciec teraz wrócił, wziąłby cię za mojego sponsora, czy Bóg wie kogo.

-Wkurzyłby się?

-Nie bardziej niż ostatnio. - Podwinęła rąbek spódniczki po zewnętrznej stronie uda i zabłyszczał spory siniak, którego jakimś cudem nie zauważyłem rankiem. - Chodźmy już, te ciuchy to największe gówno, jakie na sobie miałam. Chcę jak najszybciej je zdjąć.

-Musisz do nich przywyknąć, Nell. Ta robota wymaga poświęceń.

-Jak każda - westchnęła i już wychodziliśmy z mieszkania, a klucz od dolnego zamka zniknął w torebce.

Podstępna, mała żmija musiała oszukać mnie podczas prób w chodzeniu na szpilkach, bo teraz radziła sobie naprawdę dobrze i zdarzały jej się tylko nieliczne potknięcia. Przez schody także przebrnęła dzielnie i chodnik z krawężnikami nie był jej straszny. Podczas wędrówki krok w krok z nią, musiałem odchylić się jeden jedyny raz, by spojrzeć na te małe, krągłe pośladki i wiecie, były doskonałe.

-To, że przed chwilą zasypałem cię komplementami nie oznacza, że będę to robił notorycznie, mam nadzieję, że wiesz. Nie przywykłem do mówienia komuś miłych rzeczy. Z natury jestem wredny.

-Nie tłumacz się, rozumiem. Każdy ma czasem chwilę słabości.

Jak ona dobrze mnie zna.

Słońce w swej wędrówce po niebie pozbawiło samochód cienia i promienie rozgrzały maskę. Gdy Chanell pogłaskała ją, szybko oderwała dłoń. Najwyraźniej parzyła. Wsiedliśmy do auta i ruszyłem bez zbędnych pocałunków na kierownicy, bez pieprzonego zamykania za Nell drzwi, bez całej tej szopki, od której przy innych kobietach boli głowa. Może dlatego, że Nell nie była jeszcze kobietą, a uroczym dzieckiem, które dziś wyjątkowo wygląda jak milion dolarów. Nie wiem nawet, czy miewa już okres i postanawiam, że zapytam ją o to w nieodległej przyszłości.

-Sprawa wygląda następująco - zacząłem, kładąc na jej nagich kolanach teczkę wyciągniętą zza oparcia fotela. - Facet, Marco Sprouse, jest kimś ważnym, ale nie wiem kim i szczerze nie bardzo mnie to interesuje. Usłyszał o moim doskonałym sposobie zarobków i postanowił zlecić mi ważną misję. Miałem zaliczyć jego żonę i dostarczyć mu materiały, by mógł ich użyć na rozprawie sądowej, by otrzymać orzeczenie o jej winie i zachować cały majątek. Sprytne, co?

Nell zamyśliła się, postukała palcem w podbródek i zaraz jakby ją olśniło.

-Powiedziałeś Marco Sprouse? Koleś koło czterdziestki, twojego wzrostu, jeżdżący mercedesem z salonu?

-Jakbyś go znała - przyznałem.

-Bo znam. To ojciec jednej suki z mojej szkoły, która poniżanie ludzi ma chyba we krwi. Raz na wfie podstawiłam jej nogę, bo mi się nudziło. Chyba uszkodziła sobie nos, bo jej ojciec przyleciał do szkoły i razem w pięknym stylu zmieszali mnie z błotem. Ponad to ta wymalowana lala dowiedziała się o problemach mojego ojca i to pociągnęło za sobą falę komentarzy, która z kolei sprawiła, że szkoła to miejsce, którego jak najczęściej unikam. Ale wracając do jej ojca, pomyślałam, że fajnie byłoby zabawić się w mściciela, więc pewnego dnia poszłam za tym facetem i doprowadził mnie na leśny parking, gdzie urządził sobie schadzkę z jakąś panną. I nie była to bynajmniej jego żona. Więc zrobiłam mu parę zdjęć i do dzisiaj trzymam je w telefonie, bo zemsta zemstą, ale nie bardzo wiem, jak miałabym ich użyć.

W oku ukłuła mnie łza, a wzruszenie przebiegło przez całe ciało. Zaczerpnąłem paru głębokich oddechów, ale ukojenie przybiegło dopiero po uchyleniu okien po obu stronach. Zamknąłem je jednak szybko, gdy Nell pisnęła, jak to bardzo chorują jej uszy od notorycznych przeciągów.

-Powiem ci tak, bąbel. Z moim geniuszem i twoją uroczą niewinnością zarobimy więcej, niż Bill Gates z tym swoim gównianym Microsoftem.

-Czyli że przydałam się do czegoś, nie wiedząc wcale, że się przydałam?

Klepnąłem ją w udo po raz trzeci i obiecałem sobie, że ostatni. Moja ciężka, spadająca dłoń może skrzywdzić jej drobną nóżkę bez takiego zamiaru.

-Dokładnie, dziecino, dokładnie. - Uśmiechnąłem się szatańsko. - Zemścisz się na tym wyperfumowanym gogusiu w najlepszym stylu.

I tak oto brnęliśmy przez prawdziwe zaspy samochodów, a co jeden prowadzony przez gorszego kierowcę. Trąbili, kierunkowskazy mieli w głębokim poważaniu, a niektórym jakby stopa przyrosła do pedału gazu. Szaleństwo za kierownicą było przyjemne, nie zaprzeczę, ale nie w środku miasta w godzinach szczytu. Chanell śpiewała kolejno każdą z radiowych piosenek i podgłośniła na maksa, gdy śpiewały jej pedałki. Chciałbym określić w skali od 1 do 10 jak dobrą (lub gównianą) muzykę grają, ale basowe uderzenia i pisk Nell, który na stałe zadomowił się w moich bębenkach, skutecznie zagłuszyły wszystko inne. Fajnie jest wiedzieć, że są jeszcze piętnastolatki, które nie wstydzą się być dziećmi. Bo choć dobrym ojcem nigdy nie będę, nie chciałbym, by Molly za te dziesięć lat świeciła gołymi cyckami i uprawiała seks w szkolnych toaletach.

O trzeciej zaparkowałem pod włoską knajpą w centrum. Wysiadłem, Chanell również, w dłoni błyszczała jej kopertówka, a pod ramieniem teczka. Ileż ja takich teczek mam w mieszkaniu. Pokój zastawiony po sam sufit. Przeszliśmy z Nell przez ulicę i otworzyłem przed nią drzwi, by z gracją modelki (powtórzę raz jeszcze, okłamała mnie) wejść do środka. Już się trzęsła, bo chwila na dworze bez kurtki wyziębiła jej chude kończyny, sztuk cztery. Nie musiałem szukać faceta. Chanell pociągnęła mnie za mankiet, bo poznała go już od progu. Zamiast pizzy i włoskich ziół, czułem zapach świeżo zarobionych pieniędzy. 

-Pan Sprouse - zacząłem uprzejmie, wyciągając dłoń. Tę, gdzie na nadgarstku połyskiwał zegarek. - Bardzo mi miło. - W rzeczywistości wcale nie było mi miło. - To moja asystentka, Chanell. 

Spojrzał na dziewczynę nieufnie. Ta obdarzyła go słodkim jak coca-cola uśmiechem i usiadła, a nogę założyła na nogę. Pełny profesjonalizm. Dobrze wiedziałem, kogo wybrać. To znaczy, nie wiedziałem, ale moja intuicja myli się niezwykle rzadko.

-Ma pan dla mnie materiały, o które prosiłem? - przeszedł do rzeczy. 

-Oczywiście. Wywiązuję się z poleconych mi zadań nienagannie.

Wziąłem od Chanell teczkę i wyciągnąłem ze środka kilka zdjęć. Zawsze wybierałem te, na których nie widać mojego chujka, bo co jak co, ale nie chcę nim świecić na rozprawach rozwodowych czy w rodzinnych albumach.

-Trzy tysiące, jak się umawialiśmy, zgadza się?

Zastanowiłem się przez chwilę. Byłem pazerny i łasy na pieniądze bardziej niż kot na tłuściutką myszkę.

-Niech będzie. - I mężczyzna wydał gotówkę w kopercie, a wtedy mogłem wbić mu tępy nóż (tak żeby bardziej bolało) prosto w serce. - Ale to nie koniec niespodzianek dla pana. Otóż moja koleżanka ma do pana jeszcze jedną sprawę.

Chanell spojrzała na mnie z przestrachem, bo oto bez wcześniejszego przygotowania rzuciłem ją na głęboką wodę. Wierzyłem, że sobie poradzi. 

Poprawiła jeszcze spódniczkę i okulary na nosie. Rozejrzała się dookoła. Bliskość gości lokalu krępowała ją, nie na tyle jednak, by zastygła i zapomniała, że język wyrósł jej w gardle po to, by skutecznie go używała.

-Otóż parę tygodni temu - zaczęła oficjalnie. To dla mnie znak, że nie ma na nią mocnych. - Parę tygodni temu udało mi się uwiecznić na paru interesujących zdjęciach pańską schadzkę z kochanką w lasku niedaleko wschodniego wyjazdu z miasta. Dla mnie te zdjęcia nie są przesadnie interesujące. Nie żeby pański członek był pierwszym męskim narządem rozrodczym, jaki widziałam w życiu. - Musiałem ugryźć zaciśniętą pięść, by nie parsknąć śmiechem i nie zasmarkać krawatu. Przydałaby się chusteczka. - Ale sąd na rozprawie rozwodowej nie rozwiąże pańskiego małżeństwa z wyłącznej winy pańskiej małżonki, jeśli wcześniej zobaczy te zdjęcia. 

Mężczyzna uniósł się gniewem, nagle jakby napuchł mu garnitur i urosła druga broda, która rozlewając się pod podbródkiem, poczerwieniała wraz z całą resztą twarzy. Gdybym miał przedstawić jego wygląd bardziej obrazowo, nakazałbym wyobrazić sobie faceta w sile wieku, którego ktoś bierze od tyłu i który bardzo nie chce być brany od tyłu.

-Posłuchaj mnie, ty mała, patologiczna dziwko - syknął, unosząc się już ponad blat stołu.

-To ty mnie posłuchaj, zasrany, londyński śmieciu - warknąłem wściekle, bo tego rodzaju wyzwiskami się brzydzę. - Albo dołożysz kolejne trzy tysiące, ale zdjęcia twoje i twojej panienki trafią na salę sądową w najmniej oczekiwanym momencie, gdy będziesz wyciągał tę spoconą łapę po cały majątek i swój, i żony.

-Nie zaszantażujesz mnie, mały gnojku.

-Już to zrobiłem - parsknąłem pozbawionym humoru śmiechem. - A odnośnie twojej żony powiem ci w sekrecie, że pieprzyła się tak, jakby twój kutas miał nie więcej niż pięć jebanych centymetrów.

-I ma - wtrąciła Nell. Przybiłem z nią piątkę.

Marco obruszył się, spoglądał to na mnie, to na Nell (przy czym na nią z obrzydzeniem mieszanym z pożądaniem), ale w końcowym efekcie dołożył trzy pachnące tysiące i wyszedł z restauracji, machając teczką jak dziwka torebką. A ja i Nell przybiliśmy piątkę po raz drugi.

-Zostajemy tu na obiad? - zaproponowałam.

-Nigdy - burknęła stanowczo. - To miejsce jest zbyt sztywne jak na moje klimaty. I zbyt eleganckie. Zwijamy się stąd. 

Więc wyszliśmy, bo kłócić się z nią nie zamierzałem. Poza tym wykwintnie składane serwetki na stołach nie są na moje nerwy i tak jak Chanell lepiej czuję się w zaśmieconym McDonaldzie. A ryzyko zatrucia istnieje nawet mniejsze. Tylko raz zjadłem zieloną frytkę i latałem do toalety przez pół nocy. To nauczka na przyszłość, że wszystko co zielone jest niejadalne. I od tamtej pory nie jadam również ogórków i sałaty. 

-Nell, zaczekaj - chwyciłem ją za nadgarstek, gdy zaczęła niewiarygodnie pędzić po chodniku. 

Stanęła, jakby wtopiła się w ziemię. Odbiłem się od jej ramienia, a że byłem pewnie dwukrotnie cięższy, omal nie runęła twarzą na beton.

-Twoja kasa. - Wręczyłem jej okrągłe trzy tysiące, połowę dziennego utargu.

Nell spojrzała na pieniądze nieufnie, potem w moje oczy i ponownie na banknoty pomiędzy palcami. 

-Przestań, przecież nie mogę - mruknęła, chwyciła moją dłoń i na siłę wepchnęła do kieszeni.

-Jak nie możesz, skoro to twoje pieniądze?

-Mój tata pracuje na to przez ponad kwartał, a ja miałaby zarobić tyle w jeden dzień? To niedorzeczne. - Pokręciła głową, aż okulary zsunęły jej się z nosa. - Poza tym, gdyby ojciec znalazł w domu tyle kasy, przepiłby wszystko w ciągu tygodnia. 

Coś z nią było nie tak, to pewne. Daję jej solidnie (prawie) zarobione pieniądze, a ona odpycha moją rękę, jakbym trzymał w niej tykającą bombę zegarową. Kto normalny odtrąca własne trzy tysiące?

-Zrobimy tak. Całą tę kasę będę przechowywał u siebie, w specjalnej szufladce, którą nazwę "szufladka z pieniędzmi Chanell..." - przerwałem. - Jak ty masz w zasadzie na nazwisko?

-Maymac - odparła. - Chanell Maymac.

-Bieber. - Ucałowałem jej małą dłoń. - Justin Bieber.

-A teraz przepraszam, Justinie Bieberze, ale właśnie nadjeżdża mój autobus. - Wskazała śmieszny, prostopadłościenny klocek sunący po prawym pasie. To jedna z najtrudniejszych rzeczy do przyswojenia po przeprowadzce z Ameryki. 

-Odwiozę cię. To bez sensu, żebyś wracała autobusem, skoro...

Ale ona wchodziła już po schodkach i odwróciła się tylko po to, by wysunąć z mojej dłoni jeden banknot, tłumacząc, że musi mieć na bilet. Nim autobus odjechał, zdążyłem jeszcze krzyknąć:

-Kino o ósmej aktualne?

Skinęła głową i ślad zaginął po niej w czerwonym, piętrowym autobusie linii 139.

Z tą dziewczyną niezaprzeczalnie było coś nie tak.

Na swój sposób dziwnie urocza, dziwnie zadziorna, z dziwną pewnością siebie i dziwnymi upodobaniami.

Polubiłem ten jej dziwny świat, który w swych dziwactwach nie odstawał od mojego na krok.







~*~



Kolejny rozdział z serii Chanell&Justin i jak tak wybiegam planami w nieodległą przyszłość, na razie będą same takie:)

11 komentarzy:

  1. Śwwietny rozdział jak zawsze!! <3 Niby Nell i Justin są tacy awww ale nadal mam nadzieję, że Justin i Cindy się zejdą i to dla nich skończy się szczęśliwie ta część :D
    Nie moge się doczekać następnego ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super jak zwykle :D Już ją lubię, ale shippa ode mnie nie dostaną, bo jestem zbyt wierna Justin & Cindy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Nie moge sie foczekac nasteonego, oni sa swietni❤ lubie ja, ale nie potrafie rozgryzc co moze sie stac w tym ff i kiedy wkroczy cindy i w jaki sposob??? Do nasteonego !❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział boski czekam na nn!!!!!!♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham ich! I chce zeby oni byli razem na końcu! Wiem ze różnica wieku ale... sa szczesliwi!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli ta cześć nie bedzie dotyczyła Cindy i reszty bałaganu ? Jestem sceptycznie nastawiona to Nell :D czekam na kolejny ;) buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. fajna ta młoda, ale Cindy to Cindy :D juz nie moge sie doczekac az pojawi sie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślałam ze to będzie tylko o justinie i cindy i szczerze mówiąc jestem zawiedziona takim obrotem spraw. Mam nadzieję ze nie będzie nic pomiędzy chanell a justinem bo nie bardzo za nią przepadam. I już nie moge się doczekać kiedy pojawi się cindy xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślałam, że te ff będzie inne. To znaczy, że będzie Justin i Cindy, a nie Justin i Nell. I na to nastawiałam się nastawiałam, ale mam nadzieję, że niedługo się pojawią
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
    http://loveme-likeyou-do-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń