Wiek XXI charakteryzował się jednym - dziewczynom ze zbyt dużą łatwością otwierały się nogi. Nie żebym narzekał, bo te nogi bez klucza były moją przepustką do raju. A nawet do zamkniętych uzyskiwałem dostęp.
Jej nogi natomiast co chwila lądowały u góry. Gdziekolwiek była, gdziekolwiek siedziała. Czy to z wycieraczki pod fotelem pasażera wskakiwały na deskę. Czy teraz z dywanu pod szklanym stolikiem wprost na jego zaokrągloną krawędź.
W takiej pozycji zastałem Nell, gdy wszedłem do zaciemnionej jaskini kina. Siedziała (albo na wpół leżała) na czerwonym, obitym skórą fotelu, a jej miętowe trampki upaćkane błotem i piaskiem kołysały się na blacie stołu w rytm muzyki. Obok podeszwy stało duże opakowanie popcornu, a drugie przytulała do piersi. Podrzucała jedno ziarno prażonej kukurydzy, a ono doskonale lądowało w jej ustach. Szczęka jej się napinała, gdy kilka razy gryzła, a potem zmielony ze śliną popcorn turlał się w dół przełyku i do ust wędrowało kolejne ziarno.
Uśmiechnąłem się pod nosem i jeszcze przez chwilę obserwowałem jej poczynania. Karton popcornu był tak duży, że zakrywał ją, gdy zsuwała się po fotelu. A może to ona była tak mała. Przy kasie nie zarejestrowałem kolejki i od razu kupiłem dwa bilety. Zbliżyłem się do jej fotela i zastałem ją z zamkniętymi oczyma, opalającą się w świetle kilku kolorowych lampek przy suficie. Całe kino pogrążone było w półmroku. Najwyraźniej odciąłem jej dopływ promieni i rzuciłem cień. Uchyliła wpierw jedną powiekę, w jej ślady podążyła druga i teraz nasze spojrzenia miały okazję się skrzyżować.
Na miejsce stroju seksownej sekretarki z pornosów wskoczył ubiór dziewczyny, która od chodzenia po sklepach woli długie wyprawy na zmianę w deszczu i palącym słońcu, chodzenie po krzakach i przeskakiwanie płotów. I rzeczywiście teraz wyglądała jak ona. Nie jak podróbka bez grama prawdziwego charakteru (czyli innymi słowy jak połowa świata, czy to żeńskiego, czy męskiego).
-Na co idziemy? - spytała, przeżuwając popcorn tak, że widziałem jej siódemki.
-50 twarzy Grey'a. Chcę cię trochę zdemoralizować.
-Wiesz, że na to chodziły zakochane pary w walentynki?
-Po pierwsze, nie wiem, kiedy są walentynki. - Przewróciła oczyma, choć założyłbym się, że ona też dokładnie nie pamięta. - A po drugie, mam ochotę komentować każdą scenę kolejno.
-Czytałeś książkę? - spytała, wstała i wręczyła mi popcorn.
Ruszyliśmy w kierunku sali z numerem 8. Taka widniała na biletach.
-A wyglądam na kogoś, kto czyta książki? Dziecko, jedyne co czytam, to zapach prezerwatyw na wierzchu opakowania. - Objąłem ją ramieniem, ale po tej wzmiance o prezerwatywach odskoczyła i dalej zachowywała już dystans. A czego ona się spodziewała? - A ty czytałaś?
-Część - mruknęła, wpychając do ust garść popcornu. - Później zasnęłam.
-Erotyka do ciebie nie przemawia, mówisz?
-Nie taka.
Pochłonął nas zaciemniony korytarz za dźwiękoszczelnymi drzwiami. Nell potknęła się o własne stopy i przez nieuwagę rozsypała parę ziaren popcornu, ale żeby nie było widać, zagarnęła je podeszwą pod ścianę i ja miałem już czyste przejście. Na całej sali kinowej naliczyłem może z pięć osób. Małżeństwo (a przynajmniej wyglądali jak małżeństwo, bo byli stosunkowo starzy i nawet w kinie trzymali się za łapy; choć z drugiej strony może to oznaka, że broń Boże nie związaliby się małżeństwem) po środku. I to dosłownie po środku. W środkowym rzędzie i na środkowych, dzielących salę w pół fotelach. Może to jakiś kompleks dotyczący wyśrodkowania. Na górze, choć nie w ostatnim rzędzie, trzy dziewczyny nieco starsze od Chenell. Chichotały, każda zapatrzona w ekran własnej komórki i telefonu przyjaciółki od siedmiu boleści. Zemdliło mnie, przysięgam, bo nie ma nic bardziej irytującego, niż młoda dupa uwieczniająca swoją wymalowaną mordę w każdym miejscu i w każdym czasie. Czy to szkolna impreza, kino, gdzie pewnie i tak widać jedynie ciemną plamę, czy pogrzeb babci. Pamiątka musi być.
Usiedliśmy z Chanell w ostatnim rzędzie i też po środku, ale że zajmowaliśmy tyły, nikt nie wciśnie mi gadki o kompleksie wyśrodkowania. Bo ja zawsze byłem na górze, nigdy po środku. Na górze pod każdym względem. No, prawie. Niektóre łóżkowe szaleństwa kończyły się zajmowaniem dołów. Z rzędu trzydziestu miękkich foteli, w którym dogłębnie zapadały się kościste i mniej kościste tyłki, ja usiadłem na piętnastym, a Chanell na szesnastym. I myślę, że nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, że jej nogi natychmiast wylądowały na zagłówku fotela w poprzedzającym rzędzie. Salę oświetlało parę wąskich reflektorów, obraz pozostawał szary i nie wpłynęły na niego jeszcze żadne reklamy. Swoją drogą, to najbardziej denerwujący element każdego kina. Dwie godziny filmu i połowa reklam. Prawie jak w telewizji. Liczysz na dobry film, bo widzisz, że trwa bite trzy godziny, a w rzeczywistości ledwie się zaczął i zaraz skończył, bo przerywało go regularnie całe stado reklam. A żeby na tych reklamach nie siedzieć bezczynnie, na pierwszej idziesz coś zjeść, na drugiej walisz konia, na trzeciej idziesz się myć, a czwarta zależy od wypełnienia żołądka i ucisku w portkach - do wyboru, do koloru. Na piątej po prostu zasypiasz.
-Tym popcornem rujnujesz moją dietę - fuknąłem, zapychając się świeżą, jeszcze ciepłą kukurydzą. To niebywałe, że popcorn mógłby zastąpić frytki z McDonalda, ale na świeżą kukurydzę nie spojrzę choćby z obrzydzenia. Ten smak i ten zapach to największa porażka natury.
-A twoja dieta to frytki na śniadanie, obiad i kolację?
Zastanowiłem się chwilę.
-W zasadzie tak. A pamiętam jeszcze czasy, gdy jadłem zgodnie z zaleceniami trenera i piłem te wszystkie białkowe obrzydlistwa.
-I było warto?
Podciągnąłem jeden z krótkich rękawów do samego obojczyka, uniosłem ramię i napiąłem, by Chanell mogła dotknąć doskonale wyrzeźbioną stal.
-Sama odpowiedz sobie na to pytanie - odparłem dumnie.
Nell przebiegła palcami po mięśniach, chciała objąć biceps obiema dłońmi, ale sporo jej brakło. Albo to ja mam tak rozbudowane ramiona, albo to jej rączki nie objęłyby mi nawet fiuta. Postanawiam trzymać się tej pierwszej ewentualności.
Nagle Chanell zdjęła kurtkę, a przecież w kinie wariowała klimatyzacja, i podciągnęła krótki rękaw luźnej koszulki tak, jak przed momentem ja. Napięła rękę mocno, aż na jej szyi uwydatniła się żyła przebiegająca spod ucha po obojczyk. Biceps nie godny mistrza, a morza łez, bo kiedy objąłem jej chudą rączkę dwoma palcami, omal nie popłakałem się ze śmiechu. Kość obtoczona skórą, nic więcej.
-Od czegoś trzeba zacząć - wymamrotałem przez łzy. Jedną otarłem ostentacyjnie palcem wskazującym.
-Mówię ci, jeszcze chwila, a będę miała takie bary jak ty.
-I poleci na ciebie każda niunia, która nie poleci na mnie.
-Byłoby fajnie.
Puściłem uwagę mimo uszu, ale już niebawem miałem poznać jej rozwinięcie potwierdzone silnymi, wizualnymi argumentami.
Światła w sali kinowej zgasły, a ekran jeszcze nie wprowadził nas do fabryki prawego Twixa poprzez mało inteligentną reklamę. Przez moment poczułem się jak w trumnie, było tak ciemno, jednak złudzenia pozbawiał mnie chłód klimatyzacji, świeży zapach popcornu, chichot nastolatek parę rzędów przed nami i neonowe sznurowadła Nell, które na zagłówku mrugały nawet w ciemnościach. Więc w trumnie nie byłem i nie czułem się z tego powodu źle. Otwarte oczy w ludzkim pudełku zabitym dechami z każdej strony były koszmarem nawiedzającym co drugą osobę w stanie Kalifornia. A przynajmniej tak wyczytałem w wynikach przeprowadzonego badania. To zabrzmiało nad wyraz mądrze. Zupełnie tak, jakbym czytał coś więcej niż zapach prezerwatyw na wieczkach.
Ciąg reklam minął zaskakująco szybko, bo na każdej albo ja karmiłem Nell (czytaj: wpychałem do jej ust garści popcornu), albo ziarna z jej opakowania lądowały w mojej dziurce w nosie. Ogólnie pełna swoboda i czułem się jak przy najlepszym kumplu (wyjątkowo urodziwym kumplu). Dobrze trafiłem. A raczej to ona dobrze trafiła, budząc się w południe po środku mojego łóżka. Taka mała, a miejsca zajmuje więcej niż ja sam. Większość panienek, którym już udało dopchać się pod moją kołdrę, spało na samym rogu, podczas kiedy ja, pan i władca wszechświata, rozkładam się i zajmuję cały materac.
Poirytowane szepty uciszyły nas ze wcześniejszych rzędów i wtedy dotarło do nas, że reklamy wcale nie trwały tak długo. A może po prostu nam czas zlatywał szybciej. Bo złośliwość życia jest taka, że podczas nudy wydłuża każdą minutę, a przy dobrej zabawie czas umyka jak woda przez palce. Usiadłem więc grzecznie na fotelu i zepchnąłem z kolan nogi Nell. W niewyjaśnionych okolicznościach przeskoczyły z zagłówka na moje uda. I zaraz znów neonowe sznurowadła mignęły na oparciu sąsiedniego fotela. Popcorn nie smakował tak dobrze, gdy nie wpychała mi go do ust i zdałem sobie sprawę, że razem z jednym ziarnem musiałem połknąć gumę. Po chwili jednak odnalazłem ją pod językiem i dalej łączyłem miętę z prażoną kukurydzą.
Szybko dosięgnęło mnie niemałe rozczarowanie. Sami zrozumcie, zdecydowałem się na ten film pomimo kiepskich recenzji, bo żywiłem nadzieję, że od pierwszych scen olśni mnie uroczy przedziałek pomiędzy piersiami pierwszoplanowej bohaterki. Tymczasem okazała się poniżej przeciętnej i bardziej podniecała mnie myśl o klacie tytułowego Greya.
-Gdybym zasnął - mruknąłem Nell do ucha - obudź mnie jak się skończy.
-Nie pozwalam ci zasnąć, bo nie będę miała z kim komentować ich seksów.
Twarz mi się rozpromieniła, a perspektywa spędzenia w kinie dwóch godzin wezbrała na wartości. Sam film nie, ale z wymienianymi razem z Chanell komentarzami może zyskać w moich oczach. A może w końcowej recenzji, której i tak nikt nigdy nie weźmie pod uwagę.
W końcu doszło do sceny pierwszego seksu. To, czego oboje wyczekiwaliśmy jak nadchodzącego lata (choć lato i wiosna w Londynie różniły się niewiele, a Nell marzyła tylko o wakacjach; musiała nabawić się sporego urazu do kurw ze szkoły). Dotknął ją i zaskomlała gorzej niż ja, gdy jakiś chuj jeszcze w LA wpakował mi kosę w brzuch. Może miał w palcach impulsy elektromagnetyczne. Albo dawno nie przycinał paznokci i w rzeczywistości jego pieszczoty nie były tak przyjemne.
Gdy ściągał jej bieliznę, a ona drżała jakby dochodziła od samego patrzenia (w moim przypadku byłoby to możliwe; skromnie mówiąc, mam piękne ciało), Nell dźgnęła kościstym palcem moje żebro pomiędzy prawym sutkiem a pępkiem.
-Widziałeś to? - zaniosła się śmiechem. - Lasia nie miała ogolonych nóg i fajnie sterczały jej włoski.
-Podnieciłaś się? - spytałem już po seksie.
-Troszeczkę.
I tę uwagę wziąłem do siebie odrobinę bardziej niż poprzednią zastanawiającą.
Ale nadal nie dotarłem do sedna.
Jeszcze.
Nieudane dzieło amerykańskich (tak sądzę) producentów zaczęło usypiać nie tylko mnie, ale również Nell i to już na sześćdziesiątej minucie. Najpierw bawiłem się neonowymi sznurówkami, bo w chwili nieuwagi jej buciki znów wskoczyły na moje kolana. Później, gdy zdecydowała, że wygodniej było jej siedzieć przodem niż bokiem, uczyła mnie zaplatać warkocze na swoich długich włosach po lewej, ale skończyło się na kilku supłach i rozwścieczonej parze ulatującej z jej nosa. Jak się dowiedziałem, rozplątanie tego zajmie jej lata świetlne, a na końcu i tak zmuszona będzie użyć nożyczek. Spytałem więc, czy nie prościej byłoby użyć nożyczek od razu. Warknięcie było jednoznaczną odpowiedzią. A mały siniak tworzący się na ramieniu dowodem na to, że albo nie warto zadawać podobnych pytań ponownie, albo jej kościste piątki przynosiły więcej szkód, niż mógłbym przypuszczać.
Na złoty pomysł wpadłem dopiero w siedemdziesiątej piątej minucie i dwudziestej siódmej sekundzie. Mniej więcej. Guma straciła już smak, a Nell coraz bardziej irytowały trzy nastoletnie panienki chichoczące na widok klaty gościa z ekranu, bądź wzdychające, gdy pieprzył Anę jak zwierzę. Do czego tu wzdychać, tego nie wiem. I Chanell również nie wiedziała. Krzywiła się na tych scenach, albo mocowała się z supłami na włosach. Nabyłem podejrzeń, że nie darzy tych dziewcząt przesadną sympatią.
-Znasz je? - szepnąłem.
-Niestety - odparła zirytowana, bo oto chichoty wezbrały na sile i było mi wstyd, mi, zupełnie obcemu facetowi, za ich rozwój intelektualno-seksualny. - Chodzą ze mną do szkoły i wiesz, nie jestem tam przesadnie lubiana. A na pewno nie przez bandę snobów podjeżdżających do szkoły własnymi samochodami.
I z miejsca postanawiam, że nauczę Nell prowadzić.
-Mam świetny pomysł, tylko najpierw musimy nieznacznie pozbawić je dobrego humoru.
Chwyciłem karton z popcornem (swój już zjadłem, dlatego posłużył mi do tego Chanell) i postawiłem go między nogami, uprzednio przesypując część do pustego pudełka, by Nell również miała amunicję. Na wyszeptany sygnał do ataku rzuciłem dwa ziarna w ciemność przed sobą i wylądowały prosto na głowie środkowej panienki jak bocian lądujący w gnieździe. Dwa ziarna we włosach tej z prawej i dwa po lewej i już myślałem o zapisaniu się do wojska, bo cel mam doskonały. Gorzej z dyscypliną. Nell parsknęła śmiechem i przysięgam, ten dźwięk był najbardziej dziecięco-uroczo-słodko-podniecającym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek poznały moje uszy.
I zaczęła się regularna bitwa jednostronna. Rzucaliśmy całe garści popcornu, a gdy zniecierpliwione ofiary odwracały głowy, zsuwaliśmy się po fotelach. A to ja jęknąłem ostentacyjnie i tak głośno, że raz udało mi się zagłuszyć skowyt panienki z ekranu. A to znów Chanell naśladowała jej głos.
-Nie przestawaj! - wyjęczała za jednym razem, kuląc się pod fotelem ze śmiechu.
Cały we łzach leżałem na wąskim skrawku podłogi pomiędzy siedzeniami. Wpychałem w siebie resztki popcornu, bo reszta nie zmieści się już na włosach idiotek (nie znałem ich, owszem, ale opowieści Nell mi wystarczą). Gwóźdź programu miał dopiero nadejść.
-Żuj - poleciłem Nell po upuszczeniu na jej dłoń dwóch drażetek miętowej gumy. - Tylko pilnuj, żeby się nie skleiły.
Sam w tym czasie, przyczajony za siedzeniami, przeżułem gumę parę ostatnich razów i włożyłem między palec wskazujący a kciuk. Najtrudniejszym zadaniem było pilnowanie, by nie przylepiły się do żadnej opuszki. Odchyliłem ramię, obrałem cel i wyrzuciłem gumę, modląc się, by nie została na palcach. Nie została. Zatoczyła w powietrzu kilka kółek, rozłożyła skrzydła i szybowała nad fotelami, by wplątać się doskonale pomiędzy pasma włosów środkowej. A że guma cięższa jest niż ziarno kukurydzy, zwłaszcza guma nasiąknięta kukurydzianą śliną, niunia poczuła uderzenie natychmiast. Wsunęła palce w kosmyki i wrzasnęła, jakby Grey wziął ją od tyłu. Najwyraźniej ośliniony, kleisty prezent nie należał do jej faworytów.
-A teraz pluj - rozkazałem, podstawiając Nell pod brodę dłoń.
Oczyma przemierzałem szparę między fotelami, by widzieć położenie wrogów i nie przegapić żadnego z ich oddechów, kiedy niespodziewanie poczułem ciepłą ślinę spływającą mi pomiędzy palcami. Uduszę tę małą pindę.
-Jesteś obrzydliwa - mruknąłem, wycierając rękę w sąsiedni fotel. Ja na tym nie usiądę, a czyste spodnie innych niekoniecznie leżą w moim interesie.
-Przecież kazałeś pluć - zaniosła się wdzięcznym śmiechem.
Nie rozumiała, że na polu bitwy trzeba działać, nim opadnie ostatni pył. Znów podstawiłem otwartą dłoń pod brodę i wypluła oba kawałki niezlepionej gumy, kiedy zagroziłem, że w przeciwnym wypadku ta sama miętówka wyląduje w jej włosach. Podziałało jak kubeł zimnej wody.
-Skupienie - szepnąłem, wychylając się znad oparcia. - Precyzja - dodałem, biorąc zamach i słysząc, jak Nell bierze głęboki oddech. Kopnąłem ją w kostkę, tak na rozluźnienie. - Spierdalaj póki możesz! - krzyknąłem, bo oto dwie kolejne gumy wpadły we włosy właścicielek ajfonów ze złotą obudową. Nie żeby mnie nie było na taki stać, ale wątpię, że choć jedna z nich poszła do pracy (nie pod latarnię, ta się nie liczy) i grzecznie zarobiły. Chociaż na tę obudowę.
Zerwaliśmy się razem z Chanell i zbiegliśmy po schodach, ile sił w nogach. Na sali kinowej rozpętało się prawdziwe piekło. I nie mówię tylko o temperaturze po ostrym seksie Any i Greya (jego imię nie zapisało się z mojej pamięci, przykro mi). Małe smarkule krzyczały, wpadły w prawdziwą panikę, a przecież, na miłość boską, to tylko guma do żucia, nie zmutowany karaluch.
Po drodze rozwiązało się jedno z neonowych sznurowadeł Nell i zobaczyłem to jeszcze zanim ona poczuła. Runęła bowiem na ziemię w zaciemnionym korytarzu, ale poturlała się na boku, w międzyczasie upchnęła sznurowadło w skarpetkę, włosy podążyły za jej prostym, małym noskiem i jeszcze przed progiem stała na równych nogach, by w salwach śmiechu uciekać dalej. A ja aż stanąłem w miejscu, by wyrazić niezaprzeczalne zdumienie akcją jak z Wojowniczych Żółwi Ninja. Takie napowierzchniowe salta odstawiał tylko ten we fioletowej opasce na oczy.
-Rusz dupę, stary zgredzie - mruknęła, szarpiąc mnie za ramię.
Wypadliśmy na korytarz wyjścia ewakuacyjnego. Rozwścieczone krzyki szalały krok w krok za nami. W ostatniej chwili ukryliśmy się za pancernymi drzwiami, które akurat dzisiaj (jako nasze błogosławieństwo) pozostały uchylone. Grubość dykty przysporzyła mi nadziei, że może właśnie odkryliśmy podziemne przejście do skarbca i chronionego szyfrem sejfu pod galerią handlową. Jak się szybko okazało, to jedynie schowek na miotły o wymiarach dwa na dwa. A już miałem nadzieję. Widocznie do końca życia (a przynajmniej do śmierci mojej sprawności seksualnej) będę musiał zarabiać na chleb chujkiem.
Zagrożenie minęło tak szybko, jak wstała ze mnie Chanell. Pozwolę sobie pominąć moment, w którym wturlaliśmy się do schowka, oboje zaryliśmy głowami w ściany i ja wyszedłem na tym gorzej, bo Nell upadła na moje plecy, a po obrocie na ziemi i sturlaniu się na kafle wyłożone miękkimi końcówkami mopa, mnie zasypały kije mioteł. I bynajmniej tego rodzaju uderzenia w plecy nie były tak przyjemne, jak wbijane w nie podczas odcinania drogi plemników do komórki jajowej długie szpony.
-Co teraz? - wyszeptała przez śmiech. Nie udało jej się powstrzymać parsknięcia, a ja w obawie przed zemstą rozwścieczonych nastolatek usiadłem na niej okrakiem i przycisnąłem łapę do ust.
Nie zdziwi was, jeśli powiem, że wbiła w moją dłoń ostre jak nieużywane noże kuchenne w moim mieszkaniu ząbki.
-Cichaj, muszę upewnić się, że zagrożenie minęło.
Dlatego siedząc plecami do drzwi, wychyliłem za jedno skrzydło głowę. Spojrzałem w prawą, potem lewą stronę i pusty korytarz uspokoił moje serce. Co jak co, ale naoglądałem się w telewizji zbyt wielu filmów o mściwych małolatach. Nie chciałbym paść ofiarą jednej.
-Ważysz chyba ze sto ton - mruknęła, gdy oboje stanęliśmy na prostych nogach.
Powinienem poczuć się urażony?
-Kochaniutka, to same mięśnie i seksapil.
-Uważasz się za największego przystojniaka na świecie, a ciacha tyle nie ważą.
-Jakie ciacha?
-Nawet takie z lawiną bitej śmietany.
-Bo widzisz, kochaniutka - objąłem ją ramieniem i ponowiłem zdrobnienie po tym, jak poprzednim razem skrzywiła się z niesmakiem. - Bita śmietana to sam tłuszcz. A ja składam się z gęstej czekolady z wysoką zawartością kakao. Takie cudeńka ważą.
-I od takich cudeniek się tyje - mruknęła. - Z tego co wiem, panienki z twojego otoczenia tyją na dziewięć miesięcy na brzuchu, a potem pojawia się mały, czekoladowy przystojniak z równie wysoką zawartością kakao.
-Eh, niestety nie - powiedziałem, pełen rozczarowania - Jestem skazany na córki.
Wydostaliśmy się zza pancernych drzwi pozostawiając po sobie bałagan przywodzący na myśl spontaniczny seks, wybuch bomby atomowej i skrupulatne odrobaczanie każdego kąta. Nie wróciliśmy już na salę kinową i myślę, że ani ja, ani Nell nie zapłaczemy, jeśli nie poznamy zakończenia łóżkowej (albo i nie łóżkowej; gość lubi urozmaicenia) historii miłosnej. Z korytarza ewakuacyjnego wydostaliśmy się prosto na parking. Panował już mrok, było bowiem koło dziesiątej, i temperatura znacznie spadła. Nell zaczęła szczękać zębami. Wspominając jej kły, dopiero teraz poczułem, że odcisnęła je nad moim kciukiem. Przebiegła, młoda flądra. Pewnego dnia się odwdzięczę.
Nell przebiegła przez ulicę, by jak najszybciej schować się w ciepłym wnętrzu samochodu. A ja jak gdyby nigdy nic, jak gdybym nie widział, że powoli przekształca się w ładnie ukształtowaną kostkę lodu, jakbym nie widział, że z jej nosa zamiast kataru wychylają się sople lodu, szedłem powoli, krok za krokiem, pogwizdywałem radośnie i robiłem jej to wszystko na złość. W zemście za pogryzioną rękę. Ale z drugiej strony nie chciałem mieć jej zapalenia płuc na sumieniu, bo nie wiem, czy lubiłem ją na tyle, by później odwiedzać ją w szpitalu. Wszystko w swoim czasie. Teraz jest czas na wypluwanie na rękę gumy i wpychanie ziaren popcornu do dziurki w nosie.
To obrzydliwe.
Fajnie obrzydliwe.
I obrzydliwie fajne jest to, że mogę poczuć się jak beztroski dzieciak. Bo, cóż, nigdy z niego nie wyrosłem. I nie chciałem wyrastać.
Przecież to obrzydliwie fajne być dzieciakiem bez nadzoru starych na głowie.
-Otworzysz ten pierdolony samochód, zanim odmarznie mi dosłownie wszystko?
-Co się tak pieklisz? Jest prawie dziesięć stopni.
-Właśnie. Prawie. Czyli tyle samo co zimą. A zimą noszę osiem warstw zamiast dwóch i po uszy jestem owinięta szalikiem. - Gadanie chyba ją ogrzewa, bo odkąd rozkręciła się jak pozytywka w rękach ciekawskiego dzieciaka, nie wyglądała już jak kostka lodu. Albo jak kostka lodu w czasach odwilży. Jak w drugiej części Epoki Lodowcowej. - Otworzysz, do cholery, ten samochód, czy chcesz mnie spisać na pewną śmierć poprzez zamrożenie?
-A wiesz, co ja sądzę? - Oparłem się o drzwi kierowcy, podczas kiedy ona dygotała przy drzwiach pasażera. - Myślałem, że jesteś mniejszą marudą niż zgromadzenie koła różańcowego, powszechnie zwane jako baby.
Obruszyła się, bo chyba przypisanie jej tytułu baby było większą obrazą majestatu, niż gdyby mnie nazwał ktoś pizdą. Miałby tylko wybite jedynki i ewentualnie którąś z dwójek. Za to spojrzenie Nell miało w sobie coś z Bayliszka, kota pozostawionego bez kuwety i laleczki Chucky.
-Nigdy, ale to nigdy nie nazywaj mnie babą, mała gnido.
-Udowodnij więc - parsknąłem, bo jej słownictwo miało coś ze średniowiecza i ery, do której jeszcze nie doszło - że nie jesteś tak marudna, jak większość osobników twojej płci.
-Jak mam ci udowodnić?
-Wysil się. - Skrzyżowałem ręce na piersi. Na piersi, gdzie za napisem wyszytym na koszulce nie było nic. Zaczynałem marznąć i ja. - Kreatywność chyba nie jest mocną stroną kobiet. Oczekują od facetów niespodzianek, kwiatków, czekoladek, kolacji przy świecach i masy innych gówien, kiedy same nie są skore do wysilenia mózgownicy.
-Akurat w tandetnej kolacji przy świecach nie ma za grosz kreatywności.
Ale zanim przyszła moja kolej na podtrzymanie, bądź co bądź, inteligentnej kłótni na wysokim poziomie, pisnąłem gorzej niż panna tracąca dziewictwo z rekordzistą w obwodzie pały, bo oto jej kościste dłonie, które bez wątpienia utrzymywały niższą temperaturę niż głęboko mrożone frytki w kilogramowej paczce, wpłynęły pod moja koszulkę (to nauczka dla mnie, by następnym razem upchnąć ją w spodnie i wyglądać jak ciota) i urządziły sobie cholerne wyścigi w górę, a później w dół torsu.
-Jeszcze chwila, a zamiast pozwolić ci wsiąść do samochodu, przywiążę cię do tylnego zderzaka i będę tak ciągnąć przez pół miasta.
-Co za różnica? I tak skazujesz mnie na tragiczną śmierć.
-Jeszcze na nic cię nie skazuję. Na razie testuję twoją cierpliwość.
-Wal się.
Poszedłbym za jej dobrą radą, ale nie wypadało mi w centrum miasta. Jeszcze kogoś bym zgorszył. Przyglądałem się więc, jak podeszła do drzwi, zasłoniła je, chyba celowo. Później sięgnęła po coś do kieszeni i jak się po chwili okazało, był to przedmiot niewyjaśnionego pochodzenia, dzięki któremu zamek mojego maluszka szczęknął po paru sekundach gmerania w szczelinie, a Nell mogła przeskoczyć z fotela kierowcy na pasażera, objąć się ramionami i z dumnym wyrazem twarzy oglądać swoje paznokcie.
-Dziubas, jak ty to zrobiłaś? - wymamrotałem pełen podziwu. Sprawdziłem zamek i lakier na drzwiach i wszystko jakby nienaruszone. Upewniłem się jeszcze, czy aby na pewno nie wyciągnęła z mojej kieszeni automatycznego pilota. I, cholera, wciąż leżał na dnie.
-Ma się parę ukrytych talentów - odparła bez fałszywej skromności. - I zamknij drzwi. Zimno mi.
Po takim pokazie niesamowitych umiejętności, wykazaniu się ogromnym sprytem i kreatywnością, nie mogłem jej odmówić. Wsiadłem za kierownicę i zatrzasnąłem drzwi.
-Jeśli nasz biznes podupadnie, nauczysz mnie kraść samochody.
-Nie umiem kraść.
-Więc ty będziesz gwałcić zamki, a ja plątać kabelki i to będzie nawet bardziej dochodowe, niż nasze obecne interesy.
-Chcesz znów trafić do paki?
-Jakby się tak nad tym zastanowić, więzienie wcale nie jest takie złe, o ile już na starcie postawisz wszystkich do pionu. Nie daj sobie podskoczyć, a będziesz żyć jak Król Julian w Pingwinach z Madagaskaru.
Zachichotała i mógł być to chichot rozczulenia, jak i pełen kpiny.
-Barbie też zdarza ci się oglądać?
-Obejrzałem tylko Barbie i trzy muszkieterki i, okay, to było świetne.
-Obejrzałeś, mając lat ile? - dopytywała rozbawiona.
-Jakiś tydzień temu.
-Z córką, mam rozumieć, tak?
-Skądże, z Gordonem. Chyba zakochał się w tej rudej.
O nic więcej już nie pytała, bo i ona, i ja zalewaliśmy się śmieszkowymi łzami. Ja zaryłem głową w kierownicę, ona w deskę, na której o dziwo nie wylądowały jej stopy. Jeszcze. Bo kiedy już o tym pomyślałem, para jaskrawych sznurowadeł popieściła skórzaną tapicerkę. Jaki z tego morał? Myśl rzadziej, a żadna pinda nie obsmaruje ci tapicerki zeszłorocznym błotem. Ale ja dużo myślałem, bo nie miałem z kim rozmawiać. Dlatego rozmawiałem w myślach, z samym sobą. To całkiem przyjemne, o ile jesteś inteligentny i nie nudzi cię twoje własne towarzystwo. Jesteś ty i zaskakująco wszechstronny głos w głowie. W mojej wziął przykład z właściciela, pobzykał i rozmnożył się na dwa odrębne głosy. Jeden był mój. Drugi należał do Nell.
Już miałem ruszać, kiedy pogrążoną w ciszy ulicę przeszyło głośne trzaśnięcie drzwiami. Nie wzruszyłbym się, gdybym nie miał fioła na punkcie samochodu. Trzaskanie drzwiami to jak odcinanie kotkom ogonków.
-Justin - Nell szepnęła, szarpiąc nogawkę moich jeansów. - Justin, spójrz tam.
Zastanawiało mnie, dlaczego szepcze. Może śmiech poprzecinał jej struny głosowe. A może punkt dziesiąta wieczorem kładzie się do łóżka i jak grzecznemu dziecku przystało, nie mówi głośno. Nawet mamę woła szeptem, dzięki czemu mama ma wolny wieczór, bo tak czy siak niczego nie usłyszy.
Odpowiedź nadeszła szybko. Po drugiej stronie ulicy szedł mężczyzna, niósł na prawym ramieniu obszerny, czarny worek, a nogi uginały mu się z każdym krokiem i to pozwoliło mi stwierdzić, że pakunek ten nie był bynajmniej dywanem, który żona kazała mu wytrzepać na jednej z gałęzi. Szedł bowiem w stronę parku. O dziesiątej wieczorem (upierałbym się wręcz, że w nocy). Po zmroku. Niebanalna pora na trzepanie niedywanu.
-Z jakiego samochodu wysiadł? - spytałem, prostując się. Tak jak Nell. Włączyły nam się radary.
-Lamborghini Aventador, rocznik 2015, prosto z salonu, kolor czarny - odparła bez zawahania. Zastanawiało mnie, jak u diabła zdołała stwierdzić to w przeciągu ułamka sekundy i półmroku pod latarnią, ale nie pomyliła się. Lamborghini Aventador, rocznik 2015, nówka z salonu i z kolorem kłóciłbym się pomiędzy grafitem a czernią, ale to ona jest dziewczyną i kolory odróżnia pewnie dokładniej.
-Ubiór? - spytałem, mając nadzieję, że pomimo męskich zamiłowań zwraca na to uwagę jak większość lasek.
-Coś w stylu jak ten Grey z filmu.
-Czyli sugerujesz, że w worku niesie...
-Anastasię.
Wymieniliśmy krótkie spojrzenia.
W następnej sekundzie byliśmy już poza wnętrzem samochodu, a zęby Nell zaczęły kołatać jak na zawołanie. Wystarczyło krzyknąć o dziesięciu stopniach i natychmiast urządzały sobie serenadę przywodzącą na myśl marsz armii kobiet w wysokich szpilkach.
-Czekaj, dziubas - nazwałem ją tak ponownie, bo choć zdrobnienie wydało mi się urocze, urocze to słodkie, a ja ze słodkością nie chciałem mieć nic wspólnego (odejmując karmel na lodach w McDonaldzie), to jedno przezwisko wyjątkowo przypadło mi do gustu. - Mam w bagażniku bluzę.
Tym sposobem jej cienka kurtka wylądowała na tylnych siedzeniach, a dolna krawędź bluzy niemal musnęła kolana. Wspominałem, że Chanell była wzrostu Hobbita? Ale pomimo niechęci do przymiotnika uroczy, i choć trzęsło mnie za każdym razem, gdy słyszałem, jak facet nazywał w podobny sposób dziewczynę, Nell w tej obszernej bluzie, długich rękawach, które po spuszczeniu rąk sięgały do połowy ud, i kapturze, który pochłaniał jej główkę jak kraken Jack'a Saparrow'a (myślę, że każdemu znana jest historia pretensjonalnego pirata, więc pozwolę ją sobie pominąć), wyglądała uroczo. To nie budzi wątpliwości, choć szukałem zamiennika tego nieszczęsnego słowa dobre pół minuty.
-Myślisz o tym samym co ja? - spytałem szeptem, gdy na palcach przemierzaliśmy pierwszą alejkę dziko rosnącego parku. Urząd miasta jakby o nim zapomniał, śmieci wywozili raz na kwartał, a wichura jak zrywała gałęzie drzew, tak później leżały na stertach liści, dopóki nie zmieniły się z powrotem w ściółkę dla kupek zamożnych piesków.
-O tym samym - przytaknęła.
Lamborghini Aventador, rocznik 2015, nówka z salonu i kolor jakikolwiek, to pieniądze. Drogi garnitur szyty na miarę to pieniądze. I czarny wór pewnie też nie kosztował mało. Więc po raz trzeci pieniądze. A gdzie są pieniądze, zapala nam się czerwona lampka. Bo tam gdzie pieniądze, tam i przekręt. A gdzie przekręt, tam i my. My i nasz przekręt.
Słyszeliśmy głośne kroki mężczyzny i jego przyspieszony oddech. Rozglądał się, ale widocznie mało dokładnie, skoro nie zauważył nas podczas wędrówki wgłąb opustoszałego parku. Czułem się jak żołnierz na misji. Albo szpieg podczas wypełniania zadania dla brytyjskiej królowej. Albo po prostu jak gówniarz, który razem z drugim gówniarzem rodzaju żeńskiego wywęszył spisek. Adrenalina podskakiwała jak cycki bez stanika podczas biegu. I pomimo powszechnych opinii, to nie był mój ulubiony widok. W ogóle nie jestem fanem rozlewających się pod bluzką balonów. Mało i z klasą - to mój gust.
-Dziubas, masz komórkę? - Uniosła ją w pełnej gotowości. - Zdjęcia, filmiki, wiesz, co robić.
Wiedziała doskonale, bo jeszcze zanim przypomniałem, miała w galerii parę fotografii. Strzelę sobie w łeb, a potem w stanie wczesnego rozkładu utopię się w Tamizie, jeśli niezidentyfikowanym obiektem w czarnym worku okaże się chińskiej produkcji dywan, który ceną nie pasował ani do Lamborghinii Aventador, ani do szytego na miarę garnituru.
Facet przedarł się przez krzaki, potem przez kępę suchych liści, aż dotarł nad małe bagno w południowej części parku. Rozejrzał się raz jeszcze i gdybym nie pociągnął Chanell za jeden z warkoczy (zdążyła zapleść dwa, by pokazać mi, że ta sztuka nie jest wcale taką trudną) morderca albo ukrytej kochanki, albo chińskiego dywanu dostrzegłby parę świecących w ciemności oczu. Zza krzaków doskonale widać było, jak rzuca worek w płytkie bagno, a brzdęk był taki, że dywan nie wchodził już w grę. Kopnął kilka stert liści, przykrył powierzchownie worek i puścił się biegiem przez zarośla, nie dbając o zaprasowany w kant garnitur. Nie dbał o niego, więc mógł pozwolić sobie na drugi. A skoro bez mrugnięcia kupiłby drugi szyty na miarę garnitur, musiał być nadziany bardziej niż indyk w Święto Dziękczynienia.
Poczekaliśmy chwilę, by mieć pewność, że gnojek w garniturze nie wróci. Wyłoniliśmy się zza krzaków i powoli zbliżyliśmy do czarnego wora. Nell weszła w jasnych trampkach w brudną wodę, a ja by nie wyjść na miękką pizdę, musiałem zrobić to samo. Odgarnęła liście z worka i wtedy zauważyliśmy kawałki szarej taśmy klejącej przylepionej na łączeniach. Nell spojrzała na mnie ostatni raz i spodziewałem się, że w tym spojrzeniu obawa będzie walczyć ze strachem. Tymczasem z oczu wypływało tylko podekscytowanie i zapach nowej przygody (starym truchłem na razie nie śmierdziało).
Oderwała szybko większość taśmy. Zbliżyłem się do niej i stojąc zaraz za pochyloną Nell, odsłoniłem worek (był rzeczywiści gruby i nie mógł zostać zakupiony w sklepiku z nazwą "wszystko za funta"). W pierwszym odruchu przeraziła mnie para martwych oczu. Ludzkich, kobiecych, błękitnych oczu wpatrzonych w nas pustym, pozbawionym życia spojrzeniem. To nie był widok, jaki spotykałem na co dzień, dlatego musiałem policzyć do pięciu, bo właśnie znaleźliśmy zwłoki młodej kobiety w drogim foliowym worku i właśnie podążaliśmy krok w krok za psychopatycznym mordercą i gwałcicielem (pozwolę sobie dodać, że kobieta była naga, przynajmniej od pasa w górę). Ale poruszyło mnie to w równym stopniu co materiał o bestialsko zabijanych pieskach w Indiach. Czyli niemal wcale.
-Co czujesz? - spytałem Chanell po zakryciu martwych oczu. Wolałem, jak patrzyły na mnie żywe kobiety. A i o zdrowie psychiczne Nell powinienem się zatroszczyć.
Spojrzała na mnie w górę i zaciągnęła się zapachem przelatującego wiatru.
-Kasę - odparła krótko. - Całe morze kasy.
Wzruszyłem się, jakbym spłodził dziecko, które w wieku sześciu lat otrzymało Nobla z fizyki.
Dwadzieścia sześć lat na nią czekałem, co daje razem trzysta trzynaście miesięcy i ponad dziewięć tysięcy pięćset dni. Jeśli przetrwamy razem pierwszy okres, przetrwamy wszystko.
~*~
Dzień dobry, witam, za tydzień ferie, już czuję ich zapach. A jak tam u Was z feriami? :)
Moje ferie zaczęły sie tydzien temu :P
OdpowiedzUsuńAwww Chennel i Justin rzadza!!! Jestem ich fanka i kurwa chce ich razem chociaż wiem ze pewnie z tego nici :(
Czekam na następny, dziubasku: *
Cudowny jak zawsze zresztą :*** też mam za tydzień ferie ^^
OdpowiedzUsuńPlakalam ze śmiechu przy tym jak byli w kinie i tymi gumami rzucali 😂😂😂
OdpowiedzUsuńWow wow wow nie moge sie doczekac nasteonego! Jestem mega ciekawa co wykombinuja ❤❤
Ja mam teraz, a rozdział jest booooooski
OdpowiedzUsuńDobry rozdział xd dobrze napidany xd i te wszytkie porownania hahaha mega
OdpowiedzUsuńCudowny *-* jeszcze tydzień i ferie
OdpowiedzUsuńRozdział mega!!!! Jestem bardzo ciekawa co oni wykombinuja, nie mogę się doczekać nn mam nadzieję że będzie szybciej i życzę wenyyy :***
OdpowiedzUsuńPs.mi właśnie zaczyna się 2 tydzień ferii :/
Nie zdziwie sie jak Chanel okaze sie lesbijką xD
OdpowiedzUsuńŚwietny !!! :D
OdpowiedzUsuńBoziu ja tak mega mega mocno kocham Justina w tym ff, jego postawa i podejście do wszystkiego jest najlepsze, naprawdę uwielbiam jego charakter i płacze z każdego tekstu który mówi. Jego myśli >>>>>>>
OdpowiedzUsuńTutaj, Justin jest taki inny. Aż da się go polubic biorąc pod uwagę dwie poprzednie części. Ale ja chcę Cindy! Haha Weny <3
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
http://loveme-likeyou-do-1dff.blogspot.com/
Tutaj tworzysz inną rzeczywistość, która pomimo mojej niechęci do JB strasznie się podoba <3
OdpowiedzUsuńZapraszam!
Gabrielle♦♣♥