Codziennym zwyczajem każdego urzędasa, pracownika fizycznego, umysłowego czy nawet bezrobotnego jest popołudniowa wyprawa do marketu. Ostatnie pozostałości pieczywa siedzą jeszcze w wiklinowych koszach, parę warzyw ląduje w koszyku, owoce dopełniają komplet. Coś na kanapki, paczka ciastek, może czekolada albo 150 gramów żelków pakowanych do osobnych foliowych paczek. Po jaką cholerę - nie wiem. Przecież takie 150 gramów wchodzi na raz i gładko przepływa przez przełyk. I nie miałbym nic przeciwko tym rutynowym zakupom z dzieciakami pod pachą, gdyby każdy człowieczek w obrębie cholernego Londynu i okolic nie rzucił się na miejski, niedarmowy spichlerz na hip hura, w jednym tym samym momencie odliczonym co do minuty.
Krążyłem wokół parkingu, wyklinając pod nosem każdego kierowcę, który z lewą fałszywką zamiast prawa jazdy zajmował nie jedno, a dwa miejsca postojowe. Trzeba być ślepym, baranem, albo ślepym baranem, żeby w godzinach szczytu stawać jak pijany zając i z luzem w gaciach i uśmiechem na ustach wędrować z rodziną na zakupy. Aż w końcu, gdy Nell zwiędły uszy od moich przekleństw, wyskoczyła z samochodu, przebiegła pół parkingu i stanęła na środku miejsca parkingowego, na które czaił się inny kierowca i na które ja nie zdążyłbym dotrzeć pierwszy. Ale z jej pomocą toczyłem się wolno alejkami, by na wyznaczonym miejscu zatrzymać się milimetr przed pipką Nell. Mniej więcej.
-Potrzebujemy listy zakupów - zarządziła Nell, przeszukując skrytkę przed fotelem pasażera. Pewnie łudziła się, że znajdzie w niej coś poza paczką prezerwatyw i damskimi stringami. Przeliczyła się.
-Jaka tam lista - żachnąłem się. - Działamy spontanicznie. Tak jak w życiu, tak i na zakupach.
Więc bez choćby jednej nuty planu przemierzyliśmy parking wszerz i pochłonęły nas rozsuwane drzwi z czujnikiem elektrycznym. Wewnątrz dało się wyczuć mieszaninę pieczywa z owocami i wszystkie zapachy rozwiewała klimatyzacja. Po co klimatyzacja w połowie kwietnia - tego również nie pojmuję, ale zostawiam bez komentarza, bo co nie jest moją sprawą, tym nie zaprzątam sobie przepracowanej głowy. Chwyciłem koszyk na kółkach. Słodkie oczęta Nell zadziałały tak, jak powinny. Chwyciłem ją pod pachami i wsadziłem do sklepowego wózka między metalowe, cienkie pręty, które przy odrobinie sprytu rozgryzłbym zębami. Wjechaliśmy na teren marketu i tam zaczęła się prawdziwa zabawa, bo Nell domagała się jednego, a ja drugiego i skończyło się na tym, że musiałem nadwyrężyć swoje muskuły, by wyciągnąć dziubasa ponownie, a wtedy puściliśmy się w dwie różne strony i wózek powoli zapełniał się zupełnym kontrastem. Z jednej strony puszki piwa i słone przekąski na długie posiedzenia przed telewizorem, z drugiej czekolada, żelki i raz jeszcze czekolada. Czyli zestawienie faceta z dzieckiem. Albo przerośniętego dziecka z pełnoprawnym dzieckiem.
-Kupisz mi misia? - Wyrosła przede mną ze śnieżnobiałym pluszakiem zasłaniający twarz.
-Kupię ci dziesięć takich.
-I odstąpimy im jedną z twoich sypialni.
-Co to, to nie.
-Więc wystarczy mi tylko jeden.
I ten sam misiek zajął wcześniejsze miejsce Nell pomiędzy paczką słonych paluszków i czekoladą. Nell zarządziła, by Gustaw (ten białas z parą czarnych guzików zamiast oczu) spał razem z nami w łóżku, a ja zaprotestowałem, bo wczorajszej nocy nie zmieściliśmy się w nim we dwójkę, a co za tym idzie, kolejny intruz nie był mile widziany. Ale Nell znów wprawiła w ruch rażącą siłę spojrzenia. Tym wzrokiem mogłaby słodzić herbatę. I uległem po paru krótkich namowach, mając jednocześnie pewność, że tę noc również spędzę na dywanie, a Nell na łóżku będzie pieprzyć się z nowym przyjacielem, który rozpościera wokół siebie zdecydowanie delikatniejszą aurę niż ja.
-A kupisz mi puzzle? Wiesz, żebym miała co robić, kiedy ty pójdziesz zabawiać się z jakimiś panienkami.
-Do wyboru, do koloru, pakuj do wózka, ile i jakie chcesz. Córki nie rozpieszczam, to ciebie zacznę.
-Bo ja jestem twoją małą córeczką - przywarła do mojego boku, uczepiła się ramienia i nie sposób było jej strzepnąć. - Prawda? Prawda?
-To jakiś syndrom tatusia? Brakuje ci rozrywkowej erotyki?
-Brakuje mi ojca, pajacu. A ty go dumnie udajesz, kupując mi misie, puzzle i...
-Jeszcze nic ci nie kupiłem, pamiętaj.
-Dostałam już od ciebie sukienkę, zapomniałeś?
-Owszem - odparłem - ale tylko dlatego, że sam wkopałem cię w to wesele.
-Jak zwał, tak zwał. W każdym razie zacząłeś powolny proces rozpieszczania mnie. A ja nie mam nic przeciwko.
Wyprawa do marketu zajęła nam niemal dwie godziny, bo gdy odczekaliśmy już swoje przy kasie i z wyziewów klimatyzacji przenieśliśmy się na świeże, tylko z trochę zbyt dużą zawartością spalin powietrze, Londyn zalał zmrok i chwilę się pokręciliśmy, nim natrafiliśmy na samochód. Wrzuciliśmy wszystko luzem do bagażnika, czego żałowaliśmy już na starcie, bo prawdziwy problem zrodzi się dopiero na parkingu pod apartamentowcem, gdy przyjdzie nam przenieść całość na szczyt wieżowca. Na kolana Nell wskoczył tylko pluszowy Gustaw i siebie, i jego przypięła tym samym pasem na fotelu pasażera.
-Oglądałam kiedyś filmik - zaczęła - na którym starsza siostra nakryła młodszą, gdy ta wieczorkiem w łóżku ujeżdżała pluszaka. Teraz już wiesz, na co mi ten misiek.
Nell wcisnęła tułów maskotki między nogi i ostentacyjnie rozchyliła usta, a ja zadławiłem się salwą niespodziewanego śmiechu.
-Pokazujesz różki - stwierdziłem. - Do twarzy ci z nimi.
-Miałam je od samego początku, tylko do tej pory ich nie dostrzegałeś.
-Też możliwe. Ale dzisiaj wykiełkowały.
Punkt dwudziesta wystartowaliśmy spod marketu. Na pierwszy problem natrafiliśmy już na pierwszym skrzyżowaniu, gdzie para kierowców stuknęła się czołowo tablicami rejestracyjnymi i policja kierowała ruchem. Dzięki Bogu nie cofną mnie do pierdla za całomiesięczny zapas przekąsek w bagażniku. Więc docisnąłem gaz przy jednym dorodnym piesku w mundurze, zajmującym więcej miejsca wszerz niż wzwyż, i zaraz staliśmy na światłach na kolejnym skrzyżowaniu. Co za zrzędzenie losu. Od świateł do świateł i tak bezustannie. Uwielbiam prowadzić, ale jazda po Londynie to prawdziwa katorga. Co innego w Stanach, gdy wbiję się już na pustą autostradę nocą. Zatęskniłem za tym i chciałbym na chwilkę znaleźć się tam, gdzieś we wschodniej Kalifornii. Z Nell.
-Udało mi się coś ustalić - zakomunikowała niespodziewanie, a zwykle pomysły Nell nie dotyczyły niczego przyziemnego. Więc już zacząłem się obawiać.
-Zamieniam się w słuch.
-Otóż opowiadałeś mi, że w Stanach brałeś udział w wyścigach samochodowych. Pozwoliłam sobie sprawdzić to i owo i wyczytałam, że na obrzeżach Londynu, w lesie nieopodal zachodniej obwodnicy, odbywają się takie same wyścigi. A że w moim życiu powiewa nudą i tobie również brakuje adrenaliny, moglibyśmy tam podjechać. Ty przypomniałbyś sobie choćby z daleka stare czasy, a ja posmakowałabym czegoś nowego. Genialny pomysł? - spytała retorycznie - Genialny.
Genialny może nie był, ale złoty, świecący nawet po zmroku i pełen widoku na dobrą zabawę owszem. Nie zaszkodzi mi wspomnienie dawnego życia. To taka mała wisienka na torcie. Ale maleńka, i bez pestki. Cały tort byłby, gdybyśmy zabukowali pierwsze bilety do Los Angeles, tak jak stoimy wsiedli w samolot i polizali życia od zachodu, najpierw wybrzeże, później wgłąb kontynentu.
Zgodziłem się z Nell. Pominąłem dwupasmówkę do centrum i wybraliśmy się w podróż na obrzeża. Nim dotarliśmy na miejsce, Nell przeskoczyła na tylne siedzenia, a stamtąd sięgnęła dwie paczki sezamków. Wiecie, takie małe ciasteczka z sezamem, obficie zanurzone w miodzie. To jedna z niewielu rzeczy, które wchodzą mi z prędkością frytek. Wcinaliśmy i rozmawialiśmy z otwartymi ustami o ewentualnym starcie w wyścigu. Ja byłem za, a Nell nie miała nic przeciwko, więc uzyskaliśmy bezsporny kompromis.
-A jak rozpieprzymy się na drzewie, kto zajmie się Gordonem? - spytała niespodziewanie i tą uwagą nabawiłem się od groma obaw. Ale zaraz dotarło do mnie, że jeszcze nigdy nie rozmazałem się na drzewie i nie wiem, czemu miałbym zrobić to akurat dziś.
-Jesteś za młoda, żeby umierać.
-Dobrze to ująłeś - przytaknęła. - Ja jestem za młoda, ty powiewasz już starością. Przykro mi, przyjacielu. Takie są fakty.
-Przyjacielu? - upewniłem się, że dobrze usłyszałem.
-Po części jesteś moim przyjacielem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wiesz, nigdy żadnego nie miałam, więc nie wiem, jak to jest - ciągnęła. - A ty miałeś przyjaciela? Takiego, wiesz, na śmierć i życie, na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie i...
-Nie rozkręcaj się. - Przycisnąłem jej łapę do ust. - Austin.
Nell nie zrozumiała.
-Miał na imię Austin. Przyjaźniliśmy się od liceum. Ufałem mu w 200%. Albo nawet w 300. Wszystko o mnie wiedział. O moich problemach z agresją, o tym, że raz na ludzki rok zdarza mi się być człowiekiem.
-To kiedy wszystko zaczęło się sypać?
-Tak sobie teraz myślę, że niepotrzebnie przedstawiał mi swoją siostrę.
-Byliście razem?
-Owszem - przytaknąłem. - I dopiero teraz dotarło do mnie tak na poważnie, że dziewczyna warta jest milion dolarów, a kumpel to wartość bezcenna. - Zapadła chwilowa cisza, a żeby ją przerwać, zmierzwiłem Nell włosy. - Albo kumpela, ma się rozumieć.
Chyba za bardzo się z nią spoufalam. Jeszcze przywyknie do ponadprzeciętnego traktowania.
-Za dużo sentymentu. Musimy mentalnie przygotować się na dwusetkę na liczniku.
Nell według GPS'a w swojej głowie pokierowała mnie na szutrową drogę odchodzącą na prawo od obwodnicy. Z początku nic nie zapowiadało, by las miał ustąpić i na jego miejscu miał wykluć się pas wyścigowy. Ale im dłużej jechaliśmy, mignęło przed nami parę reflektorów. Uchyliłem okno i poczułem tę atmosferę palonej gumy i benzyny wariującej w powietrzu. Choć na pozór smród, mi przywodził na myśl zapach najlepszych lat.
-Wiesz, że to nie środowisko dla małych bąbli? - zagaiłem, bo chciałem, by Nell miała świadomość, że wyścigi samochodowe to nie miejsce, gdzie popija się soczek przez różową słomkę i ogląda poczynania wyszczotkowanych jednorożców.
-Nie martw się o moje zdrowie psychiczne.
-Martwię się o to fizyczne. Jesteś za ładna. I za młoda. Tam przychodzą same dziwki, a ich tapety spływają z twarzy tak, jak śnieg w Epoce Lodowcowej. Oglądałaś Epokę Lodowcową, no nie?
-Oglądałam - przytaknęła. - Czyli zanim dojedziemy, powinnam wykąpać w jakimś podkładzie czy pudrze?
-Nie to chciałem powiedzieć - mruknąłem. - Masz się trzymać mnie, tyle w temacie.
Dojechaliśmy tam, gdzie las się przerzedza i w końcu po drzewach zostały nieliczne pnie. Przed nami rozpościerał się widok, za jakim tęskniłem. Sportowe samochody ustawione w rzędzie, być może gotowe do startu. Zgraja ludzi w podobnym wieku, asfalt zalany piwem i benzyną, a ryk silników grzmiał jak burzowe pioruny. Wszystko, co kiedyś lokowałem pod definicją szczęścia. Wszystko, czego brak w Londynie zaniżał jego wartość.
Zaparkowałem nieopodal linii startu, jak sądzę. Za daleko jak na uczestnika i za blisko jak na zwykłego obserwatora. Wysiadłem z samochodu, Nell również i przeszliśmy się kawałek. Nell chwytała wszystko co nowe, a ja tylko otworzyłem w głowie szufladkę z nagłówkiem "przed sześcioma laty" i niczego nie musiałem uczyć się na nowo. Tylko twarze pozostawały zagadką. Ich rysy, nie emocje, bo te powielały się od lat.
-Hej, koleś! - usłyszałem za sobą krzyk i bez wątpienia kierowany był do mnie, bo choć Nell nie była pełnoprawną kobietą, określenie "koleś" pasuje tak jak do mnie "baba". - Czego tu szukasz?
Odwróciłem się spokojnie, a pod stopami wyrósł mi śmieszny człowieczek niższy o pół głowy, z łysą pałą i imitacją zarostu. Myślał, że jest fajny, pokazując cztery zasrane tatuaże na ramieniu. Poczułem potrzebę zdarcia kurtki, żeby mógł powzdychać do moich dwóch ukończonych rękawów. Prawda jest taka, że najlepsze dziary płodzą się za kratami. Ale cwaniaczek pewnie nie wie, jak to jest.
-Rzuciło mi się w oczy, że jedno miejsce na linii startu płacze w samotności i zastanawiałem się, czy nie zrobić mu dobrze.
-Wyszczekany jesteś.
-Przyjechałem tu, żeby się ścigać, nie szczekać.
-Masz jakiekolwiek doświadczenie? - spytał z pogardą, o czym świadczył świeżo zapalony papieros.
-Dwa lata w Stanach, rok w Kanadzie, trochę się jeździło. I za te pierwsze miejsca pieprzyło się parę dziwek. Angielki są w tym równie dobre?
Bo grunt to z potencjalnym wrogiem chwycić wspólny język, a sprawa wygląda całkiem inaczej. Pogawędziłem z facetem jeszcze chwilę, po czym poinformował mnie, że wpisowe to okrągły tysiąc, a pierwsza nagroda jest pięciokrotnością wpisowego. Plus pocieszenie z blond albo czarnymi włosami i trzy dziurki do dyspozycji. Łysol wyraził też zbyt duże zainteresowanie Nell i wszedłem mu w słowo, gdy zaproponował, że zaopiekuje się nią w czasie trwania wyścigu. Podziękowałem mu grzecznie przez zaciśnięte zęby i po chwili siedzieliśmy z Nell w samochodzie, a tablica rejestracyjna oddychała tuż nad linią startu.
-Jeśli akurat dziś autko przeciągnęłoby nas po asfalcie - zacząłem dystyngowanie, ustawiłem odpowiedni bieg i na chwilę przed startem uchwyciłem spojrzenie Nell - wiedz, że mimo że spaliłaś mi patelnię i rozbiłaś dwie cenne szklanki, całkiem cię polubiłem.
-Jeśli akurat dzisiaj postanowisz rozpieprzyć nas na drzewie - odwdzięczyła się podobnym tonem - wiedz, że też cię trochę polubiłam, ale mimo wszystko Gordon zostaje na pierwszym miejscu.
-Na mojej liście rzecz jasna również.
-Cieszę się, że się zrozumieliśmy.
I jeszcze przed wystrzałem śmialiśmy się do rozpuku. Ona śmiała się z niewidomych przyczyn, a ja z jej śmiechu i z infantylnego faktu, że gdybym rzeczywiście tworzył listę osób obdarzonych paroma punktami sympatii, Nell zajęłaby pozycję wyjściową ponad Gordonem.
-Gordon, przepraszam - powiedziałem na głos, a Nell nie zdążyła spytać, za co przepraszam obślizgłe stworzenie będące oczkiem w mojej głowie, bo padł długo wyczekiwany strzał z pistoletu.
Sam start przypomniał mi, że zawodowo nie siedziałem za kierownicą od dobrych paru lat i dało się to w kość na pierwszym zakręcie. Ale to jak jazda na rowerze. Albo jak seks przy ścianie. Nauczysz się raz i nawet jeśli oberwiesz cegłą w łeb i zaćmi cię na lata, nie zapomnisz, gdzie trzymać łapska i jak pchać biodrami. Więc pchnąłem, ale dźwignią zmiany biegów, dogoniłem trzeciego z kolei i wziąłem go na zakręcie, bo zrobił kategoryczny błąd - połknął zakręt od zewnątrz, a mi dał wolne pole do popisu wewnątrz. Wicelider wykazał się większym sprytem, ale z daleka widać było, że opony zdarte miał do łysej pały, więc i przyczepność zawodziła. Łyknąłem go i leciałem jak na skrzydłach po zwycięstwo.
-Jeśli to jest ta adrenalina - pisnęła Nell - to uzależniłeś mnie od niej.
Brak strachu przed zarąbiście szybką jazdą i ani grama paniki na widok dwóch stów na liczniku - dopisuję kolejny plus w tabeli cech Chanell Maymac.
Z liderem szedłem łeb w łeb. Została ostatnia prosta, nic poza tym. Nie ma mowy o błędzie, nawet drzewa zeszły nam z drogi. W tej chwili liczyło się w 10% doświadczenie i w pozostałych 90% moc silnika.
-Nie zawiedź mnie, maleńka - szepnąłem, wbijając palce do samych knykci w skórzaną obręcz kierownicy.
-Ten samochód to chłopiec. Widziałam, ma siusiaka.
O mały włos żart Nell nie wyprowadziłby mnie z wszechogarniającego skupienia. Obiecałem sobie, że pogratuluję jej świetnego dowcipu dopiero na mecie, a tymczasem docisnąłem pedał do oporu, dwusetka na liczniku powiesiła się na przypadkowej gałęzi, a ja na sekundy przed metą wyszedłem na prowadzenie i cycata blondyna machnęła mi przed maską chorągiewką zanim uczyniła to samo drugą ręką.
-Raz zostajesz mistrzem, nie wychodzisz z wprawy tak prędko. Więc kto jest najlepszy!? - wydarłem się.
-Ja! - krzyknęła Nell.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.
-Chyba ja - żachnąłem się.
-Byłam twoim szczęśliwym talizmanem. Beze mnie nawet byś nie ruszył, bo pomyliłbyś gaz z hamulcem.
Wróciliśmy na start, gdzie powitał nas gromki okrzyk zdziwionych głosów, bo oto potencjalny nowicjusz pojawia się na wyścigach i z miejsca zdobywa trofeum mistrza. Moja sława szerzyła się za oceanem, teraz przeskoczyła na obcy kontynent. Mówcie mi królu. Albo nie. Mówcie Panie Bóg.
Oczywiście najciekawszą chwilą po opuszczeniu wnętrza samochodu jak z gwiezdnych wojen było zatrzymanie się na przeciw przegranego i symboliczne splunięcie mu w twarz. Ewentualnie na buty, gdyby okazał się przeważająco wyższy. Z drugiego na mecie samochodu wysiadł facet przed trzydziestką. Ten przynajmniej wyglądał jak rasowy gangster, albo jakby wrócił z morderczej wojny w zaświatach. Facet z krwi i kości. Gdybym przegrał, raczyłbym się przed nim ukłonić, bo, cholera, cenię facecików, którzy wiedzą, że mając między nogami fiuta, wstydem jest wizyta u kosmetyczki i zasrane rurki powodujące bezpłodność.
Naszła mnie myśl, że gdybym zrobił jeszcze jednego dzieciaka, przerzuciłbym się na rurki.
Ale jego zainteresowanie ominęło wygranego, mnie, a niebezpiecznie pochłonęła go mała Nell dumnie prezentująca się u mojego boku.
-Chanell? - spytał tamten.
Czasem zapominałem, że Nell to tak naprawdę Chanell. To imię nie wpasuje się w nią jeszcze przez dobre dziesięć lat.
-A ja - odparła odważnie. - Wygrałam z tobą, ha! Nie ma znaczenia, że byłam jedynie pilotem i nawigatorem. Wygrałam.
Nie przejmujcie się mną. Tylko właśnie wygrałem wyścig stulecia i czekam na swoją nagrodę, ale co tam ja, prowadźcie tę udaną konwersację po blady świt, pomyślałem i na tym się skończyło, bo on znów mówił.
-Co ty tutaj robisz?
-Wygrywam, nie widać? - była opryskliwa, a mi na ucho szepnęła: - To kumpel mojego ojca. Nieprzyjemny koleś. Bierz, co masz brać i spadajmy stąd.
Zostawiłem ich na moment samych. Łysol z metrem i sześćdziesięcioma centymetrami na karku wymachiwał już moją wygraną z jakimś nieokreślonym skrzywieniem na ryju. Wyrwałem mu pieniążki, schowałbym je za stanik, ale że nie noszę, znalazły wygodne posłanie w kieszeni na pośladku. Donośny gwizd był oznaką podziwu, bo brunetka, którą łysol postawił przede mną, miała coś z Brazylijki i była bardziej niż w moim typie. I nawet nie tak sflaczała jak przebita dętka w oponie. Mógłbym ją chcieć tak sam z siebie.
-Jak ci, słońce, na imię? - Zawinąłem za jej małe ucho kosmyk włosów.
-Francesca, mój mistrzu.
Westchnąłem. Albo Włoszka, albo Hiszpanka, słowem to, czego Justin szuka w młodych kotkach chętnych na drapanie za uszkiem.
Wtedy za plecami usłyszałem uniesiony szept Nell, który wyraźnie nie był kierowany do mnie:
-On zamierza ją teraz pieprzyć?
Na co obcy głos odpowiedział jej ironicznie:
-Nie. On tylko zabawi się w hydraulika i sprawdzi, czy żadna rurka nie wymaga przepchania.
I wtedy zaczął się teatr godny szekspirowskiej sztuki.
Krzyk, pisk, westchnienie, harmider i tylko stłumiony głos grający w tym przedstawieniu tytułową rolę:
-Justin, słabo mi. - Nell dotknęła ostentacyjnie czoła. - Mdleję.
Mała, sprytna pinda bez ograniczeń i zahamowań. Tak jak samochodom na taśmie produkcyjnej montuje się ogranicznik prędkości, tak Nell w tej kwestii została z lekka niedoruchana.
A gdy wróciłem do hydraulicznych rozmów z młodą Włoszką/Hiszpanką/Brazylijką (jej obywatelstwo nie było wynikiem losowania totolotka, które pragnąłbym poznać na starcie), dziewczęcy głos powtórzył dosadnie i przez zęby:
-Słabo mi. I, kurwa, mdleję. MDLEJĘ.
I tak skończyła się moja przygoda z posiadaczką nieskazitelnej, południowej urody. Przeprosiłem ją i szepnąłem na ucho, że jeszcze tu wrócę, choćby ze względu na nią, tylko bez zbędnego, dziecięcego balastu. Ruszyłem nerwowo na środek placu. Nell na moment rozpromieniła się, gdy zobaczyła, że nici z moich harców z Włoszko-Hiszpanko-Brazylijką. Ale szybko powróciła do poprzedniego stanu godnego Oscara, ugięła kolana i zawyła trzeci raz, jak to jej słabo i że zaraz zaryje nosem w ziemię. Mdlała od dwóch minut i dziwnym trafem jeszcze nie zemdlała. Zatrzymała się pół metra nad ziemią i tam czekała na swojego księcia. Ale książę wziął dzisiaj urlop na żądanie i wysłał w zastępstwie rzeźnika z horroru, który porwał Nell jednym ramieniem, przerzucił przez ramię i zapakował na siedzenie pasażera z brutalnością, z jaką traktują skrzynki z ziemniakami w warzywniaku.
-Jakoś mi niespodziewanie przeszło - odetchnęła z ulgą, gdy wytoczyliśmy się z powrotem na obwodnicę i miała już pewność, że jestem zbyt leniwy, by zawrócić i zamiast niej zabrać ze sobą tę południową panią z imieniem na F.
-Cóż za zbieg okoliczności - zironizowałem. - Módl się, żebym polubił cię trochę bardziej niż trochę, bo inaczej bezpowrotnie utraciłem przez ciebie kawał dobrego seksu.
-Skąd wiesz, że dobrego? - prychnęła. - Faceci to ją tak sobie z rąk do rąk przekazują. Podnieca cię to, że pewnie kiedy my przekraczaliśmy linię mety, ona z tym łysolem przepychała jakieś inne rury i przed tobą miała kontakt z dobrą setką hydraulików? - Próbowałem rozgryźć, w czym tak naprawdę rzecz, ale z której strony bym nie nadgryzł, wciąż natrafiałem na ciasto pączka, a po nadzieniu nie było śladu. - Poza tym wcale nie była taka ładna. Nie wiem, czym wszyscy się tak zachwycali.
Pięciominutowa podróż utwierdziła mnie w przekonaniu, że kobieco-dziewczęca zazdrość jest zarazem urocza, zabawna, podniecająca, słodka, interesująca, nieokiełznana, bezgraniczna, wszechstronna, nieodgadniona i piekielnie niebezpieczna. Emocji więcej niż podczas okresu. Kiedy facetowi siedzi coś na czubku kutasa, da w mordę rywalowi, albo w drugiej kolejności lasce, która spuściła się ze smyczy bez zgody właściciela. Natomiast ta kobieca rywalizacja ciągnie się jak wojna na wszystkich frontach i zostają po niej pukle włosów w garści.
-Jesteś jak kostka cukru - stwierdziłem. - Pozornie twarda, a wystarczy kropla wrzątku, by zaczęła topnieć.
Chwilę się jeszcze dąsała, aż spytała:
-O jakiej kropli mówisz?
-O takiej. - Położyłem rękę na jej karku, przyciągnąłem lekko i pocałowałem w sam środek czoła. W samochodzie dało się słyszeć charakterystyczne cmoknięcie. - I zamknij się już. Za dużo mówisz. Wyobraź sobie, że zbliża mi się okres i potrzebuję absolutnej ciszy, bo drażni mnie nawet szelest twoich włosów na pipce.
Nell była w takim wieku, że aby zrobić jej dobrze, wystarczyło ledwie musnąć jej czoło. Dlatego do końca drogi siedziała w ciszy, szczęśliwa, jakby co najmniej od kilkunastu minut walczyła z orgazmem. Dotarliśmy pod apartamentowiec o 21:59, minutę przed ciszą nocną; minutę przed czasem, razem z którym pojawia się zrzędliwy dozorca i pieprzy, i pieprzy, i poucza, i grozi. Gdybym był bardziej konfliktowy, wyleciałby stąd na zbity pysk, ale że ze mnie przykład człowieka spokojnego, łaskawie godzę się, by kosztem moich nerwów karmił rodzinę.
Oparłem się o ścianę w windzie, a Nell plecami o mnie. Włożywszy ręce do jej kieszeni, zamknąłem ją w swego rodzaju klatce, która miała uchronić ją przed niekontrolowanym osunięciem się na podłogę. Między dwudziestym piątym, a dwudziestym szóstym piętrem zaczęła przysypiać, więc ugryzłem ją w ucho. Rozbudziła się momentalnie i na mocy jej pobudki ucierpiała moja stopa. Winda stanęła na trzydziestym piętrze. Nawet gdyby chciała, nie pojechałaby już wyżej. Doczłapaliśmy do drzwi, z szukaniem klucza rzecz jasna nie mogło pójść nam jak z płatka i za progiem znaleźliśmy się dopiero po pięciu minutach.
-Pierwsza zajmuję łazienkę - ostrzegła, a ja nie miałem nic przeciwko, bo Nell brała prysznic nie dłużej niż ja.
-Jesteś głodna? - Potrząsnąłem jedną ze sportowych toreb. Na dnie skradziona biżuteria, na wierzchu słone krakersy i kopa landrynek.
-Podziękuję. Ale jutro robisz mi śniadanie.
W tej kwestii miałem już pewne "ale". Nell jednak skryła się w łazience, a gdy zatapiałem herbatnika w świeżo otwartym słoiku nutelli, drzwi kabiny prysznicowej obmywała woda.
Jak rankiem, brałem prysznic, gdy Nell szczotkowała zęby, tym razem własną szczoteczką, która przygalopowała z jej mieszkania. Natomiast gdy ja pucowałem jedynki dolne i górne, Nell rozczesywała włosy i plotła nowe, luźne warkocze, spomiędzy których wychylały się pasma włosów i dzięki temu niedbalstwu wyglądała naturalnie.
Dziś nie spieraliśmy się nawet w kwestii łóżka. Nell położyła się od wewnątrz, przy ścianie, ja z zewnątrz, a pomiędzy nami usnął jej biały, pluszowy przyjaciel. Zasypialiśmy już oboje, kiedy ukłuła mnie maleńka szpilka świadomości. Wtedy nachyliłem się nad uchem Nell i szepnąłem:
-Możesz mi coś obiecać? - Wykonała ruch głową, który mógł być zarazem potwierdzeniem i zaprzeczeniem. - Nie zakochuj się we mnie, Nell. Nie warto.
A ona odparła nieprzytomnie, przekręcając się na drugi bok:
-Sama zdecyduję, w co warto się pakować, a w co nie.
Myślę, że już chyba jest za późno na tą obietnice bo Nell już coś czuje do Justina :D Nie mogę się doczekać tego ślubu jego ojca ehh... Świetny rozdział życzę weny, czekam na następny :D!!!
OdpowiedzUsuńJeju oby sie zakochała i on tez.... nie chce cindy i justina, Justin i Nel l oni tak sa zgrani i po prostu świetnie im razem i jeju tak bardzo chce żeby rozwinęła sie milosc taka między nimi :3
OdpowiedzUsuńJeju o i sa boscy! Kocham ich i chce zeby bylo razen! I sa mega zabawni! Jell❤
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA ja nadal czekam na Cindy... + czuję się jakbym czytała inne FF, a nie trzecią część BT
UsuńA ja nadal czekam na Cindy... + czuję się jakbym czytała inne FF, a nie trzecią część BT
UsuńJa tez czekam.na Cindy! :D Jindy team!
UsuńNie wiem jakim cudem, ale kocham ich jeszcze bardziej <3
OdpowiedzUsuńTo było mega urocze, kiedy Nell stała się zazdrosną o tą brunetkę. Coś mi się zdaje,że ona już zakochała się w Justinie. I bardzo dobrze, teraz tylko niech on odwzajemni to uczucie i niech będą razem. Amen.
Weny misiek :)
Wow, cudne!
OdpowiedzUsuńJa polecam tego bloga, może akurat przypadnie do gustu(nie mój):
http://night-dream-jb.blogspot.com/
Boskii! Są słodcy ale ja na dla czekam na Cindy, jakoś nie widzę jej(Nell) i Jusyina razem...Nie wiem czemu...weny!
OdpowiedzUsuńja bym już tak chciała żeby byli razem:/ Cindy mi nie pasuje i przykro będzie jak Justin odsunie od siebie Nell:( do następnego!
OdpowiedzUsuńSzczerze to w ogóle nie podoba mi się ta trzecia część ale i tak ciągle do tego wracam bo serio świetnie piszesz i mam nadzieję ze wszystko potoczy się inaczej. Pewnie już masz wszystko ułożone w głowie i postanowione że Nell jednak zakocha się w Justinie i on w niej rowniez ale ja tego nie moge znieść. To tak bardzo mi mię pasuje,oni razem są jak przyjaciele całkowicie nie pasują mi jako para i już wiem ze zwariuje kiedy pocaluja się lub cokolwiek x
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie ♥ Mogłabym czytać i czytać
OdpowiedzUsuńKocham takie rozdziały mam nadzieje że bedzie ich dużo nie mogę się doczekać tego wesela. I mam wielką nadzieję że oni będą razem czekam na nn i życzę wenyy twoja czytelniczka :*******
OdpowiedzUsuńPrawie nigdy nie komentuje ... no ale to było zajebiste mam nadzieje ze będą razem <3 / tori
OdpowiedzUsuńMi oni na pare ani troche nie pasują, za to na kupli jak najbatdziek.
OdpowiedzUsuńPo 1. Nie zapominajcie ze to ff bylo o Justinie i Cindy, a jak na dobre ff przystalo powinno i tak sie zakończyć.
Po 2. Nell i Justin są identyczni pod wzgledem zachowania, a pamietajcie ze to PRZECIWIEŃSTWA SIE PRZYCIĄGAJĄ. a Justin i Cindy to kompletne przeciwieństwa. <3
Ja sb siebie nie wyobrażam x moim przeciwieństwem wiec nie wyjeżdżaj z takim argumentom, to ze ff opowiadalo o cindy i justinie to nie znaczy ze musi sie tez tak zakończyc. Moim zdaniem Justin przy NELL poznał i odżył na nowo.... i jest szczesliwy... a cindy cóż tez jest z Jasonem... i bezsensu by było jakby tyle byla z Jasonem a nagle do Justina wróciła pewnie Cindy pokłóci sie z Jasonem o dziecko bo w sumie go okłamała ale no musimy czekać ∩__∩
UsuńKazdy ma swoje zdanie,
Ja jestem za Nell i Justinem ❤❤❤
Co ja wyjezdza? jest takie powiedzenie to go tu napisalam xd to że tobie pasuje Nell z Justinem ok nie czepiam sie jakos. Ja wole Justina z Cindy wiec tobie tez nie powinno to przeszkadzac xd na koncu napisalas że kazdy ma swoje zdanie, przy czym czepiasz sie mnie o to co napisalam. Gdzie tu logika?
UsuńZ ff jest jak z telenowelą zawsze wszytko jest inaczej niz w realnym życiu wiec no. To ze tamci sa razem a ci "razrm" to tak na prawde g... znaczy. Ani ja ani ty nie wiamy jak to sie zakończy wiec bez spin.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKURWA
OdpowiedzUsuńMAC
KOCHAM ICH
CHCE ZEBY BYLI RAZEM BOZE
POZA TYM
KONCOWKA TO ZYCIE
A CINDY WIDOCZNIE ZNALAZLA MILOSC SWOJEGO ZYCIA I JEST SZCZESLIWA Z JASONEM LOL
PRZY NELL JUSTIN PRZYNAJMNIEJ JEST SPOKOJNY I NIE KRZYWDZI JEJ ;)
SHIPPUJE ICH MEGA
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Czekam na następny <3.
OdpowiedzUsuńJAPIERDOLE JESTEŚ NAJCUDOWNIEJSZA NA TYM CAŁYM ZASRANYM ŚWIECIE KOCHAM CIE NAJMOCNIEJ
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ JEST KURWA ZAJEBISTY
Z
A
J
E
B
I
S
T
Y
ZAJEBISTY CZEKAM NA NN. JAK NAJSZYBCIEJ <3 <3
Czemu wszyscy tu sie jarają Nell jakby bylo to ff o niej i Justinie? Wg mnie ona tu jest w tym ff po to żeby urozmaicić troche, pokazac Justina z bekowej strony a przede wszytkim zeby obudzić Justina. A jarając sie nią i Justinem jako glowną parą to tak jakby jarać sie idk naprzyklad przyjacielem Jistina w Dangerze albo ogolnie jakiąś rolą taką do urozmaicenia.
OdpowiedzUsuń