Nie wyrabiajcie sobie zdania po tym rozdziale, bo nie wszystkie rozpoczęte sprawy zostały zakończone, zapewniam :(
Nie wiem, jak długo tak klęczałem, ale kolana stopiły mi się z asfaltem, a deszcz płynął w moich żyłach. Nagle zamarło całe skrzyżowanie, ludzie powychylali głowy przez okna, w ulewę, nasłuchując przez wrzeszczący szum wody. Ja również nasłuchiwałem. Ale swojego serca, którego bicie było tak silne i tak głośne, że drżała pode mną ziemia. Słone krople płynęły po mojej twarz, ale nie wiem, czy to pot, czy łzy. I cały rozgotowany byłem strachem. Nie strachem przed odmową. Strachem przed przyjęciem tych najbardziej spontanicznych oświadczyn w historii wszystkich oświadczyn.
Cindy patrzyła mi w oczy, choć to spojrzenie co i rusz przeszywał deszcz. Wzniosłem wzrok ku niebu i poprosiłem tego, który kieruje wszystkimi nadziemskimi kurkami, by wstrzymał na chwilę ten nieskończony ciąg wodny. Zbliżyła się wolnym krokiem, kąciki jej ust były bardziej w górze niż bardziej w dole, ale się nie uśmiechała. To był ten wyraz twarzy, który pojawia się na widok szczeniaka przywiązanego smyczą do słupa podczas deszczu. Położyła dłoń na głowie klęczącego mnie, zmierzwiła mi włosy, zebrała wszystkie na tył. Łagodnie pochylona twarz hipnotyzowała mnie znad zebranych w dekolt sukienki piersi.
-W końcu poszedłeś po rozum do głowy - powiedziała cicho, przygładzając moje brwi, dotykając skroni i jeszcze delikatniej powieki. Jej dłonie były piórami, muskały, a jakby trzymały się z dala.
-Wiedziałaś? - spytałem przez chrypę. - Wiedziałaś, że ci się oświadczę?
-Nie wiedziałam. - Uniosła mój podbródek drugą ręką. - Ale w głębi duszy się tego spodziewałam. I na to liczyłam. Chciałam zobaczyć, ile jesteś w stanie dla mnie zrobić. Udowodniłeś, że naprawdę wiele.
-Bo cię kocham - wyszeptałem i jeszcze nigdy nie wierzyłem w to tak głęboko. Jednocześnie nigdy ta wiara nie miała tak destrukcyjnych wpływów.
-Wyjdę za ciebie - powiedziała, uśmiechając się łagodnie. Wpierw pocałowała mnie w czoło, później wciągała w górę i w górę, aż stanąłem na własnych nogach. - Pobierzmy się, jak najszybciej.
Zbiliśmy się w jeden czuły pocałunek, Cindy została nim odchylona, oparta w moich silnych ramionach, które oplatały jej talię. Deszcz wtrącał się w taniec naszych warg i smakowałem tej ulewy szczęścia w nieszczęściu. Serce tłukło mi się w piersi, bo jeszcze do niego nie dotarło, że nie wypuszczę go wolno, że nie należy już do mnie i że oddałem je w jej ręce. Wszystko zależy od niej, jego kondycja zależy od niej. Teraz cały zależę od niej. Jeszcze nigdy nie byłem tak ubezwłasnowolniony.
-Nie ukrywam, wyglądacie naprawdę uroczo. - Głowa Jazzy wychynęła zza drzwi. - Ale ci wszyscy kierowcy za chwilę was zjedzą, jeśli nie zejdziecie z ulicy. Stworzyliście korek po samo wschodnie wybrzeże. - Wsiadała już, chyliła się za szybą, kiedy niespodziewanie dodała: - I tak, zajmę się dziś Rosie. Tylko nie zróbcie sobie drugiej takiej.
Uciekliśmy przed deszczem do mojego samochodu, choć bardziej mokrzy nie mogliśmy już być. Otworzyłem przed Cindy drzwi, potem sam wskoczyłem na miejsce kierowcy, wykonałem piskliwy obrót na rozlewiskach asfaltu i przywróciliśmy ruch uliczny na właściwy tor. Krople spadały na dach i maskę, tysiące pięści bębniło w blachy, ale wokół nas osiadła cisza i chwilowy niczym niezmącony spokój. Cindy przykryła pieszczotliwie dłonią moje udo, ja odcisnąłem ślad swoich palców na jej nodze, a wkrótce nasze ręce splątały się po środku i trzymając ją, czułem, że nie upadam, że choć nie jest silna, utrzyma mnie. Albo ściągnie w dół.
-Chcę się z tobą kochać - szepnęła, nachylając się nad dźwignią zmiany biegów, do mojej szyi. Jej nie dosięgnęła, ale złożyła mokry pocałunek na równie mokrym barku. - Cały wieczór, później całą noc, a jeśli starczy nam sił, i cały ranek.
-Kiedy wyjedziemy w podróż poślubną - powiedziałem, całując jej dłoń, a dźwięk podróży poślubnej przewrócił mi obiad w żołądku - przez miesiąc nie wyjdziemy z łóżka.
-Po to się ze mną żenisz? - uniosła się. - Dla seksu?
-Mam nadzieję, że to wstrętny dowcip - odrzekłem, szczypiąc ją w nagie mokre udo. - Do seksu ślub mi nie jest potrzebny. Satysfakcjonuje mnie życie nie po Bożemu.
-Więc oświadczyłeś mi się, ponieważ?
-Ponieważ cię kocham - powiedziałem spokojnie. - I chcę ci pokazać, jak wiele siebie potrafię ci oddać. I chciałbym wiedzieć, jak wiele z siebie ty potrafisz oddać mnie.
Cindy podrażniła płatek mojego ucha.
-Pokażę ci w sypialni - szepnęła ponętnie, jej gorący oddech uderzył mnie w szyję i zapłonąłem.
Ale nie chodziło mi o seks. O coś znacznie, znacznie głębiej. Na przykład o serce.
Wycieraczki powoli powracały do formy, bo i deszczu płynęło z nieba mniej, kiedy krążyliśmy pośród wąskich ulic, objeżdżając korki i te wszystkie rozlewiska w centrum. Było mi ciepło i zimno, i byłem przestraszony, i podniecony, i perspektywa ślubu rozciągała się na przedniej szybie jak wyświetlana projektorem multimedialnym, i zrozumiałem wreszcie ideę chowania głowy w piasek - gdyby nie beton, sam skoczyłbym na główkę i leciał, i leciał, aż ktoś wyciągnąłby mnie z tego dołu za kostki. Odwaga to nie jest coś, co noszę przypięte do piersi jak krzyż. Chowam ją w dziurawych kieszeniach.
Dotarliśmy do domu, gdy niebo nad skotłowanymi chmurami pociemniało. Ulicą płynęła rzeka deszczówki, po nas spływały kolejne, ale chmury w końcu zostały zszyte i osiadła w nim cała ta woda, która jeszcze mogłaby spaść. Objąłem dłoń Cindy swoimi obiema i poprowadziłem ją do drzwi, otworzyło je któreś z nas, ale byłem zbyt zaślepiony jej oczami, by przypomnieć sobie, czy sam gmerałem w zamku kluczem. Najważniejsze, że byliśmy już w środku, w cichej suszy, w naszym ogrodzie pełnym lawendy. Rozpięła mi mokrą koszulę, jej dłonie ślizgały się po mojej piersi, aż wpełzły za pasek w spodniach. Rozpiąłem jej sukienkę, spłynęła po jej ramionach i uderzyła w panele. Razem z nią przewróciły się szpilki, z których się wydostała i znów była sporo niższa. Chyliłem ku niej głowę, by całować ją z szaloną zachłannością, by nie odstawać od niej, całującej jeszcze gorliwiej. Wszystkie nasze ubrania, również bielizna, zostały uśpione w salonie, a my nadzy wdrapywaliśmy się niezgrabnie po stopniach, potem odbijaliśmy się od ścian korytarza na piętrze, zrzuciliśmy z haczyka zdjęcie w ramce, a później, gdy jej plecy uderzyły w ścianę, odprysnęła farba. I sufit sypał się na nas z góry, więc skryliśmy się przed tą katastrofą w sypialni. Drzwi przywarły do futryny, skleiła je nasza miłość, choć głównym składnikiem tego kleju byłem ja. A potem, przez kolejne godziny, wydawało mi się, że jestem szczęśliwy. I może przez te godziny rzeczywiście byłem.
Nie wychynęliśmy nosa z łóżka po blady świt, wystraszyliśmy i przepędziliśmy wszystkie chmury, więc z rana słońce rażące w oczy przywitało nas, strudzonych nocnymi doznaniami. Cindy leżała na moim ramieniu, oddychała spokojnie, powieki miała przymknięte, ale czułem, że spogląda spod nich na mnie. Kolorowałem opuszkami palców jej policzki, były gładkie i delikatnie oprószone słońcem. Całowałem ją w czoło, chciałem scałować z niej wszystko to, w czym nie umiałem się zakochać, żeby nie była idealna, ale idealna dla mnie.
-Pobierzmy się na wiosnę - powiedziała w moją rozgrzaną skórę. - Z początkiem kwietnia.
-Tylko od razu mówię, że nie zamierzam nosić obrączki - wtrąciłem. - Facet z pierścionkiem to nie facet.
-Chcesz skakać z kwiatka na kwiatek, a obrączka byłaby twoją moralnością, przyznaj się.
-Rzeczywiście - przyznałem. - Biorę ślub, żeby zdradzać ile wlezie.
-Z kim popadnie.
-I na każdym kroku. W końcu to życie w rozpuście pochłonęło całego mnie.
-Od czubków palców.
-Po końcówki włosów.
Przez chwilę panowało między nami milczenie, szczelnie zamknięte okna nie zapraszały gwaru miasta, więc słyszeliśmy powietrze obijające się swym ciężarem o ściany. Było tak, jak zawsze chciałem, by było. Było tak, jak na moich obrazkach z przedszkola przedstawiających obraz rodziny. Było książkowo. Było tak perfekcyjnie. Nawet kurze zniknęły z półek. Rozwinięte płótno, a na nim mężczyzna, obok kobieta. Przy nim. Blisko. A w jej oczach miłość. I bezpieczeństwo, bo on tu jest. Bo ją obejmuje. Bo nie zniknie. Bo nie zarezerwuje najbliższego lotu na Heathrow w Londynie. Bo może jest na smyczy. Bo może jest głupcem. Bo może jest niespełnionym matematykiem, który podstawia uczucia pod wzór. I dąży do wyniku, którego nigdy nie otrzyma.
-Mogę cię o coś spytać? - Cindy pogładziła mój podbródek. Odrzekłem bezgłośnie skinieniem głowy. - Czy to, co ona mówiła wczoraj przy obiedzie, było prawdą? Mam na myśli - nerwowo odchrząknęła - czy Jason mnie zdradził?
Spiąłem się nieco i jej kościste barki zostały zmiażdżone uściskiem moich. Chciałbym wykreślić ze słownika imię Jasona, kiedy sam byłem twórcą alfabetu.
-Czy to ma jakieś znaczenie? - Wzruszyłem ramionami, więc podskoczyła i jej głowa, która znalazła we mnie oparcie.
-Może dla ciebie nie ma. Ale dla mnie owszem. Powiedz, proszę.
Gdybym skłamał, autorytet Jasona wciąż sięgałby Kilimandżaro, a ja piąłbym się przez resztę życia po drabinie bez końca, pod niebo, w które nigdy nie wierzyłem, które umykałoby mi przez palce. Jak ona.
Ale gdybym powiedział prawdę, wysunąłbym się w wyścigu przeplatanym życiem i śmiercią na prowadzenie, może zamknąłbym któreś z otwartych drzwi powodujących przeciek uczuć, może bliżej byłoby mi tego, którego chce ona.
Dlatego odetchnąłem głęboko i powiedziałem:
-Nie. Jason nigdy cię nie zdradził.
A potem przez resztę dnia uzupełniałem definicję miłości - istnieje wtedy, gdy ranisz siebie, by ona nie musiała cierpieć. Jestem podwojonym masochistą, jej krzywdy są moimi krzywdami. I to jest to, czego nienawidzę w niej tak mocno, jak wszystko inne kocham.
-Wiedziałam - stwierdziła zadowolona. Gdyby tylko spojrzałaby w moje oczy, przestałaby wiedzieć. - Nie zrobiłby mi tego, to jasne.
-Jasne - powtórzyłem ślepo - jak słońce.
Podczas deszczu.
Też chciałem o coś spytać. Chciałem spytać, czy nadal go kocha. Ale mój masochizm nie osiąga takich rozmiarów.
A potem przytuliła mnie i kochaliśmy się raz jeszcze. Nie zawsze umieliśmy ze sobą rozmawiać. W powietrzu krążyło zbyt wiele niewypowiedzianych słów. Jedno jest pewne - słowa są naszą trucizną, a odtrutką gesty. Delikatność jej dłoni i piękno krzyczącego ciała, jej włosy pachnące całą łąką i uśmiech, za który oddałbym wszystkie gwiazdy - tak, to niewątpliwie posiadało zdolności manipulacyjne.
***
Dni mijały i mijały, aż minęło ich tyle, że nadszedł pierwszy marca.
Po wyjeździe ze Stanów nie obchodziłem urodzin tak, jak zostało to zapisane przed wieloma, wieloma wiekami. Bo i nie miałem z kim. Dzień jak co dzień, zwyczajny, chmury na niebie, niewierna mężatka w moim łóżku pod czujnym okiem kamery, szklanka whisky na wieczór i nocne rozmowy ze świętej pamięci Gordonem. Tylko biologiczny ojciec pamiętał, by zadzwonić i w paru słowach życzyć tak samo rozpustnego kolejnego roku.
Niemniej jednak gdzieś za tuzinem drzwi w głębi duszy liczyłem, że tym razem będzie inaczej.
Ale nie było.
Nie pamiętała mama, która rano wstąpiła tylko po to, by przywieźć nam nowy komplet pościeli. Nie pamiętał ojciec prawny. Nie pamiętała Jazzy, ale jej o nic nie winię; pretensje do kogoś przyrównywanego do powietrza są bezcelowe. I nie pamiętała ona. Ta, od której liczyłem jedynie na ciepły pocałunek w skroń i dwuwyrazowe życzenia wyszeptane na ucho. Tyle by wystarczyło. W zupełności.
Kiedy zszedłem schodami na parter, snując się jak cień, którym w istocie byłem, a jeśli nie byłem, jak on się czułem, Cindy weszła z Rosie uczepioną jej ręki, a przez drzwi wdarł się mrok wieczoru. Cindy położyła torbę ekologiczną, z której wychylały się świeże bagietki pszenne, na kuchennym blacie, dopiero wtedy ściągnęła w przedpokoju buty i rozebrała Rosie. Przyglądałem im się przyćmiony, oparty o poręcz schodów, i pierwszy raz tak bardzo chciałem znaleźć się daleko, daleko stąd.
-Dobrze się czujesz, kochanie? - Podeszła do mnie, dotknęła mojego czoła. - Wyglądasz niewyraźnie.
-Wszystko w porządku - zapewniłem. - Po prostu się nie wyspałem.
-Hej, przecież tej nocy byłam grzeczna. - Puściła do mnie oczko i nie potrafiłem nie odwzajemnić jej kolorowego uśmiechu. Może nie było w nim tęczy, ale przynajmniej połowa palety barw. - Musisz położyć się dziś wcześniej. - Jeszcze długo patrzyła mi w oczy, przeczesując moje włosy, które stanowczo nie były w najlepszej kondycji. Cały nie byłem w dobrej kondycji. - Myślę, że dobrze byłoby ci w blondzie - powiedziała po chwili, a we mnie umarło wszystko, co jeszcze żyło. Tę agresję, którą momentami w sobie ceniłem, też zgubiłem gdzieś po drodze. Byłem pusty, a to, co mnie podtrzymywało, to wiele litrów potu zostawionych na siłowni.
-Chcesz go ze mnie zrobić? - spytałem cicho, taki słaby. Jak nie ja.
-Daj spokój - powiedziała lekceważąco. - Nie o to chodzi. Po prostu dobrze by ci było. Tylko tyle.
A potem jej spojrzenie na ułamek sekundy zahaczyło zdjęcie na komodzie, zdjęcie Jasona, gdzie jego blond włosy lśniły w słońcu. I wtedy poczułem, być może po raz pierwszy, zwykły ludzki smutek.
-Twoi rodzice chcą urządzić spore przyjęcie z okazji naszych zaręczyn - powiedziała szybko; i ona uważała zmianę tematu za konieczność. - Podoba mi się ten pomysł, twoja mama pomoże w przygotowaniach.
-Wesele przed weselem - skomentowałem półgębkiem. - Gdybym miał wybierać, zabrałbym cię gdzieś do Meksyku, albo do Brazylii, i tam wzięlibyśmy skromny ślub w jakiejś przydrożnej kaplicy.
-Dlatego kwestię przygotowań zostawisz mnie. - Musnęła opuszką palca wskazującego mój nos. Zrozumiałem jednomyślnie: w kwestii własnego ślubu nie mam nic do powiedzenia. Wyrzekam się kłótni jak ognia, dlatego milczałem. -Mam teraz tyle na głowie - dodała, ale już do siebie, już była w tym świecie, do którego nie zabierała mnie. Stałem za progiem i bez wytchnienia zastanawiałem się, czy chcę go przekroczyć.
Cindy musnęła kącik moich ust krótko, nie zdążyłem tego odwzajemnić. A potem niespodziewanie Rosie złapała mnie za nogawkę i pociągnęła na schody, i w górę, i wyżej, była jak wół zaprzęgowy i miała całkiem pokaźną krzepę. Wdrapaliśmy się na sam szczyt, ale i tam nie puściła, tylko dosięgnęła moją dłoń i dalej ciągnęła za mały palec. Dostaliśmy się do jej pokoju, z hukiem zatrzasnęła za nami drzwi. Panował w nim względny porządek, ale zaniepokoił mnie laptop stojący na biurku w otoczeniu hordy kolorowanek przykrytych całą tęczą kredek. Moje doświadczenie wychowawcze zrównane jest z zerem, mimo to nie uważam, by komputer w pokoju niespełna czterolatki mógł wnieść w jej życie cokolwiek dobrego.
-Co robi u ciebie laptop mamy? - spytałem, strząsając z wierzchu kurz.
A gdy się odwróciłem, moje serce zatopiło się w czymś ciepłym i słodkim. Rosie stała przede mną, ozdabiał ją uśmiech, wysoko w małych rączkach trzymała złożoną w pół kartkę w kształcie serca, a na niej bazgroły, które można by pewnie interpretować głębiej, ale dla mnie były po prostu próbą tańca kredki na papierze.
-Wszystkiego najlepszego, tatusiu - powiedziała cicho.
Padłem przed nią na kolana, moje dłonie wylądowały na jej chudych ramionkach. Zdążyłem zerknąć na laurkę, bo tak nazywają to szczęśliwi rodzice szczęśliwych dzieci, bo na dobrą sprawę nie miała dla mnie większej wartości. Liczył się tylko fakt, że jej małe, maleńkie serduszko, które pewnie zmieściłbym w dłoni, zapamiętało. Ona zapamiętała.
Pierwszy raz przytuliłem ją szczerze, gorliwie, padliśmy sobie w ramiona i przez chwilę to ona przytulała mnie zamiast ja ją. Również pierwszy raz uzmysłowiłem sobie, jaka jest malutka. Moje dłonie obejmowały ją całą, a mała główka znikała gdzieś w zagłębieniu obojczyka. Dziecko to ktoś taki, kto kocha, kiedy wszyscy inni przestają. Bałem się, że całą moją miłość pochłonęła Cindy i to przez nią nie umiem pokochać Rosie. Pierwszy raz chciałem kochać ją mniej.
-Skąd wiedziałaś, księżniczko? - spytałem, głaszcząc ją po włosach.
Pomyślałem, że w tej jednej chwili wyłączyłem się i klęczał przed Rosie ktoś inny, nie ja. Ale przecież "ja" zaszył się gdzieś bardzo, bardzo daleko stąd.
-Nell mi powiedziała - mruknęła w moją pierś, do której przykleiła policzek. - Kiedy u nas była i zamknęłyśmy się w pokoju, pomogła mi zrobić dla ciebie laurkę. I narysowała na kartce kwiatki. I kazała mi każdego dnia, gdy się obudzę, skreślać jednego kwiatka. A kiedy skreślę ostatniego, to znaczy, że masz urodziny.
-Ona jest absolutnie niesamowita - szepnąłem do siebie. I do całego świata.
-A laptop mamy jest tu dlatego, że musisz porozmawiać z Nell. To też część naszego planu.
Dostałem jeszcze buziaka w policzek, który wywołał mrowienie na całej twarzy, jakby stado małych łaskoczących mrówek przebiegało po mojej szczęce w tę i z powrotem. Później przestałem być fascynujący, w każdym razie odstawałem od lalek i tego wszystkiego, czemu można zapleść niezgrabne warkocze.
Wtedy usiadłem przed ekranem i wkrótce czekałem na połączenie kamery internetowej z kamerą Nell. Zdaje się, że tylko na to czekała, bo wkrótce ujrzałem jej rozciągnięty uśmiech i proste białe zęby, kiedy opierała się przedramionami o blat stołu, na którym stał laptop. W tle widziałem panoramę Londynu uchwyconą przez wielkie okna w naszym mieszkaniu. Ale Nell nie była sama. Na jej kolanach siedziała Molly, trzymała się za dwa warkocze i pewnie machała nogami, bo kołysała się cała na boki.
-Sto lat, staruszku - zawołała Nell, dmuchając w małą trąbkę, która wraz z jej wydechem rozwinęła skrzydła.
-Sto lat, tata - powtórzyła za nią Molly, wtulając plecy w pierś Nell.
-Sto to stanowczo za dużo - zaśmiałem się serdecznie. - Tak długo nie wytrzymam.
-W takim razie pięćdziesiąt, ale za to bardzo ekscytujących i efektywnych.
Oparłem głowę na łokciach i ogromna ulga krążyła we mnie wraz z krwią.
-Pamiętałaś - powiedziałem cicho. - Oczywiście, że pamiętałaś.
-A czego się spodziewałeś? Że wyjeżdżając, kopnęłam cię dupę? - Zahaczyła włosy za ucho. - Nie. Kopnęłam w dupę tylko twoją rodzinę.
-Tak w zasadzie to co moja córka robi z tobą? Ja bałbym się zostawić przy tobie dziecko na ułamek sekundy - odgryzłem się.
-Zaproponowałam Lily, żeby wyszła gdzieś z tym swoim, jak mu tam, Ryanem. Ona stwierdziła, że to wspaniały pomysł, oddała mi pod opiekę dzieciaki i chyba zamknęli się w sypialni.
-Ta informacja nie było mi potrzebna do szczęścia - wtrąciłem. - Więc tę dzidzię też masz na głowie?
-Owszem. Musiałam zmienić jej pampersa, ale dzięki Bogu nie zawierał ładunków wybuchowych.
Potem poleciła Molly, która przez długie minuty przyglądała mi się jak nowości, która wpadła w jej ręce, żeby popilnowała przez chwilę siostrę. Ale zanim okrążyła mój dawny salon, wymieniły jeszcze parę zawstydzonych zdań z Rosie, to w końcu siostry. Dostrzegłem między nimi podobieństwo. Dostrzegłem coś swojego.
-Jak świętujecie twoje urodziny? - zagaiła, a ja zwiędłem na krawędziach. - Idziecie na imprezę czy we dwoje, przy lampce obrzydliwego wina, a potem w sypialni?
-Oni - zacząłem w nawiązaniu do całej rodziny, ale wkrótce się zreflektowałem. - Cindy nie... - słowa zastygły mi w gardle.
-Żartujesz - powiedziała cicho Nell, uśmiech spłynął z jej warg. - Zapomniała? - Przytaknąłem krótkim skinieniem. - Przykro mi, Justin. - Wyciągnęła rękę, jakby chciała położyć ją na mojej.
-To drobnostka. - Wzruszyłem lekceważąco ramionami, ale nie wiem, przed kim grałem, bo między mną i Nell nie było filtru, który przerzedziłby cały ten żal. - Jest w ciągłym biegu, ma mnóstwo spraw na głowie. To naprawdę błahostka.
-Skoro tak twierdzisz - powiedziała nieufnie. - Pamiętaj tylko, że beznadziejny z ciebie kłamca. Jest ci najzwyczajniej w świecie przykro.
-Okay - przerwałem jej. - Jest mi przykro. Ale to naprawdę głupota. - W porównaniu do słów, które jeszcze nie padły, wszystko było głupotą. - Muszę ci coś powiedzieć, Nell - odetchnąłem głęboko. Miałem mętlik w głowie, a słowa ciążyły mi na sercu, bo nie chciałem rozmawiać z Cindy. Spojrzałem Nell w oczy i wiedziałem już, że czegoś się domyśla, ale nie wiedziałem czego. - Żenię się - wypuściłem na jednym tchu.
Długo nie odzywała się słowem. Jej nieco skośne oczy nie mrugnęły. Wiem to na pewno, bo i ja nie mrugnąłem. Nic nie malowało się na jej twarzy, była pustą kartką papieru dopiero czekającą na abstrakcyjne kontury. Jej kolorowe płótno zwinęło się w rulon i tylko szczery łagodny uśmiech pogrywał na brzoskwiniowych ustach. Patrzyłem w monitor i widziałem tylko ją, a za nią wszystko to, co chciała wykrzyczeć mi w twarz.
-Zmieniłeś się, Justin - powiedziała cicho, wciąż się uśmiechała.
-Pozytywnie? - zaryzykowałem.
Na moment spuściła wzrok. Poprawiła gumową opaskę na nadgarstku, wtedy i ja poprawiłem swoją, taką samą, tak jakbym chciał poczuć jej dotyk.
-Nie mnie to oceniać - odrzekła wymijająco i już wszystko wiedziałem. - Po prostu nie jesteś już tym facetem, którego poznałam prawie rok temu. Ale nie jestem osobą odpowiednią do oceny, czy te zmiany wyszły ci na plus, czy zmieniły cię w jeden wielki minus. To ty masz czuć się dobrze z samym sobą. Jeśli zmieniłeś się dla siebie, w porządku, bo o to chodzi w ewolucji. Chcę, żebyś był szczęśliwy, bo od roku widzę w tobie najsmutniejszego faceta na tym świecie. Ale, proszę, nie zmieniaj się dla niej. Chodzi przecież o to, żeby kochała ciebie, nie kogoś, kim możesz dla niej być. Bo każdy facet może być dla niej każdym. Liczy się ta unikatowa wyjątkowość.
-Nell, boję się - wyznałem cicho.
-To znak, że w jakimś niewielkim odsetku jesteś jeszcze sobą. Ale ty nie boisz się ślubu, nie boisz się zaobrączkowania. Nie boisz się nawet tego, że staniesz się jej dożywotnią własnością. Nie. - Potrząsnęła energicznie głową, aż włosy powypadały jej z niedbałych warkoczy. - Boisz się, że ta maska, którą nosisz od kilku miesięcy, przyrośnie ci do twarzy. Bo już zaczęła przyrastać. Cieszę się, że się żenisz, naprawdę. Cieszę się, że jesteś tak zakochany. Tylko nie zgub po drodze samego siebie.
Za późno. Już dawno wysłałem za sobą ekipę poszukiwawczą. Ale mnie nie odnaleźli.
~*~
Mam małe ogłoszenie - dopóki nie napiszę, że to koniec, to to naprawdę nie jest koniec. Pamiętajcie, ładnie proszę :)
taka suke robisz z cindy na sile zexd
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział z serii "Biedny Justin,suka Cindy,Nell anioł",wiem,że nikt nie każe mi czytać i spokojnie-nie mam już zamiaru,ale to ff czytałam od pierwszych rozdziałów black tears i niewyobrażalnie mnie wciągnęło,lubiłam je bardzo do pojawienia się trzeciej części,nie ukrywam,że postać Cindy jest moją ulubioną i przedstawienie jej w takim świetle na każdym kroku na początku mnie wkurzało (serio) a teraz już tylko nudzi,bo serio,zapomniała o urodzinach BRATA BLIŹNIAKA FACETA,KTÓREGO PRZEDSTAWIASZ,ŻE TAK BARDZO NADAL KOCHA? troszkę naciągane,(oczywiście cudowna i święta Nell pamiętała!!),nie będę pisała o tym,jak bardzo śmieszy mnie romans prawie trzydziestolatka z szesnastką i sama postać Justina,którego wszyscy tak bronią,bo znając życie nie umieją pojąć tego,że ten BOHATER z wyjątkiem wyglądu oraz imienia i nazwiska z ich IDOLEM nie ma nic wspólnego XD zaraz pojawią się tutaj komentarze typu "suka Cindy","biedny Justin","Nell wracaj" od prawdopodobnie wzbużonych trzynastolatek (TO HIPERBOLA),wyobrażających sobie przyszłe życie u boku starszego idola,dlatego właśnie bronią tak bardzo nastoletniej Nell,a nie mają pojęcia,że miłość czasem wymaga poświęceń,że czasem trzeba zmienić się dla tej drugiej osoby i tak naprawdę (co jest najważniejsze) nikt nie ma pojęcia o tym,co czuje Cindy:-) no cóż,nawet nie ciekawi mnie już zakończenie tego opowiadania i tak jak wspominałam,pisząc ten komentarz mam świadomość,że teraz w Twojej głowie może siedzieć myśl NIKT CIĘ NIE ZMUSZA DO CZYTANIA czy TO MOJE FF I MOJA KONCEPCJA MAŁY KURWIKU i okey,nie dziwię Ci się nawet,aczkolwiek czułam nieznaną potrzebę napisania Ci tego,co siedzi mi w głowie od kilkunastu rozdziałów,piszesz świetnie i nie mogę się doczekać Twojego kolejnego ff:-)
OdpowiedzUsuńZmienić? Dla miłości? Wybacz, ale jeżeli się kogoś kocha to za to kim NAPRAWDĘ się jest, a nie za to kim chce się, żeby był i nie nie mam trzynastu lat :) i nie jestem też "wzbużona" chociaż chyba powinno być "wzburzona". Fakt można się trochę zmienić, ale nie, aż tak.
UsuńLepiej bym tego nie ujęła, chociaż mnie bardzo ciekawi zakończenie ;)
Usuńa wywalone wrotki mam w to,czy ty wbuŻona jesteś czy wzbuRZona XD nie masz trzynastu? masz rację,z Twojej wypowiedzi wynika,że masz jakieś jedenaście,bo dokładnie napisane jest,że to HIPERBOLA geniuszu,poza tym ludzie się zmieniają,każdy człowiek ma na drugiego jakiś wpływ i w tym momencie robisz z Justina totalną cipę:)
Usuńa błąd pojawił się dlatego,że pisałam z telefonu tak dla Twojej informacji:)
Nie chodzi o to, że on się zmienia, spoko, oby na lepsze, tylko o to, że on po raz jest przez to nieszczęśliwy,a po dwa, o to, że ona na siłę chce go zmienić w Jasona :o a dla mnie to jest już chore :o
UsuńIdealnie to ujelas widzę ze nie jestem sama z taka opinia :)
UsuńJa lubię go z Nell bo fakt faktem druga osoba powinna nas kochać takim jakim się jest i nie musiałby od razu oświadczać się Cindy żeby tylko ona była szczęśliwa..
OdpowiedzUsuńto jego wina,nie jej,nikt go przy niej nie trzyma,logiczne XD
UsuńNa samym początku chciałam napisać, że nie jestem tam jakąś "wzbużoną trzynastolatką", choć powinno być jak już coś to "wzburzoną", ale pomijając ten fakt. Chcę stwierdzić, że ta część opowiadania jest moim zdaniem najbardziej emocjonująca. Czytałam wszystkie części, i śmiało mogę powiedzieć, że ta jest czymś całkiem odrębnym, przełomowym. Dla mnie to tutaj pierwszoplanowej roli nie odgrywa żadna Cindy czy też nawet sam Justin, bo tą rolę moim zdaniem zajmuje tutaj Nell. Wniosła ona bardzo dużo do tej części... Myślę, że gdyby nie osoba samej Nell ta część ciągła by się jak flaki z olejem ( z całym szacunkiem do autorki ), bo tak naprawdę ile można czytać o jednej i tej samej ciągnącej się miłości? Ludzie zakochują się non stop, więc nie jest powiedziane, że pierwsza miłość musi być tą ostatnią. Motyw tego, że Nell jest o tyle młodsza, jest moim zdaniem zaskakujący, ale w pozytywny sposób, czytając to opowiadanie wszytko jest napisane w ten sposób, że ja w ogóle nie odczuwam jej wieku. Jest to barwna i interesująca postać, szczerze mówiąc cieszę się, że autorka poszła takim, a nie innym torem tworzenia swojego dzieła, za co ogromnie dziękuję. Czekam na następny z niecierpliwością ;) i przede wszystkim życzę mnóstwo weny ;*
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w stu procentach ;)
UsuńZgadzam się,świetnie to ujelas
UsuńPopieram 💅
Usuńzniewolona co ty pierdolisz XDDD to kontynuacja opowiadania w którym głównymi bohaterami jest Justin i Cindy i to normalne,że ludzie chcą czytać o nich,a nie jakieś pseudo luzaczce fifi rifi trampeczki jaka ja wyluzowana lolita jestem elo,zniewoliło Ci chyba trochę środek głowy
OdpowiedzUsuńmasakra, czasami ludzie są ograniczeni i ty jesteś tego przykładem. To jest opowiadanie, a w nim wszystko się może zmieniać, w końcu to kogoś wyobraźnia spisana do kupy, a zresztą ja wyraziłam swoje zdanie i było ono skierowane do autorki.
Usuńw komentarzach wypowiedzieć może się każdy niunia i tak samo jak ty to zrobiłaś,tak samo ja,to normalne,że to jej wyobrażenia i jej opowiadanie i będzie pisała to,co będzie chciała,ale nic dziwnego w tym,że niektórzy chcą Cindy z Justinem i denerwują się tym w jaki sposób jest ona ukazana i tym,że pojawiła się z dupy jakaś szestastka XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
UsuńNie lubię Cindy, zdecydowanie wole Nell. Ale czuje, że Cindy przygotuje mu coś na te urodziny, w końcu to jego narzeczona :D Weny :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cindy się zgodziła ale nie cieszę się, że zapomniała i trochę tak jak osobie wyżej nasunęło mi się, że Jason był jego bratem bliźniakiem więc mają urodziny w tym samym dniu, ale może ona jest zabiegana jeśli chodzi o ślub i jej umknęło? 😂
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się też, że Justin zgubił po drodze siebie bo w sumie według mnie mógłby być bardziej czuły i mniej agresywny, jeśli się kogoś kocha to się nie bije i w ogóle. Myślę, że też tylko o to chodziło Cindy...
Chcę poruszyć jeszcze kwestię Rosie, jest mega kochana i szkoda, że Justin nie może jej pokochać, mam nadzieję, że to niedługo się stanie, a przynajmniej Justin sobie to uświadomi bo myślę, że on ją już kocha. Cieszę się, że dodałaś rozdział tak szybko, pozdrawiam i do kolejnego! 🔥
szkoda mi go, nie powinien brać z nią ślubu, to nie wyjdzie mu na dobre, Cindy to suka
OdpowiedzUsuńWOW WOWO WOWO
OdpowiedzUsuńON MUSI BYC Z NELL
Mam mega mieszane odczucia co do tego rozdziału... Uwielbiam Cindy i myślę, że ona chciała żeby Justin zmienił tylko trochę swoje zachowanie wobec niej (nie bił jej i traktował jak osobę, którą kocha), ale teraz to Cindy wychodzi na tą najgorszą,a Nell na aniołka. Jak już pisałam Ci na asku lubię każdego bohatera tego ff, ale czemu to Nell jest pokazana jako ta kochana i bez wad (Justin jej u nich nie widzi bądź zupełnie akceptuje). Mam nadzieję, że Cidny i rodzice Justina jednak coś dla niego zaplanowali, a nie zapomnieli o jego urodzinach, a przynajmniej nie Cindy, może być dupkiem, ale jak widać też odczuwa smutek i te gorsze emocje. Żałuję trochę, że nie zrobiłaś do tego momentu szczerej rozmowy między Cindy i Justinem, bo on też chciałby żeby ona traktowała go jak miłość jej życia, a czuje się jakby był na drugim planie, bo na pierwszym nadal pozostaje Jason. Rozdział cudowny, choć nadal nie widzę tu żadnego wyjaśnienia i mam nadzieję, że po następnym rozdziale wszystko stanie się dla nas łatwiejsze do zrozumienia! :*
OdpowiedzUsuńNell 💞
OdpowiedzUsuńKurde, dlaczego wszystko jest takie skomplikowane?
OdpowiedzUsuńDzień się jeszcze nie skończył i myślę że Cindy wcale nie zapomniała o urodzinach Justina może po prostu chce zrobić niespodziankę.
OdpowiedzUsuńJa też czytam cały czas ale nie uważam by postać Nell była jakaś barwna za to u Cindy zawsze się coś dzieje i tu nigdy nie jest nudno.
OdpowiedzUsuńO Jezu, Nell też nie jest ukazana jako aniołek :o też nie raz go skrzywdzila :o ale ten tekst o włosach, to ja myślałam że z siebie wyjdę : o pojebało ja doszczętnie :o mam jeszcze trochę do powiedzenia na nieustajacy spór w komentarzach Cindy/Nell ale to Już się pod kolejnym wypowiem, bo idę spać
OdpowiedzUsuńCzarno to widze...
OdpowiedzUsuńPowiedzialabym ze na sile robisz Cindy tą złą czarną wiedzmą w opowiadaniu, zeby nas zniechecic do niej bo zakonczy sie tym ze Justin bedzie z Nell. Niemal jestem tego pewna, ale nie w 100% bo w kazdym twoim opowiadabiu niemalze gdy wszyscy sa juz pewni wszytkiego ty nagle odwracasz paleczke o 360º wiec czekam do konca. Wypowiem sie przy ostatnim rozdziale.
Dalej jestem za Cindy***
Cindy kolejny raz pokazała jaką jest suką. Nell i Justin są dla siebie idealni. Mam nadzieję, ze do ślubu nie dojdzie, Justin otworzy oczy i wróci do Nelci . Super rozdział 💞💕
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu zrobiłaś z Cindy czarny charakter , pamiętam ja z pierwszych części i ona nie była taką suką bez serca.. Teraz juz mnie tak przekabacilaś ze juz wole zeby był z tą cała Nell :P
OdpowiedzUsuńRozjebal mnie jej tekst o włosach, obojętność i samolubność,no hit
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział coraz bardziej jej nie lubię
Mam nadzieję, że weźmie sobie do serca słowa Nellki
I liczę że tą małą suke zostawi przed ołtarzem XD <3
Jestem strasznie ciekawa co bedzie dalej :*** moze cindy jednak.nie zapomnaila tylko szykuje cos?? No nwm troche przykro, ale kocham to ❤❤❤
OdpowiedzUsuńChyba żeby dogodzić wszystkim Justina trzeba by było uśmiercić.
OdpowiedzUsuńNell moja bogini <3 musi być z Justinem. Cindy to suka i nic tego nie zmieni, nawet to jeśli jeszcze zrobi w następnym rozdziale mu przyjęcie niespodziankę lub cokolwiek innego... Justin traci przy niej prawdziwego siebie :( jell górą!
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak napisała osoba chyba z 2 komentarzem ze juz nawet nie ciekawi mnie jak zakończy się to opowiadanie bo zrobilas z tego taka mode na sukces ze masakra wszystko jest naplatane ten "romans" prawie trzydziestolatka z szesnastka tez mnie smieszy to jest jakąś masakra bardzo lubilam to opowiadanie czytalam je od poczatku od 1 części ale teraz jest juz zwyczajnie przesadzone strasznie zboczylas z toru pisząc to . rozumiem ze ta szesnastka miała być w pewien sposób atrakcją w opowiadaniu i na poczatku może była ale teraz jest to zwyczajnie nudne i monotonne. W tym rozdziale przzedstawilas Cindy jak jakiegoś potwora dla Justina i jego jako małego biednego pokrzywdzonego szczeniaczka ale niestety dlaczego niby ma on być cudownie traktowany podczas kiedy sam traktował kobiety przedmiotowo? Trochę prze kombi nową las i zwyczajnie nie jestem juz ciekawa zakończenia bo te ostatnie rozdziały nie wzbudzają emocji tylko irytuja a szkoda bo bardzo lubie Twoje wszystkie opowiadania, szkoda ze tak przekombinowalas :)
OdpowiedzUsuńPrzekombinowałaś *
Usuń