piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 23 - The way to oblivion


Nigdy nie grzeszyłem świętością, a jednak akt dobroci okazany Jazzy czyli darowanie jej życia i pełni sił, wymagał ode mnie najwyższego poświęcenia. Pchnęła mnie na kanapę, więc opadłem na nią bezwładnie i bez najmniejszej ochoty na wykład na temat unicestwienia przemocy rodzinnej, czyli czegoś, co miałem nadzieję już mnie nie dotyczy. Jazzy obejmowała ramionami Cindy, a ta zalewała się łzami jak głupia i jeszcze nie wyjaśniła, że nie, nie chciałem jej zgwałcić i nie, nie muszę brać udziału w wykładzie.
-Zadowolony jesteś z siebie!? - krzyknęła, prowadząc Cindy na fotel. Że też ta idiotka musiała akurat teraz popaść w nieokiełznany atak smutku i osamotnionej paniki.
-Nic jej, do cholery, nie zrobiłem - wycedziłem przez zęby. Nie łatwo było pozostać oazą spokoju w roju os.
-Więc dlaczego Cindy płacze?
-Niech pomyślę - zironizowałem. - Może dlatego, że parę dni temu jej facet odrobinę za mocno przytulił się do drzewa?
-Poetą nigdy nie będziesz - skwitowała, ale chyba dała się przekonać, przynajmniej częściowo. Wkrótce całość potwierdziła Cindy, więc wydałem z siebie sarkastyczne westchnienie ulgi, informujące, że kamień spadł mi z serca i jednak nie okazałem się gwałcicielem. - Ale dlaczego nie masz na sobie koszulki?
-Bo jest trzydzieści pięć pieprzonych stopni i nie zamierzam chodzić w futrze po kostki? - zawarczałem złowieszczo. - Obie jesteście przeklętymi wariatkami, przysięgam. Jak Boga kocham, kiedyś nie wytrzymam i pozabijam was obie sznurem, zapalniczką czy choćby cholernym pilnikiem do paznokci.
Pomyślałem, że najchętniej zrobiłbym to już dziś, ale nie raczyłem ich o tym poinformować. Jakby tego było mało, rozdzwonił się mój telefon. Z początku udawało mi się go ignorować, ale on dzwonił i dzwonił i niewątpliwie osoba po drugiej stronie na linii przekroczyła dopuszczalną ilość sygnałów będącą wyrazem wrodzonej kultury. Musiałem więc odebrać.
-Czego? - warknąłem po zawędrowaniu palcem od lewej po prawą krawędź.
-Mógłbyś być odrobinę milszy - upomniała mnie matka. Mogłem przewidzieć, że w całym wianuszku irytujących bab zabrakło tylko jej.
-Pracuję nad tym - mruknąłem.
-Wiesz może, co z Cindy? Od wczoraj próbuję się do niej dodzwonić.
Spojrzałem spod byka na blondynkę i odparłem:
-Nieudolnie leczy kaca wódką.
-A co z Jazzy? Wbiegła na chwilę do domu, zostawiła Rosie pod moją opieką i niczego nie chciała wyjaśnić.
-Jazzy - westchnąłem - mentalnie zapina mi spodnie, bo uważa, że kiedy facet chodzi z rozpiętym paskiem, na pewno zamierza kogoś zgwałcić.
-Czy powinnam jakoś zainterweniować?
-Nie - burknąłem. - Niech chociaż twoje zdrowie psychiczne pozostanie w umiarkowanym stopniu rozkładu.
-Dobrze, w takim razie przekaż dziewczynom, że zapraszam was wszystkich dzisiaj na obiad. I nie chcę słyszeć, Justin, że rodzinne spotkania to nie twoja bajka.
-Ale to przecież jest nie moja bajka.
-Powiedziałam, że nie chcę tego słyszeć. Widzę cię dzisiaj w domu, Justin. Bez dyskusji - oznajmiła, a później rozłączyła się i na linii zapadła głucha cisza, bo w przeciwnym razie znalazłbym wymówkę choćby w postaci lotu na księżyc, byleby zaszyć się w sypialni i bić rekord w Subway Surfers przy akompaniamencie rozmowy z przedstawicielem rodzaju żeńskiego nieposiadającym tych wszystkich cech, które czynią kobietę popierdoloną do granic wytrzymałości.
-Mamusia zaprasza was dzisiaj na obiad - wycedziłem przez zęby.
-Justin? - spytała Cindy. - Gdzie moje dziecko?
-W lesie. Trzy metry pod ziemią. Urządza piknik z królową czerwonych mrówek.
Wiedząc, że wkrótce Jazzy wyjaśni Cindy, gdzie podziała się jej córka, która do tej pory zdawała się nie pochłaniać więcej niż procenta jej uwagi, wdrapałem się schodami na górę i zabarykadowałem w pokoju. Burzowe chmury, które ujrzałem podczas jazdy samochodem wraz z małą Rosie, rozpędziły się i nastąpiło oberwanie nieba w przeciągu najbliższych trzydziestu minut, które spędziłem na leżeniu na łóżku na zbyt miękkim materacu i wpatrywaniu się w szybę, której czystość przeczyła zasadzie zakazu wstępu do mojej sypialni.
Nie pamiętam, czy zasnąłem, czy po prostu wegetowałem na łóżku z rękoma za głową, dopóki nie spadła ostatnia deszczowa kropla. Wiele myślałem o swoim zdrowiu psychicznym i szansach na w miarę normalne życie i za każdym razem dochodziłem do wniosku, że z Cindy powinno łączyć nas jedno - odległość biegnąca przez cały ocean. Jednakże ilekroć przeklinałem ją w myślach, za każdym razem łapałem się na hipokryzji, bo przecież nikt mnie tu siłą nie ciągnął, a i życie ze mną do bajecznych nie należy.
W porze obiadowej, odliczając dobre pół godziny na dojazd, przebrałem się w czystą koszulkę i zszedłem na parter. Zupełnie jakbyśmy zmówili się z Cindy, bo ona spłynęła ze schodów niedługo po mnie. Ubrana była w czarną spódniczkę do połowy ud i czarną koszulę. Nie akceptowałem fenomenu żałoby, bo przecież czerń w szafie i czerń w sercu nie zwrócą życia zmarłemu, ale Cindy w czerni było wyjątkowo dobrze. Z resztą, miałbym problem z nazwaniem choć jednej rzeczy, w której nie byłoby jej dobrze.
Bez słowa minęła mnie, zdjęła z wieszaka torebkę i wyszła z domu, więc jak posłuszny pies ruszyłem za nią. Ale ona, zamiast zatrzymać się przy drzwiach pasażera, kroczyła dalej i mieszała stukot szpilek, z którymi najwyraźniej ciężej jej było rozstać się niż z córką, z gwizdem letniego, poburzowego wiatru.
-Samochód stoi tutaj - krzyknąłem za nią. - Na piechotę dojdziesz tam na kolację, nie na obiad.
-Jakoś sobie poradzę - burknęła, ale przystanęła.
-Nie zachowuj się jak nastolatka i wsiadaj. Przecież jedziemy w to samo miejsce. Później nasłucham się od matki, jaki to jestem nieuprzejmy, że nie zabrałem cię ze sobą.
Chwilę się jeszcze dąsała. Wtedy pomyślałem, że to jeden z elementów, którego nigdy nie zaobserwowałem u Nell i bez wątpienia nie było mi do niego tęskno. W końcu poddała się i wróciła do samochodu, mówiąc tylko:
-Dobrze, że chociaż do matki masz jakąś resztkę szacunku.
-Nie tylko do niej - szepnąłem, ale tego już Cindy nie usłyszała. I prawidłowo. Gdyby teoretycznie mogła usłyszeć, milczałbym jak zaklęty.
Odpaliłem silnik, już nie metodą zaczerpniętą od zawodowych złodziei, i ruszyliśmy przez centrum Los Angeles, omijając jednak miejsca, w których skupiał się cały ruch. Przez długi czas słowem się do siebie nie odzywaliśmy i nie mogłem powiedzieć, by nie było mi z tym dobrze, bowiem od natężenia dzisiejszych kłótni rozbolała mnie głowa, a w to, że rozmawialibyśmy z Cindy bez awantur, wierzy już chyba tylko Bóg, bo on wierzy we wszystko, w co da się wierzyć i w co nie jest w stanie uwierzyć człowiek.
-Bzykaliśmy się na tylnych siedzeniach - wyrwało mi się na którejś z kolei przecznicy, na której moja cierpliwość została wystawiona na próbę.
-To był jeden z tych sporadycznych razów, gdy rzeczywiście tego chciałam, czy może bolała mnie głowa i nie miałam ochoty?
-Biorąc pod uwagę, że ciebie głowa bolała średnio... codziennie, obstawiałbym, że pomogłem ci znaleźć ochotę.
Spojrzała na mnie ironicznie.
-Jesteś doprawdy wspaniałomyślny.
-Wiem, skarbie.
-Nie mów do mnie skarbie.
-Kochanie?
-Nie.
-Słoneczko?
-Też nie.
-Aniołku?
-Nigdy.
-Myszko/żabko/rybko?
-Nie otwierasz przypadkiem zoo?
Przewróciłem oczami.
-Głupia, zarozumiała suko?
-Ten etap mamy już za sobą.
-Wiesz, że jesteś okropnie niezdecydowana?
-Niezdecydowanie leży w kobiecej naturze.
Gdyby nie to, że kochałem się z Nell, byłbym w stanie uwierzyć, że jednak ma między nogami fiuta, bo jej męskie zdecydowanie nie miało z kobiecością nic wspólnego.
-Mogę cię o coś spytać?
-I tak spytasz - mruknąłem.
-Po co wróciłeś do Stanów? Mam na myśli, dla ciebie jest doprawdy obojętnym, którą część świata zarażasz swoim istnieniem.
Zastanowiłem się chwilę. Dotarło do mnie, że obietnica nie była jedynym powodem rezerwacji biletu powrotnego do domu. Drugim był strach przed głębszą relacją, której już nigdy nie chciałem i która przy Nell była więcej niż nieunikniona.
-Z tego względu - odparłem, nawiązując do słów Cindy - postanowiłem zatruć trochę powietrza w Los Angeles.
Przyjrzała mi się uważnie. Najbardziej irytował mnie fakt, że gdyby się tak skupiła i poszperała głębiej, znała mnie wystarczająco dobrze, by odkryć więcej kart, niż odkrywałem sam. Dlatego uciekłem wzrokiem na pusty pas ruchu i po chwili przeciąłem go, synchronizując rytm serca z miarowymi uderzeniami kierunkowskazu.
-I tak ci nie wierzę - odrzekła stanowczo, a później zapadła cisza.
W tej ciszy dotarliśmy pod dom rodziców. Stanąłem na podjeździe tuż za tylną rejestracją samochodu Jazzy, małej Hondy o opływowych kształtach. Na przednim lusterku zawieszony miała odświeżacz powietrza w kształcie choinki. Nie od razu wysiedliśmy, a kiedy proces wpatrywania się w przednią szybę naznaczoną ptasim tyłkiem zaczął się niefortunnie przedłużać, zagaiłem:
-Chcesz usłyszeć żart z życia wzięty?
-Nie jestem w nastroju, Justin - westchnęła.
Ale i tak postanowiłem opowiedzieć.
-Kiedy miałem dziewiętnaście lat, byłem w ostatniej klasie liceum, a Jazzy była słodką szesnastką i dopiero zaczynała ogólniak, zakochała się w jednym z moich kumpli. Jak na dobrego brata przystało, powiedziałem jej któregoś wieczoru, że umówiłem ją z tym kolesiem i żeby niemało wyzywająca zaczekała na niego na tylnych siedzeniach mojego samochodu. Oczywiście przystała na to.
-I co było dalej?
-Poszedłem do domu po tatę i powiedziałem mu, że Jazzy robi sobie dobrze w moim samochodzie. Ojciec zastał ją zupełnie nagą i ze wstydu i wściekłości czerwoną jak burak. To był pierwszy raz, kiedy mój nos został brutalnie złamany.
Cindy zachichotała przez łzy i wkrótce otarła je rękawami koszuli.
-Dobrze jest - stwierdziłem.
-Co?
-Dobrze jest znów usłyszeć twój śmiech.
W progu przywitała nas mama. Czułem się niekomfortowo z tym, że Cindy, będąc młodszą ode mnie o pięć lat, zwracała się do niej po imieniu, a ja musiałem zgrywać maminsynka. Zdjęliśmy w przedpokoju buty, mama chwaliła Cindy, że ślicznie wygląda, z czym akurat nie sposób było się nie zgodzić, ale Cindy zdawała się mechanicznie potakiwać, byleby mama dała jej spokój i uszanowała, że w żałobie nie ma ochoty nawet na komplementy.
Przy stole w salonie siedział ojciec, Jazzy i mała Rosie, która na widok ukochanej mamy, której miłość mógłbym kwestionować, poderwała się z krzesła i wpadła jej w ramiona. Przyglądałem się relacjom między matką, a dzieckiem i zastanawiałem się, czy kiedykolwiek podobne są w stanie zakwitnąć na nici łączącej małego potworka z ojcem. Przestałem nad tym rozmyślać, gdy Rosie wtuliła mi się w łydkę i oznajmiła, że tęskniła za swoim tatusiem, a z tego miejsca ja po raz kolejny przypomniałem, że matka ochrzciła mnie imieniem Justin, nie tatuś.
Usiedliśmy wspólnie przy stole. Tata i mama po jednej stronie, Rosie i Jazzy na krańcach, a ja z Cindy po przeciwnej. Choć była nas cała szóstka, poczułem się jak przysłowiowe piąte koło u wozu, bowiem ich wzrok, każdego z osobna, mówił mi, że usiadłem na miejscu Jasona i że nigdy nie będę dostatecznie dobry, i jeszcze że woleliby jego zamiast mnie, czemu w żadnym razie nie mogłem się dziwić, lecz i tak odrobinkę bolało, bo gdy siadałem przy stoliku w McDonaldzie wraz z Nell, wiedziałem, że mogłem tam zasiąść tylko ja i że Nell tylko mnie oczekiwała.
-Zrobiłam spaghetti, Justin. Twoje ulubione - oznajmiła mama, by przerwać ciszę i tylko po to, bo przecież wszyscy doskonale wiedzieli, co za moment wpakują do żołądka.
-Dzięki - mruknąłem posępnie.
-Powiedz mi, dziecko, co ty jadłeś w tym Londynie? Nie wydaje mi się, by nagle obudził się w tobie zapał kulinarny.
-Gdy ładnie poprosiłem, dostałem najlepsze naleśniki na świecie - odrzekłem pod nosem. Pomyślałem, że chyba wolałbym te naleśniki, niż spaghetti zrobione na siłę, żeby było o czym rozmawiać. Nie ma przecież niczego bardziej ekscytującego niż rozgotowany makaron z sosem, serem i liściem bazylii.
Później rozmowa zeszła na temat surówki z różnych rodzajów sałat, z serem fetą, słonecznikiem, całym bukietem świeżych warzyw i szczyptą oliwy z oliwek. Wcale nie modliłem się do kostki ogórka dlatego, że miałem mentalną potrzebę rozmowy z Bogiem. Po prostu bardzo nie chciałem, by ktokolwiek pytał mnie o cokolwiek, zwłaszcza o naleśniki i o cały Londyn.
-Opowiedz coś, Justin - zachęcił tata. - Jak mijało ci życie w Londynie?
Zupełnie jakby czytał mi w myślach i postanowił zemścić się za moje istnienie.
-Całkiem... chaotycznie - odrzekłem, ale oni niewątpliwie liczyli na więcej szczegółów. - Zwiedziłem więzienną celę, parę klubów w centrum i miałem swój mały interes.
-Zdradzisz nam coś więcej? Wstyd przyznać, ale nigdy nie podejrzewałbym, że mój syn, bo pamiętaj, że zawsze nim będziesz, ma przedsiębiorczy dryg.
Wytarłem usta chusteczką, podparłem się na łokciach i odpowiedziałem z nikłym uśmiechem.
-Sypiałem z bogatymi mężatkami, by później wyłudzać od nich pieniądze za milczenie. Całkiem dochodowe zajęcie. Wiem, tato, że jesteś ze mnie dumny.
Dziwnym trafem mama poszła dorobić surówki, choć zostało jej w misce przeszło połowę, a tata gorliwie wykazał chęć pomocy. Zostaliśmy więc przy stole w czwórkę: dwie wariatki, szczeniak rodzaju żeńskiego i szef tego nienormalnego gangu.
-Mogłeś ugryźć się w język - burknęła Jazzy.
-Przecież kulturalnie odpowiedziałem na pytanie. Co miałem im wmówić? Że skończyłem prawo i otworzyłem własną kancelarię? Daj spokój.
-Nie musiałeś ich informować, że zarabiałeś własnym tyłkiem jako męska dziwka czy, jak wolisz, chłopiec do towarzystwa.
-Ekskluzywna - poprawiłem - męska dziwka. To spora różnica.
-Różnica w czym? Latarnia, pod którą stałeś, miała mniej pajęczyn, czy częściej zmienianą żarówkę?
-Nie wydaje ci się przypadkiem, że nikt cię dawno nie bzyknął? - odgryzłem się rozjuszony.
Do stołu wrócili rodzice, więc rozmowa o bzykaniu i latarniach zeszła na dalsze tory. Usiedli i znów wszyscy zaczęli grać jak w teatrze, w którym zmieniona kwestia zaważy na losach ludzkości. W głowie miałem tylko jedną myśl: nie pasuję tu, nie pasuję tu, nie pasuję tu. Ziemia mogłaby się teraz rozstąpić, żebyśmy byli dalej, i mógłby spaść ulewny deszcz, żeby zagłuszył rozmowy, i mógłbym nagle znaleźć się w Londynie, tak przez przypadek i przy okazji, by ulotnić się na kolejne sześć lat, później kolejne i kolejne, aż nie miałbym przed sobą aż sześciu lat.
Niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Karcące spojrzenie mamy mówiło samo za siebie - nie waż się odebrać, bo dostaniesz szlaban. Ale wkrótce przypomniała sobie, że ostatni pełnoprawny szlaban otrzymałem od niej przeszło osiem lat temu i teraz nie ma nade mną przesadnie dużej władzy. Wyjąłem telefon z kieszeni i pierwszy raz miałem ochotę wydać niekontrolowany dźwięk wyrażający radość bez skazy. Spytałem sam siebie, czy kiedykolwiek jakiekolwiek imię na wyświetlaczu telefonu wprowadziło mnie w stan tak zaawansowanej euforii, jednakże odpowiedź niosłaby ze sobą zbyt oczywiste wnioski i z tego względu postawiłem je w gronie pytań retorycznych.
-Część, dzidzia - odebrałem, odchodząc od stołu. Za plecami usłyszałem jeszcze zdziwione szepty, jakieś domysły, ale wszystkie nietrafne.
Skryłem się w swoim dawnym pokoju na parterze, który otrzymałem na znak bezgranicznego zaufania, bowiem w czasach młodości rodzice byli świadomi tego, że nie wracałem do domu przed ciszą nocną i że nie zawsze wracałem samotnie. Rzuciłem się na stare, skrzypiące łóżko, włożyłem poduszkę pod głowę i wsłuchałem się w jej przyspieszony oddech.
-Zrobiłam to - powiedziała podekscytowana.
-Nasikałaś na radiowóz, zapaliłaś trawkę, naplułaś dyrektorowi w twarz, czy może...
-Zaliczyłam obcego faceta w klubie.
Ścisnęło mnie w żołądku.
-Zbierzmy wszystkie fakty - postanowiłem. - Byłaś w klubie. Pewnie coś wypiłaś. Uprawiałaś seks z przygodnym frajerem. Zgadza się?
-Od deski do deski - potwierdziła.
-Więc muszę wyprowadzić cię z błędu. Nie ty zaliczyłaś jego, tylko on zaliczył ciebie.
-Nie prawda - zaoponowała. - Ja zaliczyłam, bo ja byłam na górze.
-Zaliczył ten, kto pierwszy doszedł.
Burknęła pod nosem.
-Wcale nie doszłam.
Parsknąłem śmiechem.
-Więc bez wątpienia to on zaliczył.
-Cholera, a chciałam przełamać te sztywne reguły, które wcale mi się nie podobają. Bo w końcu z jakiej racji to facet ma zawsze zaliczać?
-A z takiej - odrzekłem - że gdyby on nie chciał, gówno być zrobiła, a gdybyś ty nie chciała, on bez większego wysiłku wziąłby sobie wszystko, czego ciało i dusza zapragną.
Oddychaliśmy spokojnie i równomiernie podczas tej przyjemnej ciszy na linii, która pozwoliła mi się przekonać, że wizja Nell z innym facetem, choć naturalnie chciałem, by znalazła sobie kogoś wartego jej samej, była jedną z najbardziej uporczywych wizji w dziejach ludzkości. A jeszcze bardziej uporczywa była myśl, że kiedy ona zdążyła już zaliczyć, albo być zaliczoną, ja zwiedziłem jedynie kuchnię i sypialnię pomiędzy krótkimi przerwami w kłótniach z całym pobliskim światem.
-Co robisz, Justin? - spytała po dobrych pięciu minutach.
-Leżę na łóżku w swoim pierwszym pokoju. Wiesz, że nadal mam w nim puchary z zawodów koszykówki z liceum?
-Te, w których brałeś udział tylko i wyłącznie ze względu na cheerleaderki
-Dokładnie tak - zaśmiałem się. - Zasada była prosta: można było nie grzeszyć urodą, ale sam fakt bycia w drużynie zapewniał ci wyższą pozycję w rankingu szkolnych ciach.
-U mnie w szkole do drużyny należą tylko bezmózgie dryblasy.
-Przyznaj, że pewnie większość damskiej części szkoły się w nich podkochuje.
-Ja w żadnym razie - zaoponowała.
-Oczywiście, zawsze znajdą się takie Nell, które od przygłupów z drużyny wolą facetów zbliżających się do trzydziestki z delikatnie kryminalną przeszłością.
Nell westchnęła głośno. Mógłbym przysiąc, że leży teraz na moim łóżku z policzkiem wciśniętym w poduszkę. Inna opcja byłaby z kolei głęboko niepokojąca, bowiem w Londynie dochodziła pierwsza w nocy i zszedłbym na zawał, gdyby o tej porze pałętała się po ulicach.
-Trochę za tobą tęsknię - oznajmiła wkrótce.
-Ja za tobą też - odrzekłem. - Trochę - dodałem, bo przecież nie powiem, że wpadam w furię za każdym razem, gdy ktoś wspomni o Londynie i że serce mi się kraja, gdy pomyślę, że jej dziurka nie jest już tylko moją dziurką, i może jeszcze, tak na marginesie, że bez niej żyje się stokrotnie gorzej, i że ta moja tęsknota znacznie wykracza poza dopuszczalne granice określenia "trochę".
-Na pewno ci w niczym nie przeszkadzam?
-Daj spokój - odparłem. - Nigdy nie przeszkadzasz. Zwłaszcza że trwa rodzinny obiadek.
-Więc właśnie ci przeszkadzam.
-Dziubasku, proszę cię, chętniej skoczyłbym z okna, niż spędził tam choć minutę dłużej.
-Więc czemu nie skoczysz?
-Bo jesteśmy na parterze - burknąłem. - Wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Nawet cholerna architektura budynku.
-Masz możliwość podejść do okna wychodzącego na północny wschód?
-Mam - odparłem, nie wiedząc, co kombinuje.
-Więc podejdź do niego. - Odczekała chwilę. - Podszedłeś?
-Podszedłem. I co teraz?
-Teraz połóż rękę na szybie.
-Położyłem.
-Wytęż wzrok.
-Wytężyłem. I co?
-Nie widzisz, jak macham do ciebie zza oceanu? - zachichotała dźwięcznie. - Stoję przy tej ogromnej szybie w salonie, która wychodzi na południowy zachód i choć co prawda jest całkiem ciemno, bo na wysokości trzydziestego piętra mało jest świateł, macham do ciebie i widzę, jak stoisz smutny przy szybie i planujesz mi odmachać, chociaż wiesz, że to kompletna głupota, ale przecież oboje jesteśmy wybrykami natury.
-Dlaczego smutny? - spytałem ostrożnie.
-Sam odpowiedz sobie na to pytanie. Ja przecież nie wiem. Tylko słyszę, że jesteś smutny, a ty smutny bywasz niezwykle rzadko.
Ścisnęło mnie w sercu i po raz kolejny pomyślałem, że może przechodzę zawał, a śmierć z kosą stoi mi tuż za plecami. Ale nie. Nie ma tak łatwo. Trzeba się jeszcze pomęczyć, by kostucha odrąbała głowę tuż przy szyi. Obecnie przechodziłem atak bardzo bardzo bardzo głębokiej tęsknoty, która drżąco poruszyła moimi dłońmi i kolanami i o mały włos znowu nie wsadziła mi w oczy małych zbiorników wodnych. Trzymałem się jednak dzielnie z myślą, że to męstwo odejdzie, gdy Nell ponownie się odezwie.
-Cholerniemismutnobonieumieminiechcębezciebieżyć - powiedziałem na jednym oddechu.
-Co mówiłeś?
Uśmiechnąłem się z ulgą. Jednak nie zrozumiała.
-Nic, Nell. Muszę już kończyć. Cześć.
Długo jeszcze trwałem przy parapecie, patrzyłem w tę szybę i żałowałem, że nie mam tak wybujałej wyobraźni, by jak Nell widzieć ją za oceanem. Doszedłem też do wniosku, że sałatka ze słonecznikiem nie może być bardziej dołująca niż myśl o niej zza ściany, bo na ogół myśli bywały bardziej przytłaczające niż ich praktyczne wykonanie.
Wyszedłem więc z pokoju i zatrzymałem się przyczajony za rogiem, by usłyszeć, co o mnie mówią, a że mówią o mnie byłem pewien, bowiem mówili tak cicho, że tylko ja miałbym tego nie usłyszeć.
-Na cmentarzu wspomniał przez przypadek o jakiejś Nell - oznajmiła Jazzy, nachylona nad stołem. Brzmiała, jakby mówiła co najmniej o brytyjskiej królowej i co prawda Nell znaczyła sto razy więcej niż królowa, ale z wiadomych względów Jazzy nie mogła tego wiedzieć.
-Może powiedział o niej coś więcej?
-Nic - odrzekła. - Tylko wściekł się, gdy dziś rano o nią zapytałam. Choć swoją drogą, on wścieka się na każdym kroku.
-A już w szczególności - wtrąciłem, wychylając się zza rogu - wścieka się, gdy ktoś analizuje jego życie prywatne.
-Dziwisz się - spytała mama - że chcemy coś o tobie wiedzieć?
-Nie dziwię się. Po prostu próbuję was uświadomić, żebyście nie wpychali nosów w nie swoje sprawy i nie obrabiali mi dupy za plecami.
Zapadła cisza. Słyszałem tylko swój ciężki oddech i bicie serca, które jeszcze nie pogodziło się z faktem, że odsunąłem się od szyby wychodzącej na północy wschód, a co za tym idzie, oddaliłem się o około piętnaście kroków od Nell.
-Kim jest Nell? - spytała mama, zatrzymawszy widelec z nabitym liściem sałaty w drodze do ust.
-Gówno powinno was to obchodzić - odrzekłem spokojnie, a potem wyszedłem z domu, bo choć na zewnątrz nie było przesadnie dużo świeżego powietrza, w domu niewątpliwie było go jeszcze mniej, a to, które już było, zostało skażone przez niezaspokojoną, ludzką ciekawość.
Wsiadłem do samochodu i z impetem zatrzasnąłem za sobą drzwi, aż zatrzęsło się przednie lusterko i niepokojąco zadrżało to boczne. Najgorszy stan fizyczny człowieka to taki, w którym jest na siłach przenosić góry, a przenosi wyłącznie swój tyłek z krzesła na łóżko, a z łóżka na fotel.
Przed włączeniem silnika spojrzałem na zdjęcie Nell zapisane w moim telefonie. Przebiegłem kciukiem po kosmyku włosów otulającym jej policzek.
-Już zawsze zostaniesz moją małą tajemnicą - szepnąłem - o której dla własnego dobra powinienem jak najszybciej zapomnieć.
Ruszyłem z podjazdu z nadzieją, że proces zapomnienia przebiega mniej boleśnie niż proces rozpamiętywania.






~*~

Tu jeszcze sporo o Nell, ale niebawem coraz więcej Cindy :)
ask.fm/Paulaaa962

35 komentarzy:

  1. Wreszcie jak czytalam to czulam ze czytam dalej black tears ♥
    W koncu brak Jasona i Nell xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie jak czytalam to czulam ze czytam dalej black tears ♥
    W koncu brak Jasona i Nell xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Jell,ale bardzo mnie ciekawi rozwój relacji Jind:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. On powinien być z CINDY w końcu to opowiadanie o nich.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chce nell rozdział ciekawy czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny jak zwykle!
    ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja chcę, żeby w końcu zrozumiał, że to Cindy jest do cholery jego pierwszą miłością i, że to ją już zawsze będzie kochał! ;'( Oni muszą być razem. Muszą sobie wszystko wytłumaczyć... Musi być jak dawniej z tą różnicą, że bez przemocy i zbędnych kłótni. Ta sama stara miłość.

    OdpowiedzUsuń
  8. BLAGAM NIEEE
    NIE CINDY
    JA CHCE NELL
    ONA JEST PRAWDZIWA
    KOCHANA
    I ON JA KOCHA
    I ONA JEGO
    A CINDY TO JEBANA SZM KTORA NIE POTRAFI SIE ZDECYDOWAC KOGO CHCE
    JA PIER
    JAK JA MOZNA LUBIC?
    NAPRAWDE JESLI ON BEDZIE Z CINDY TO JA SIE ZAJEBIE...

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszytko ok ale mam nadzieje ze nie rozlozysz tego ff tak ze on bedzie cos tam z Cindy byleby zapomnieć o Nell, a potem wroci Nell i on poleci do niej. Jakby tak było to naprawde ta czesc okazalaby sie niewypalem. Ale znam twoje ff i wiem że zawsze jesteś nieprzewidywalna i że tak czy siak nas zaskoczysz.

    Wgl z mojego punktu wodzenia Nell w tym ff jest po to zeby zmienic Justina, a nie po to żeby kończyć happy endem z nimi razem jako para.
    No kurde to ff kest o Justinie i Cindy, a patrząc na to racjonalnie to po co pisać 3cz zostawiajac Cindy bez Jasona a Justina łączyć z Nell....
    I jeszcze ta nazwa "do trzech razy sztuka" i Cindy z Justinem na headerze xD w kazdym bądź razie ja jestem za Cindy i Justinem :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak ta Cindy mnie denerwuje. Rozumiem, że bardzo przeżywa śmierć Jasona, ale powinna choć trochę zainteresować się swoją córką. W poprzednim rozdziale nie przejmowała się nią zbytnio, teraz zresztą też. No ludzie, czy tylko ja uważam, że mimo wszystko powinna zachowywać się bardziej odpowiedzialnie?

    OdpowiedzUsuń
  11. Nell!!! 😍😍😍😍

    Justin kurwa nawet sie nie waż o niej zapomnieć bo bd wpierdol!!!!


    Jell!😍😍😍😍

    Ja dalej nie rozumiem co z tym wspolnego ma to ze to ff było o Justinie i Cindy moze i jest ale to nie oznacza ze na końcu maja byc razem 😒

    Ja wierzę ze koniec nas zaskoczy ale jakby na końcu mialo byc ze Cindy i Justin to serio wole juz śmierć Cindy albo Justina bo oni razem na koniec i szczęśliwi ? Proszę was to by była parodia.... nie wchodzi sie dwa razy do tej samej wody 😒

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gowno prawda bo woda sie zmienia nie stoi ciagle w miejscu :)))

      Usuń
    2. Cóż moze i czasami sie wzburza i czasami opada ale i tak potem staję sie taka jaka byla tak samo z siusiakami ( Nell tak mówiła : 3 ) raz bd stał ale no i tak w końcu upadnie😂😂😂,ale podsumowując kazdy jest taki jaki chce byc a nie kiedy przy ludziach każdy jest inny coz moim zdaniem Justin jest przy Nell tym Justinem który gdzieś zbladzil i chce sie wydostać i Nell mu w tym pomaga , Cindy miala na to szansę ale nie podołał a oprocz tego uwazam ze ona tez sie poglubila i taka osoba ktora miala ja z tego wyprowadzic byl Jason ale on Kipnal, ale no zobaczymy 😁

      Ty jestes za Cindy anonimku ja za Nellcią😍

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  12. Wtf jedziecie po Cindy ze jest nieodpowiedzialna, ale to nie ona zachowuje sie jak mala dziwka za przeroszeniem. No helloł jaka 15latka puscza sie z debilnym 26 latkiem? I jaka 15latka 'zalicza' obcych facetów w barze, a do tego sie opija? I jaka 15latka smiga nago przed facetem prawie drugie tyle starszym od niej? I jaka kurwa 15latka kąpie sie z facetem w jednym prysznicu zanim cokolwiek do niego poczuła? No helloł gdzie tu logika?

    Jak ja nie trawie tego waszego wymadrzania jaka Nell jest kochaniutka i slodziudka podczas gdy na zywo zaloze sie mowilybyscie na taką laske ze jest zdzirowata czy tam puszczalska bo taka racja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wolę tą "zdzirowatą" Nell, która ma swój charakter i która kocha Justina tak naprawdę niż wiecznie niezdecydowaną,rozmemłaną taką po prostu nijaką Cindy:)

      Usuń
  13. Czemu Cindy? Mam wrażenie że odpuszczę kilka rozdziałów aż do czasu pojawienia sie Nell. Przepraszam za brutalność ale martwię się o mój telefon. Który w przypływie złości mógłby nie wytrzymać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez tak sądzę...Ze..kilka rozdziałów odpuszczę...te humoru cindy i w ogóle jej postać tak mnie...ich

      KolejnyPodpis

      Usuń
    2. To widziny sie Nigdy bo Cindy juz zawszw bedzie :* :)

      Usuń
  14. Boże ja tak nie chce tej suki Cindy!!! Już w drugiej części mnie denerwowała przez to jej wielkie niezdecydowanie i to jak się użalała nad sobą;_; Justin tak cierpi i tęskni za Nell proszę cię niech ona wróci:((((((

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie, nie Cindy wole Nell ♥ Swietny rozdzial :)/Wera

    OdpowiedzUsuń
  16. nie lubie Cindy, nigdy jej nie lubiłam
    wolałabym, żeby było więcej Nell i żeby to z nią był Justin

    OdpowiedzUsuń
  17. mimo, że w następnych rozdziałach będzie więcej Cindy to mam nadzieje, że potem i tak wróci Nell i to z nią Justin będzie

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejku Nell <3
    Ona musi być z Justinem :) Oni są dla siebie stworzeni. Przecież widać jak Bieber się męczy z Cindy i resztą rodzinki.
    Ja wciąż mam nadzieję, że będzie Jell :*
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Taaak chcemy Jell 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak narzekacie na Cindy ze jest taka wredna dla Justina i wgl....
    Cirkawa jestem jak wy byscie sie zachowywaly na dzień po śmierci swojej miłości, a do tego jakbyscie mialy na glowie faceta ktory was gwałcił wyzywał i traktował jak śmiecia? Ogarnijcie sie wreszcie. Co chcecie zeby sie do niego milusila jak Nell? No kurwa Nell jest mila bo to nie jalą traktowal jak szmate. Mysle ze jakby teraz dopiero spotkal Cindy traktowlby ją o dużo lepiej niż Nell. Ale pech czy tam preznaczenie chcialo zeby trafili na sb w czasie gdy w Justinie buzowala złość....

    A co do rozdziału jest świetny xd
    Ja mysle że Justin sam nw jak kocha i czy wgl kocha Nell, a zapomniał że tak naprawde kocha Cindy i teraz do niego to wraca.... samo to jak wspomina z nią dawne czasy i ten moment jak powiedzial jej że dobrze jest usłyszeć jej śmiech ♥

    OdpowiedzUsuń
  21. CINDY CINDY CINDY I JUSTIN PLEASE

    OdpowiedzUsuń
  22. Mam niedosyt xD malo jeszcze Cindy ale wiem ze to sie zmieni wiec czekam na kolejny. Jindy Team ♥ / @gosiajbb

    OdpowiedzUsuń
  23. Zawsze sb zostawiam to ff na noc :D bardziej sie wczuwam xd
    Ja tam osobiscie wole niezdecydowaną Cindy niz gowniarską Nell.

    OdpowiedzUsuń
  24. Nell! Team Jell!""


    I to Justin ma byc szczęśliwy a nie Cindy ��

    OdpowiedzUsuń
  25. A skad wiecie z kim on bedzie szczęśliwy? To dopiero 1/4 tego ff. Wasza kochana Nell może sie okazać totalną porażką albo zrobić cos glupiego czy coś. A z Cindy dopieto się poznaje na nowo nie wiadomo czy nie przypomni mu się ptawdziwa miłość.
    Ja tam od poczatku nie przepadam za tą Nell jakoś.

    OdpowiedzUsuń
  26. Na początku byłam totalnie Jindy Team ale teraz zakochałam się w Jell i chce jej więcej ksmsoslsndhdnaln 💜

    OdpowiedzUsuń
  27. Cindy Cindy Cindy time terax wiec z Nellką cicho tu. Styknie wam 20 rozdziałow z nią xd teraz dajcie sie nacieszyć nam Cindy a nie blagajcie już o Nell.

    OdpowiedzUsuń