piątek, 13 maja 2016

Rozdział 32 - Red tears, black tears


Czy to piękno jest receptą na miłość, czy subtelność, czy wdzięk i urok osobisty, czy rozmowy prowadzone szeptem w środku nocy, z latarkami pod pościelą, czy siła tak dominująca, że aż za wiele jej w jednym ciele i wychyla się, by przesiąknąć inne - cokolwiek by to nie było, Cindy to ma. Obawiam się, że ma wszystkiego po trochu, a trochę to i tak nadmiar.
Dzień był ciepły, choć nie fantazyjnie upalny. Ławka w parku twarda, ale nie z kamienia. A Cindy blisko, lecz nadal jakby dzieliło nas morze podczas sztormu, którego żadne z nas nie przepłynie wpław, bo ilekroć próbujemy, za każdym razem któreś podtapia się i upaja morską wodą.
Nie mogłem się nią nacieszyć. Siedziała mi na kolanach, a wciąż za daleko, bym czuł lawendę mieszkającą w jej włosach i bym widział drżenie brzoskwiniowych warg. Ubrana była w białą zwiewną sukienkę przed kolana, a wiatr rozwiewał jej włosy jak niewieście stojącej na dziobie żaglowca, prowadzącej zbłąkanych marynarzy poprzez sieci splecione z syrenich warkoczy. Oczy miała szczęśliwe. Albo w jej oczach odbijało się tyle mojego własnego szczęścia, że nie pozostawiłem miejsca na jej szczęście.
-Patrzysz na mnie tak... dziwnie - oznajmiła, kreśląc opuszką palca zakres mojego zarostu.
-Dziwnie? To znaczy jak?
-Tak... - zawahała się, przekrzywiając głowę. - Tak jakbyś zerwał różę i spodziewał się, że będziesz musiał oberwać ją z kolców. I nagle okazało się, że ona nie ma kolców.
-Ma - odezwałem się. - Ale nie są tak szkodliwe, jak mogłyby być.
-Albo się uodporniłeś.
-Albo moje kolce są osłoną przeciwko twoim kolcom.
Naparła na mnie wargami i scałowaliśmy z siebie wszystkie ostre kolce. Gdy jej usta wprawiały w taniec moje, serce mi się rozpierało i pompowało krwi za dwóch, czuło się odpowiedzialne już nie tylko za mnie, ale za nas oboje. A gdy była tak blisko, na wyciągnięcie języka, lawenda zamknęła nas w szczelnej bańce, w której unosiliśmy się gdzieś wysoko, gdzie nie docierał ani zapach świeżo skoszonej trawy, ani powietrza sponiewieranego na ziemi.
-Czuję się jak gówniarz - oznajmiłem. Trzymałem ją za uda i podniosłem, by z nią oplecioną wokół bioder odtworzyć taniec radości. Zakręciłem się w koło, a Cindy trzymała palce splecione na moim karku i odchyliła głowę, uśmiechem zarażając świat. - Chyba tylko gówniarz potrafi być tak szczęśliwy.
-Mnie to szczęście aż boli.
-Boli? - upewniłem się.
-Tak, boli. Czuję moje zmarszczki, a w policzkach mam już chyba dziury jak po eksplozji bomby atomowej.
-Całkiem przyjemnie jest być twoją bombą atomową. W każdym razie mogę być pewien, że w najbliższych latach nie porwie cię energia kosmiczna silniejsza od tej atomowej.
-Porwałeś mnie - stwierdziła oskarżycielsko, wydymając wargi.
-Dałaś się porwać. - Nasze nosy się pocałowały, a prąd kopnął mnie w pięty. - Wystarczy mi, że porwę część ciebie. Na przykład zetnę ci włosy i pochowam po kieszeniach.
-To już obsesja.
-Pomiędzy miłością a obsesją istnieje niebezpiecznie cienka granica.
Nagle zrobiło się poważnie, choć słońce nie zaszło za chmury, których wcale nie było. Uśmiechy zgasły nam na moment, jakby ktoś zabawił się pstryczkiem w ścianie: pstryk i jest szczęście; pstryk i jest szczęście, ale mniej.
-Nie chcę, żebyś przekroczył tę granicę, Justin.
-Wiem - westchnąłem.
-Nie przekroczysz?
Ugryzłem się w wargę, ale szybko puściłem ją, by krew nie przeszkodziła nam w pocałunkach.
-Postaram się, Cindy. To mogę obiecać.
Skradliśmy parę rozszalałych pocałunków, które wirowały w przestworzach i spadały nam na spierzchnięte usta. Po którymś takim muśnięciu Cindy przywarła do mnie całym ciałem, a jej nogi mocniej objęły moje biodra. Trzymałem ją jedną ręką pod pupą, drugą przytulałem w łopatkach, a jej włosy splątały się z moimi palcami. Wtedy spostrzegłem tuż przed nami moich rodziców, którzy trzymając się za ręce, przystanęli w pół kroku.
-Pora na przerwę - wyszeptałem Cindy do ucha. - Teściowie nas namierzyli.
Cindy spłynęła po moich biodrach i stanęła na chodniku. Przez dłuższy czas bała się odwrócić i wciąż powtarzała bezgłośnie, że na pewno mają ją za dziwkę, że jest jak drut kolczasty plączący obu braci bliźniaków. Uspokoiła się dopiero, gdy przycisnąłem usta do jej czoła i wykorzystując element zaskoczenia, obróciłem ją twarzą do moich rodziców.
-Moglibyście - odkaszlnęła mama. - Moglibyście może coś wyjaśnić, wytłumaczyć?
-Co tu wyjaśniać? - Oparłem podbródek na ramieniu Cindy. - Grzeszymy przeciwko Jasonowi. A w zasadzie jeszcze nie zgrzeszyliśmy.
-A mniej poetycko? - poprosił ojciec.
-Jesteśmy razem. Tyle w temacie.
-Od ilu to trwa?
-Od trzech tygodni. I odmawiam odpowiedzi na dalsze pytania.
Mama z niepokojem spojrzała Cindy w oczy. Nie wiem, co w nich znalazła, ale to nic z serii dozgonnych miłości i uwielbienia życia.
-Cindy, jesteś pewna, że on cię nie... - zająknęła się.
-Zamykam ją nocami w piwnicy, na spacer po parku wyprowadzam na smyczy i jest moją dmuchaną lalą z sex shopu - wtrąciłem niegrzecznie, a moje zmarszczone brwi spotkały się po środku czoła.
-Naprawdę cię to bawi? - spytała nerwowo. Tata objął ją ramieniem i naraził się na udział w samoistnym zapłonie jej rozeźlonych parujących uszu.
-Tak. Szczerze powiedziawszy tak. Jeśli nie podzielasz mojego czarnego humoru, nie zadawaj więcej pytań.
-Chcę tylko wiedzieć, czy Cindy jest bezpieczna. - Postąpiła krok w przód. Ciaśniej objąłem Cindy ramionami. - Mam prawo się o nią martwić.
-Masz prawo, ale nie masz powodu.
-Mam - głos jej zadrżał - nadzieję.
A później wetknąłem w uszy garść sprężonego powietrza, by nie usłyszeć jej krzyczących myśli, a każda z tych myśli była pewna swego - przy Jasonie nikt nie uruchomiłby rodzinnego programu ochrony niedoszłych synowych.
Potem wznowili romantyczny spacer we dwoje, drzewa kłaniały im się w pas, ale na pochylonych liściach osadził się cały ich spokój. I nie trzymali się już za ręce. Mój romantyzm był złodziejskim owocem ich romantyzmu.
Cichy głos Cindy wyciągnął parę słonecznych promieni zza chmur.
-Nie ma powodu, prawda?
Odpowiedziałem słowami matki, patrząc w powietrze, które przestało być przeźroczyste.
-Mam nadzieję.
A później moje nadzieje spotęgowała wegetacja na granicy miłości i obsesji, kiedy skroń Cindy wtulona w mój policzek przypomniała mi, że powinienem się ogolić.



Cindy pragnęła wessać mnie w tajniki swojego życia, a ja chciałem być częścią jej życia. I tak razem dążyliśmy do połączenia naszych żyć w jedno wspólne istnienie, wyzbywając się prywatności i przereklamowanej samodzielności.
Chciał tego nowy amerykański Justin. Londyński Justin zapomniał, że ma jeszcze prawo głosu i od miesięcy przebywa w stanie hibernacji.
Dowodzenie na naszym wspólnym okręcie przejęła Cindy. Jej rebelia okazała się skuteczna, a moja - mojej w ogóle nie było. Dołączyła do hibernującego londyńskiego mnie.
Wszystko wkoło przypominało mi, że jestem z modelką. Jej opływowe kształty, gdy budziła się rankiem na, nie pod pościelą. Jej zgięta w kolanie noga, gdy dekorowała pieczywo dżemem. Jej dłonie spacerujące po mokrych włosach, gdy wieczorami woda poznawała jej ciało lepiej niż ja. I sama Cindy, która tego dnia obudziła mnie hałasem sokowirówki.
-Mam dzisiaj sesję zdjęciową - powiedziała, gdy stanąłem w progu kuchni, nieprzytomny i niechętny do oprzytomnienia. - Pomyślałam, że może poszedłbyś ze mną. Bardzo mi na tym zależy.
A gdy jej na czymś zależało, zwykle stawiała kropkę, zanim wypowiedziała zdanie. To aluzja do sterów okrętu przejętych przez Cindy.
-Kiedy?
-Za półtorej godziny w centrum. I tak nie masz co robić. Siedzisz na nieustannym bezrobociu.
-Wysokodochodowy biznes w Londynie mi na to pozwolił - żachnąłem się.
-Prawdziwa żyła złota - zironizowała - zarobiona przez łóżko.
-Krąży pogłoska, że modelki też nie dorabiają się ładną buzią. A jak oboje doskonale wiemy, każda plotka utkana jest z nitką prawdy.
Nerwowo przekroiła jabłko i wepchnęła je do miksera wraz z ogryzkiem i ogonkiem.
-Sugerujesz coś?
-Skądże. - Pocałowałem ją w kark, na który nie opadały włosy - ograniczała je gumka i niesforny bałagan na czubku głowy, który Cindy zwykła nazywać artystycznym nieładem, -Powtarzam tylko to, co obiło mi się o uszy.
-Więc nie powtarzaj, bo pieprzysz głupoty - powiedziała ostro. Pochłonął mnie przypływ niespokojnych wód, na które wkroczyłem.
Uniosłem ręce w obronnym geście i zasiadłem przy stole. Wkrótce Cindy z hukiem postawiła przede mną wysoką szklankę z kryształowego szkła z sokiem ze świeżych owoców, życząc smacznego. Sama usiadła po drugiej stronie stołu, oparła się na łokciach i ciągnęła swój służbowy nektar przez długą słomkę w paski.
-Kochanie, mam się tym najeść?
-Na nic więcej nie zasłużyłeś - burknęła.
-A co zrobiłem nie tak? Zabrałem ci kołdrę nocą? Nie pocałowałem w czółko na dobranoc? Za głośno chrapałem? Nie podniosłem deski w toalecie? Czy po prostu masz okres?
Brzmiało infantylnie, ale prawda była taka, że Cindy miała w sobie sporo genów osoby nadwrażliwej.
-Mój okres nie jest twoim problemem.
-Niestety jest - mruknąłem w swoją słomkę.
-I nie, nie mam okresu.
-Chwała Bogu. - Potarłem dłonie. - Więc co dostanę na śniadanie?
Usta rozciągnął jej tak szeroki uśmiech, że omal nie popękały jej kąciki.
-Sok, kotku. Sok.
-Chcesz mnie zagłodzić na śmierć, później przejąć mój majątek i wyjechać na Hawaje, gdzie weźmiesz ślub z jakimś przydupasem z plażowego baru z koktajlami, drinkami, czy co tam serwują.
-Przejrzałeś na wylot moje najskrytsze marzenia. Co ja teraz zrobię?
-Będziesz musiała dalej męczyć się ze mną.
Chciałbym powiedzieć, że w milczeniu zjedliśmy śniadanie, ale my tylko w milczeniu wypiliśmy sok wieloowocowy, który był jak łyk wody o świcie w oczekiwaniu na syte śniadanie. Musiałem więc najeść się samym wyobrażeniem naleśników, albo ich utęsknionym zapachem.
-Idę się przebrać - oznajmiła Cindy. - Bądź gotowy za piętnaście minut. Ach, i pozmywaj naczynia.
-Jasne - westchnąłem, a pod nosem dodałem: - I odkurz, i zetrzyj kurze, i ugotuj obiad, i najlepiej skoś trawę kosiarką, której nie mamy.
-Słyszałam! - odkrzyknęła Cindy i już jej nie było, bo wspinała się po schodach, a małe pośladki podskakiwały jej z każdym krokiem. Oblizałem usta, choć nie było już na nich soku.
Umyłem dwie szklanki i małą miskę po płatkach śniadaniowych Rosie. Była dzieckiem o nieograniczonym apetycie z rana - w domu chowała w brzuchu jedno śniadanie, a w przedszkolu drugie. Wziąłem szybki prysznic, woda oblewała mnie zewsząd, zaglądała do moich dziurek w nosie. Zapach męskiego żelu pod prysznic fruwał w parze. Kafle pod stopami były zimne i śliskie, gdy wycierałem się cały ręcznikiem, a puszysty materiał przytulał prawie tak dobrze jak Cindy.
Ale nie tak dobrze jak Nell. Nell zdobyłaby Nobla w dziedzinie przytulania. Albo i dwa Noble. Albo jakąś inną osobliwą nagrodę przyznawaną wyłącznie przeze mnie.
Ubrany w czarne dresy i szary T-shirt przylegający do jeszcze nieco wilgotnego ciała, stanąłem u podnóża schodów piętnaście minut po rozstaniu z Cindy. Ale jej nie było. Czekałem pięć minut. Usiadłem na pierwszym stopniu. Czekałem dziesięć minut. Położyłem się na schodach z rękoma pod głową i szukałem zacieków na suficie, ale się nie doszukałem. Cindy wprawiła schody w drgania dopiero po kolejnych piętnastu minutach.
-Myślałem, że zastanie mnie tu późna starość - westchnąłem, gdy podała mi dłoń i stanęliśmy naprzeciw siebie,
-Musisz tak wiecznie marudzić?
-Uczę się od najlepszych.
Trzymając się za ręce, wyszliśmy przed dom. Cindy miała na sobie bluzkę z krótkimi rękawami i głęboko wyciętym półokrągłym dekoltem i krótką jeansową spódniczkę. Usiadła na fotelu, przeniosła złączone nogi z chodnika na wycieraczkę, a ja zamknąłem za nią drzwi. Motoryzacyjny tron stęsknił się za mną, więc kiedy usiadłem, aż westchnął z zachwytem. Ruszyliśmy, a dłoń Cindy podskakiwała na moim udzie na drogowych wybojach.
-Lubisz tę robotę? - zagaiłem podczas nieuniknionego postoju w korku.
-Lubię, to niezła frajda.
Ścisnąłem dźwignię zmiany biegów zauważalnie mocno, a Cindy położyła dłoń na mojej i natychmiast mięśnie mi zwiotczały,
-Lubisz pozować do zdjęć, czy lubisz gdy faceci ślinią się na twój widok?
Jej dłoń odskoczyła, a moje mięśnie ponownie przybrały konsystencję kamienia.
-Znów zaczynasz?
-Po prostu pytam - powiedziałem ze sztucznym opanowaniem.
-Ja też po prostu pytam - wycedziła. - Sam się nakręcasz, a potem znów zaczynamy się kłócić.
-Ty nie pytasz - poprawiłem ją, coraz bardziej rozzłoszczony. - Ty unikasz odpowiedzi. Więc jak, chodzi o zdjęcia czy o tych wszystkich facetów wpatrzonych w ciebie jak w obrazek?
-Jestem kobietą, to naturalne, że chcę się podobać, ale...
-Jasne, tyle mi wystarczy. - Złość kipiała we mnie jak mleko pozostawione na otwartym gazie.
-Nie dałeś mi dokończyć.
-Nie musiałem. Wystarczy mi to, co usłyszałem.
-Pewnie, obraź się teraz. To najbardziej dojrzałe zachowanie, na jakie cię stać.
Chciałem coś jej zrobić. Bardzo chciałem. Chciałem tak, jak słońce chce rankiem wschodzić ponad horyzont i jak księżyc chce wieczorami wygryźć słońce z zaszczytnej pozycji. Tylko nagła swoboda ruchu drogowego, bowiem jakby ktoś odetkał korek i samochody zaczęły płynnie biec po asfalcie, powstrzymała mnie przed wyprowadzeniem pragnień poza samą chęć.
Cindy pokierowała mnie pod studio fotograficzne, więc znalazłem wolne miejsce parkingowe i wysiedliśmy, zarażając napięciem z samochodu świat poza nim. Ruszyliśmy w pojedynkę, ale jeszcze przed przeszklonymi drzwiami złapała mnie za rękę i krótko pocałowała w napięte ramię, w jeden z pierwszych tatuaży. Spojrzałem na nią pobłażliwie, ale mózg odczepił mi się od reszty ciała, które samo sobie wydawało rozkazy. Objąłem ją ciasno w talii i przyciągnąłem do pocałunku.
-Nie gniewaj się już, misiu. - Popieściła mój policzek.
-Przy tobie osiwieję jeszcze przed trzydziestką - westchnąłem.
-Może nie będzie tak źle. A jeśli będzie, zafarbujemy ci włoski a'la tęcza.
-Jeśli pozwolisz, zostanę przy swojej naturalnej siwiźnie.
Studio mieściło się na piętrze, więc wspięliśmy się powoli po stopniach, zamiast wybrać windę. Złość mi nieco opadła, ale wciąż dawała o sobie znać. Na przykład wtedy, gdy uświadomiłem sobie, jak krótka jest spódniczka Cindy. Albo wtedy, gdy jej piersi uśmiechnęły się do mnie spod przesadnie wyciętego dekoltu. Mimo to trzymałem nerwy na wodzy i całkiem dzielnie mi to szło. Pomagała mi w tym jedna myśl - byłem tu, a skoro byłem, z oczami umocowanymi wkoło głowy, zarejestruję każdy nielegalny erotycznie ruch powietrza.
Na sali oświetlonej ze wszystkich stron było trzech facetów. Natychmiast chciałem spytać, czemu aż trzech, bo to nie jedna, a trzy pary oczu przeciwko mojej jednej. Przyciągnąłem Cindy do boku. To taki zwierzęcy męski instynkt, albo jak zaznaczanie terenu, tylko nieco bardziej higieniczne niż w przypadku kotów.
-Cindy - powiedział jeden już z oddali. Odłożył aparat, podszedł do nas i przywitał się z Cindy krótkim pocałunkiem w policzek.
Tłukło mi się po głowie, że to nic takiego. A po męskim ego, że nadszedł czas na atak.
-Justin, to jest Danny, fotograf. Operator światła to Mike, a tam, w rogu, stoi Lucas, stylista.
Uścisnąłem dłoń Danny'ego, a ta krzyczała, że ona dotyka Cindy, a jego nie ma prawa.
Ale krzyczała w sposób niemy, bo krótko po tym Danny położył rękę poniżej biodra Cindy i powiedział, odchodząc z nią w stronę kolejnych drzwi, za którymi brakowało światła:
-Przebierz się, a my już na ciebie czekamy.
Wdech, wydech i tak dziesięć razy. Skutki: brak.
-Ty jesteś...
-Bratem Jasona, jeśli o to pytasz - odparłem, kiedy otoczyło mnie troje facetów, wiekowo zbliżonych do mnie.
-Słyszałem o wypadku, kiepska sprawa.
-Kiepska - powtórzyłem z parsknięciem. Nazywanie śmierci kiepską było niemałym niedomówieniem.
-Jak się czujesz z tym, że zgarnąłeś pannę po swoim bracie? To jak dojadać po nim obiad, co?
Mała trąba powietrzna miała swoje źródło w moim żołądku, a potem rozprzestrzeniła się po całym ciele. Nie przyłożyłem mu tylko dlatego, że ubrałem czystą koszulkę.
-Bzykałem Cindy jeszcze zanim dowiedziałem się, że mam brata. - Dałem się sprowokować, ale w słusznej sprawie. - Byliśmy razem, gdy miała szesnaście lat. Więc byłbym wdzięczny, gdybyście odpuścili sobie te cholerne komentarze.
Nie jestem człowiekiem przesadnie towarzyskim i może z tego względu nie odezwałbym się własnowolnie do żadnego ze świętej trójcy, nawet gdyby zostali ostatnimi istotami zamieszkującymi naszą planetę. To nie uprzedzenie, a zwykła różnica charakterów. Jakby nie patrzeć, różnica charakterów nie zaistniała wyłącznie między mną a Nell - cała reszta należy do równoległego świata.
Rozsiadłem się na skórzanej kanapie pod ścianą. Noga sama podskakiwała mi na parkiecie w nowatorskie smugi, a ręka drżała na kolanie. Czerń wylewająca się zza drzwi, za którymi zniknęła Cindy, nadal była czarna, dopóki nie rozświetliło jej wejście anioła, którego skrzydła zahaczyły się na kominie, gdy sfruwała z nieba. Ale prócz skrzydeł do pełnoprawnego statusu anioła brakowało jej jeszcze jednego elementu - anielskiej skromności. Posiadłaby ją, gdyby ubrała sukienkę, spod której majtki nie otrzymują dziennej dawki światła, i gdyby nie zapomniała, że stanik nie służy, gdy zostaje w szafie.
Szarfa bieli okalała ją skąpo, a biel ta komponowała się z jej uśmiechem i tylko on przypominał mi, że to czas na porcję zaufania. Stanęła w blasku świateł, które obejmowały ją swoimi promieniami jak w matczynym uścisku. Wpierw pozowała przodem, rozsypując miękkie włosy po całej twarzy, prężąc się pomiędzy sztucznymi podmuchami. Emanowała seksem w czystej postaci. Jakby ktoś rozpuścił erotyzm w wannie, a Cindy zanurzyła się w niej cała.
Później usiadła na krześle ze zdobionym metalowym oparciem, okrakiem, miała białą koronkową bieliznę i to był ten szczegół, którego w żadnym razie nie powinienem zobaczyć. Później podszedł do niej jeden z facetów, nie trudziłem się, by spamiętać jego imię, i osunął ramiączko sukienki z jej obojczyka. Już rwałem się z kanapy, w przysiadzie, gotów do krwawego ataku. Ale całe powietrze w tym pokoju naparło na mnie i cofnęło z powrotem na skórzaną tapicerkę.
Po piętnastu minutach nieustannych zmian pozycji i co jedna to bardziej zmysłowa, przy czym powinna być zmysłowa wyłącznie w moich oczach, Cindy wymknęła się i wpłynęła z powrotem w czerń, a w tym czasie nastąpiła zmiana oświetlenia i scenografii wkoło. Fotograf zapalił papierosa, a dym, nie mogąc uciec w świat, zasnuł pomieszczenie.
-Piękna kobieta - westchnął rozmarzony, siadając nieopodal mnie na kanapie.
Jej piękno nie było mi obce. Ale jemu powinno być.
-Co ja bym z nią robił. Co ja bym z nią robił - powtórzył dwukrotnie, a jego oczy wykonywały regularne fikołki.
-Nie zapominaj się - warknąłem wściekle. Paznokciami wywierciłem dziurę w obiciu sofy. - I byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyście przestali ślinić się na jej widok.
-Ślinić to my się dopiero zaczniemy - zarechotał operator światła. - Kolej na najlepszą część tej roboty - akty.
-Słucham? - zapytałem mechanicznie. - Jakie, kurwa, akty?
-Nie wiesz, co to są akty?
-Wiem, co to są pieprzone akty. I wiem też, że moja dziewczyna nie będzie do żadnych pozować.
-Jeszcze zobaczymy. - Uśmiechnął się bezczelnie.
Co prawda tylko chwyciłem go za kołnierzyk koszuli, ale miałem ochotę spłaszczyć mu nos, jakby dostał w twarz patelnią.
Zaraz po tym poderwałem się z kanapy i w kilku krótkich susach znalazłem się przed bramą czerni. Pochłonęła mnie jak niedawno Cindy, ale w środku okazało się, że korytarz zakręca, a w jego końcu mruga halogen wkręcony w sufit. Drzwi do jednego z pomieszczeń były uchylone. Wewnątrz rozpościerała się nieduża garderoba z milionem kolorowych szmat. I w związku z tym nasunęło mi się na usta pytanie - dlaczego Cindy ma na sobie wyłącznie cienki satynowy szlafrok, spod którego, mógłbym przysiąc, przebijają się jej wyraziste sutki w kolorze najskrytszych pragnień?
-Więc to jednak prawda - zaatakowałem, a że stała tyłem i mój zapach nie pokonał jeszcze bariery dźwięku, by dotrzeć do niej na czas, podskoczyła. - Masz zamiar świecić przed tymi frajerami gołym tyłkiem.
-Justin, wyluzuj - poprosiła stanowczo. - To tylko zdjęcia, jak każde inne.
-Nie jak każde inne, choć nie ukrywam, że wszystkie doprowadzają mnie do szału. To nagie zdjęcia, do cholery. A naga możesz być tylko przede mną.
-Justin, uspokój się, znów wpadasz w paranoję.
-Paranoję? - parsknąłem, ale humoru nie było w tym wcale. - Mam paranoję, bo nie chcę, żeby moją kobietę oglądali nagą obcy faceci?
-Zrozum, to moja praca.
-Dziwki też mówią, że to ich praca.
Uderzyła mnie w twarz, a we mnie zawrzało, pomijając fakt, że policzek płonął mi, jakby skąpał się w żywym ogniu.
-Nie będziesz dyrygować moim życiem.
Pod prześwitującą narzutą była naga. Widziałem jej pośladki nawet w czerni powietrza. Ale nie to było najgorsze. Postawiła się i wyszła z garderoby. W tym leżał mój problem - nie mogłem znieść nieposłuszeństwa, a tak jak nie czułem zazdrości przez ostatnie lata, całe długie lata, tak teraz wypłynął ze mnie cały zapas.
-Wróć tutaj - warknąłem, ruszając za nią korytarzem. - Powiedziałem, wróć tu, do cholery!
-Niepotrzebnie cię tutaj przyprowadziłam. Mogłam się domyślić, że kiedy tylko obcy facet jest w moim otoczeniu, włącza ci się agresor. I to ja na tym tracę!
-Zaakceptowałem, że jesteś modelką. Ale w ubraniu! I nigdy nie zgodzę się na to, żebyś pozowała nago.
Ale ona miała mnie w dupie. W tej dupie, której nie wstydziła się pokazywać na prawo i lewo. Wróciła na salę, a wtedy coś we mnie pękło. Coś, co zostało posklejane dawno temu, a teraz roztrzaskało się, jakby uderzenie Cindy uruchomiło stare rysy i pęknięcia.
Popchnąłem Cindy na ścianę, a gdy jeden z przydupasów podleciał jakby w podeszwach miał kółka, odepchnąłem go i uderzyłem w nos. Wtedy któryś krzyknął, żeby zadzwonić na policję. Ale ja słyszałem tylko przyspieszone bicie serca Cindy i moje też biło szybko, bo zawsze uderzały w piersi wspólnie, powielały swój rytm i przeplatały się jak nici w tkaninie.
Trzymałem ją za szyję, ściskając mocno i chyba boleśnie. Cindy krztusiła się powietrzem. Tym powietrzem, w którym wciąż mieszały się zapachy zbyt wielu męskich perfum, zagłuszając lawendę, Powietrzem, pośród którego sensualność wypierała dym papierosowy. A wolałbym dym.
-Teraz wrócimy do twojej garderoby, przebierzesz się i grzecznie stąd wyjdziemy, tak? - W moim gardle zadomowił się wąż i to on syczał, nie ja.
Cindy nie mogła mówić. Po mojej zaciśniętej dłoni płynęły jej łzy, a dalej po ramieniu łączyły się w rzekę o porywistym nurcie. Widziałem czarne kruki wylatujące z jej oczu, choć oczy miała brązowe. A jej łzy były czerwone, jakby płakała krwią. Albo jakby to jej serce płakało. Obejmowała mój nadgarstek, a jej dłonie bezgłośnie błagały o litość.
Dusząc ją, chciałem ucałować jej czoło, jedyne suche bez łez.
A potem wszystko stało się tak szybko, jakby ktoś włączył przewijanie taśmy filmowej. Do studia fotograficznego wpadło dwóch policjantów. Wykręcili mi ręce, ale ja nie czułem bólu. Odznaczył się tylko chłodny metal kajdanek. Pochylonego w przód, trzymali mnie za kark, prowadząc do drzwi. W oczach miałem mgłę i ledwie przez nią widziałem, w głowie mi się kręciło, na rękach wciąż miałem jej krwawe łzy, a kruki z jej oczu dziurawiły mnie całego.
Nim została w dymie i perfumach, a mnie ściągnęli schodami do radiowozu, obróciłem się przez ramię i oddychając jak furiat, powiedziałem:
-Cindy. - Uniosła głowę, nad którą kontrolę przejęła rozpacz. Siedziała pod ścianą z kolanami pod brodą i łzawo oczyszczała się ze mnie. - Cindy, ja cię kocham. Kocham cię. Kocham.
I tak powtarzałem wkoło i na nowo, transportowany na komisariat. Jej oczy nie dały o sobie zapomnieć - patrzyła tak, jakby nie bała się mnie, a miłości do mnie.






~*~


Tytuł rozdziału mówi sam za siebie - zafundowałam Wam krótką wycieczkę do pierwszej części :)



17 komentarzy:

  1. O w morde :o Wow...
    Kiedy nowy planujesz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no .... Dlaczego to zrobiłas! Po mału się układało.... Mam nadzieje ze to zły sen i tyle..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam sie ciesze 😁
    Nie dziwię sie Justinowi, który normalany niby facet pozwolił by swojej lasce na nagie zdjecia ? No kurwa żaden, wiec Cindy sama jest sb winna ✌


    NELL #PRZYTULASEK#😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mu się nie dziwię. Biebs powinien z nią skończyć i wrócić do Nell.

    OdpowiedzUsuń
  5. genialne :(((((

    OdpowiedzUsuń
  6. Brakowało mi takiego Justina

    OdpowiedzUsuń
  7. Też bym nie chciała, żeby mój facet swiecil gołym ptakiem na prawo i lewo :o

    OdpowiedzUsuń
  8. Wrócił sadysta Justin!!! <3 w sumie to się cieszę, ale przy Nell miał jednak swój charakterek i był spokojniejszy

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeny jak mogłaś skończyć w takim momencie, chce już następny Justin napraw to :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurwa...wiedzialam ze stary justin sie znow pokaze ale nie wiedzialam ze tak szybko i tak gwaltownie..swietny rozdzial, czekam na nasteony:**

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko :o
    Ale wreszcie sie cos dzieje

    OdpowiedzUsuń
  12. O matko :o
    Ale wreszcie sie cos dzieje

    OdpowiedzUsuń
  13. Jezuuu.... nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *o*
    Ale strasznie brakuje mi Nell...

    OdpowiedzUsuń
  14. Chyba cię kocham, bardzo bardzo (czujcie tą ekscytacje) skskakjsndkx <333
    Tylko Nell <333333

    OdpowiedzUsuń
  15. KOCHA JĄ! KOCHA!
    Biedna Cindy ale z drugiej strony nie taka biedna, miec miloac Justina to juz cos :D
    Oni musza byc razem

    OdpowiedzUsuń
  16. Serdecznie polecam mega bloga: http://night-dream-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie żebym się cieszyła się, że się pokłócili...nie, skądże xd
    Jestem ciekawa, czy szybko się pogodzą, bo zakładam, że tak zrobią. Mam jednak nadzieję, że podczas ich tymczasowej "separacji" pojawi się Nell <3

    OdpowiedzUsuń