piątek, 25 marca 2016

Rozdział 19 - Won’t you stay ‘til the A.M.?


Spojrzałem w niebo, zajrzałem w oczy samemu Bogu i spytałem: czy ze wszystkich ludzi na całym świecie, a ma ich do dyspozycji kilka miliardów, z czego dobre kilka milionów to cholerni kryminaliści; czy biorąc pod uwagę sytuację rodzinną każdej pieprzonej istoty; czy mając na względzie każdy ich pojedynczy uczynek i choćby skrawek pomocnej dłoni wystawionej we właściwym miejscu o właściwym czasie, musiał zabrać akurat jego? Czy Bóg nie mógł pokusić się na kogoś, kogokolwiek, kto nie ma na imię Jason, nie ma na nazwisko Bieber i w efekcie końcowym nie tworzy złożonej, skomplikowanej całości nazwanej Jasonem Bieberem - moim bratem?

Wpadłem w furię. Uderzałem pięściami mur obskurnego baraku, chciałem wedrzeć się w niego paznokciami, chociaż jasnym było, że w starciu z betonem stoją na odgórnie przegranej pozycji. Niewątpliwie coś we mnie pękło. Nie żadne głębsze emocje, nie zerwana nić porozumienia z bliźniakiem, może pierwszym, może drugim, bo ta zagadka nigdy nie mogła zostać rozwiązana. Nie. Dotknęło mnie cholernie silne poczucie niesprawiedliwości.

-Justin, uspokój się - usłyszałem. - Zrobisz sobie krzywdę.

-Mam to w dupie - warknąłem. 

-Ale ja nie mam, do cholery. - Szarpnęła moim ramieniem. Jakby to miało cokolwiek dać. Jej nieco ponad czterdzieści kilo w starciu z moimi osiemdziesięcioma. 

Odepchnąłem ją raz a skutecznie, ale Nell była jak wielki owsik: raz się przypałęta, a nie sposób jej na dobre unicestwić.

-Justin, uspokój się, to nic nie da - mówiła, ale jej nie słyszałem. Byłem w amoku. Nie chciało mi się płakać, zgrzytać zębami czy wyrażać innych fizycznych form rozpaczy związanej z wrodzoną wrażliwością. Po prostu bardzo bardzo mocno chciałem coś rozwalić. - Justin, proszę, uspokój się. 

Chciałem krzyknąć, by mi nie rozkazywała, bo jestem dorosły i doskonale wiem, co należy robić, a od czego lepiej trzymać się z dala. Ale nawet w moich ustach brzmiałoby to żałośnie dziecinnie, więc tylko milczałem. 

-Jemu nie pomoże już twoja złość - dodała ciszej.

-Doskonale wiem, że moja złość mu nie pomoże - wysyczałem. - Ale jej, kurwa, brak, również.

-Więc uspokój się dla mnie.

-Nie będziesz mi mówić, co mam robić. - Stało się: usprawiedliwiłem się najbardziej infantylną wymówką, jaką poznał świat. 

Jednocześnie pchnąłem Nell na odrapaną ścianę rudery. Oddychałem szybciej, nierównomiernie, jak człowiek z silnym atakiem astmy, albo zawałowiec na chwilę przed sercowym spełnieniem. Nell wprawdzie powtarzała, żebym ją puścił, bo miażdżę jej ramię, a jeśli zmiażdżone ramię nie jest wystarczającym pretekstem, żebym ją puścił, by mogła dać mi w twarz i trochę mnie otrzeźwić. To lepsze niż kubeł zimnej wody, bo boli dłużej i zostaje kilkudniowy ślad, więc za każdym razem gdy spojrzałbym w lustro, dostrzegałbym namacalną oznakę równoznaczną ze słowami "Wrzuć na luz. Nie wskrzesisz trupa agresją". A to o niebo lepsze niż "Będzie dobrze. Wszystko się ułoży".

Nell przylgnęła do mojej piersi. Przytuliła mnie najpewniej z całą swoją siłą. Na starcie otrzymałem krótkiego, ale treściwego buziaka w tors. Pomyślałem, że gdybym mógł o coś prosić, poprosiłbym Jasona o wybaczenie, że jego śmierć zamiast minutą ciszy, uczciłem mocnym uściskiem, wcale niegłośnym. Z jakąś nieposkromioną agresją wplątałem palce prawej dłoni w rozwiane włosy Nell i przycisnąłem jej głowę do piersi. Zachwiałem się lekko i w efekcie oparłem się ramieniem naprężonym na jej plecach o ścianę. Uścisk był mocny; chyba zbyt mocny, by Nell mogła go nazwać przyjemnym. 

To taki rodzaj uścisków, które uzmysławiają kilka istotnych faktów: 1) ludzie dobrzy nie powinni ginąć pierwsi, 2) nawet jeśli wmawiasz sobie, że twój brat bliźniak, który obraca ci laskę, jest ci kompletnie obojętny, wiedz, że się mylisz, i 3) kurwa, Nell, co ja bym bez ciebie zrobił (a głos z tyłu głowy odpowiada: marnie byś skończył, bez grosza przy duszy, z HIV'em, kiłą, albo inną chorobą weneryczną).

-Zginął w wypadku samochodowym - wychrypiałem w jej włosy. - On, w wypadku samochodowym. Kurwa, Nell, ja w to nie wierzę, rozumiesz? Nie Jason, nie w wypadku. Był doskonałym kierowcą. Musiał być, skoro prowadził mój samochód.

-Przecież wiesz, że nawet lekarze chorują, nawet księża grzeszą, nawet nauczyciele nie wiedzą wszystkiego i nawet kierowcy rajdowi biorą czasem udział w wypadkach.

-Nie on - powtórzyłem w amoku. - Jason nie rozpierdoliłby się na pierwszym lepszym drzewie. Nie on.

Oszacowując prawdopodobieństwo spowodowania przez Jasona wypadku, wynik był bezsprzecznie bliski zera. Mogła poparzyć go upiorna, centymetrowa meduza w oceanie; mógł paść ofiarą czarnoskórych terrorystów; mógł umrzeć w wyniku zbyt wysokiej częstotliwości orgazmu w ciągu doby. Ale nie mógł dwóch rzeczy. Jako największy optymista tego świata nie mógłby popełnić samobójstwa. I jako kierowca bez zarzutu nie mógł spowodować wypadku samochodowego. To było dla mnie pewnym jak jutrzejszy wschód słońca, nawet jeśli miałby być przykryty zatrważająco grubą warstwą chmur; to pewne jak powolna, samoistna destrukcja naszej planety; pewne jak to, że jeśli stworzenie świata wywodzi się od Adama i Ewy, Nell jest moją siostrą, listonosz wujkiem, a sprzedawca w McDonaldzie kuzynem. Pewnym było, że Jason Bieber nie był sprawcą wypadku samochodowego na drodze międzystanowej biegnącej od Nevady po południową Kalifornię.

-Nell - odezwałem się po dobrych kilku minutach. - Chcę być teraz sam.

Oderwała policzek od mojej piersi. Odcisnął się na nim kawałek doklejanego napisu z koszulki. Widząc mnie spokojniejszego, sama była spokojniejsza. Podkręcaliśmy siebie nawzajem. Jej wrzenie potęgowało moje wrzenie, mój smutek udzielał się jej smutkowi, jej złość rodziła się wtedy, gdy na świat przychodziła moja złość. Czując więc to, co czułem ja, była już gotowa mnie zostawić.

-Odezwij się - szepnęła, jakby brała pod uwagę fakt, że mogę zniknąć bez słowa. - Proszę.

Gdy się oddalała, z przechyloną głową oglądałem jej małe pośladki. Zastanawiało mnie, czy się odwróci, ale w porę, zanim nabawiłbym się żalu, przypomniałem sobie, że gdy Nell odchodzi to nie po to, by ktoś za nią pobiegł. Nell odchodzi, by naprawdę odejść. Przez chwilę wahałem się jeszcze, by krzyknąć i zatrzymać ją, nim zniknie za horyzontem oślepianym przez słońce, ale uzmysłowiłem sobie, że ja również gdy każę komuś odejść, to nie po to, by za chwilę zmieniać zdanie. 

Siedziałem w baraku jeszcze chwilę lub dwie, aż gdy skończyły mi się papierosy, podniosłem się ospale z betonu i wróciłem do samochodu w nadziei, że tam ukryta czekała na mnie nikotynowa kochanka. Ale jej nie było. Przecież pragnąłem zostać zupełnie sam. Kiedy doszedłem do siebie, wyruszyłem spod ukruszonego krawężnika, który nie raz wziął udział w starciu przeciwko kołom, a potem włączyłem się do ruchu i precyzją za kółkiem udowodniłem, że bliźniacy Bieber nie są idealni, ale w samochodowych kwestiach jesteśmy, a teraz już tylko ja jestem nieomylny.

Snułem się po ulicach Londynu bez większego celu. Po trzeciej godzinie w porywach paniki sprawdziłem pojemność baku, ale dzięki Bogu niedawno tankowałem i nie istniała obawa, bym zatrzymał się gdzieś, po środku dwupasmówki, żebym i ja skończył marnie jak Jason. W końcu dostrzegłem zapyziały pub w zaciszu jednej ze starszych alejek i pomyślałem, że chętnie napiłbym się zwykłego piwa z kija w przybrudzonym kuflu. Zatrzymałem się na parkingu za kamienicą, a później okrążyłem budynek i wszedłem przez niewypolerowane drzwi do baru w podziemiach. Stoły były drewniane i zalane piwem, przeważającą większość stanowili faceci, za barem stał brodacz z podkręconym wąsem, w którego życiu umarł już etap imprez i kobiet, a ja pomyślałem, że wścieknę się nie na żarty, jeśli jeszcze raz spotkam ojca Nell.

Zamówiłem duże jasne i piłem, piłem godzinami, piłem niebywale powoli i bezustannie myślałem. Miałem wiele do przemyślenia i najpewniej poświęcę temu cały dzisiejszy dzień, choć wcale mi się to nie uśmiechało. Piłem na tyle wolno, by nie było szans na bezzwłoczne upicie się. Ale na trzeźwo nie przełknąłbym nawet jednej myśli spośród tych, które powinienem łykać garściami. 


-Możesz mi coś obiecać? - spytał niespodziewanie Jason, postawił puszkę pod stopą i zgniótł ją w niekształtne, płaskie kółko. - Gdyby coś mi się stało, zaopiekuj się Cindy i moją małą Rosie.

-O zbyt wiele mnie prosisz - zażartowałem.

-Zdaję sobie z tego sprawę. Ale w zamian mogę cię zapewnić, że gdybyś ty skończył z nożem w brzuchu, zadbam o dziewictwo Nell.

-W takim razie umowa stoi.


Powtarzałem to wspomnienie. Gdy dobiegało końca, przewijałem do początku i odpalałem od nowa, by dołować się nim i dołować, i coraz bardziej pamiętać, i coraz szybciej pić. 

Ja, Justin Bieber, obiecałem jemu, swojemu bratu, Jasonowi Bieberowi, że w razie gdyby włos spadł mu z głowy, przejmę część jego obowiązków. Ale teraz, gdybym tylko mógł, jakimś cudem wskrzesiłbym go do życia tylko i wyłącznie po to, by wycofać się z umowy, bo nawet obiecana ochrona dziewictwa Nell nie jest tego warta. Nie jest warta zostawienia jej na pastwę losu. 

Na dobrą sprawę mógłbym zalać się piwem i udać, że przecież żadnej obietnicy nie było, żadnego słowa nie złożyłem i nie ma świadków na potwierdzenie lub zaprzeczenie obiecanek, bo z jednej strony do niczego się nie przyznam, a drugi element umowy niedługo powącha od spodu kwiatki. W tym wszystkim przeszkadzał mi tylko jeden impuls nerwowy, który wgryzał mi się w mózg. Ktoś mądry nazwał go kiedyś męską dumą, która wykazuje oznaki istnienia nawet w skrajnych przypadkach facetów. Tej męskiej dumy miałem aż w nadmiarze i to w głównej mierze ona nie pozwoliła mi zareagować na śmierć brata słowami: "przecież trzeba na coś umrzeć".

Pomyślałem, że może to najwyższa pora, krótko przed dwudziestką siódemką na liczniku życia, by stać się prawdziwym facetem. Według definicji słownikowej prawdziwy facet to nie ruchacz z klubu z półmetrowym fiutem i minimum trzema kobietami w łóżku każdej nocy. Prawdziwy facet ma jakiś tam związek z honorem, z szacunkiem, z rodziną i z całym wianuszkiem innych bzdet. W każdym razie swoją dumę miałem i z bólem serca zamierzałem dotrzymać obietnicy złożonej komuś, kto w ogóle zatrzymał cel, dla którego żal mi opuszczać Londyn.

Zawsze ukierunkowywałem swoje życie na proste tory, których końca nie widać. Wstawałem bez planów, kładłem się bez planów, nie szukałem stałej pracy i nie szukałem kobiety na dłuższą metę. Wszystko po to, by któregoś dnia móc odejść z myślą, że nie zostawiam za sobą niczego wartościowego. Po prostu nie chciałem, by coś trzymało mnie w jednym miejscu i żebym w razie konieczności mógł spakować małą podręczną torbę, zarezerwować bilet lotniczy na drugi koniec świata i wyjechać wraz z pilnie strzeżoną, złotą kartą kredytową. Ale nie nad każdym aspektem życia mam kontrolę Utraciłem ją na przykład w sferze emocjonalnej na płaszczyźnie przywiązywania się do ludzi.

Dopiłem piwo jednym haustem, bo miałem go już serdecznie dość. Zostawiłem parę funtów na ladzie i wyszedłem ze śmierdzącego pub'u. Upadłem tak nisko i wcale nie miałem na myśli podziemi, w których skryty był bar. Na dworze było już zupełnie ciemno i ledwie trafiłem na parking za kamienicą, gdzie ostatnim razem widziany był mój samochód. Z ulgą stwierdziłem, że stoi tam nadal. Usiadłem na miejscu kierowcy i siedziałem tak jeszcze około godziny: alkohol zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, a decyzja została okrzyknięta pewną i nieodwołalną - wracam do Stanów. Gdy uświadomiłem sobie, że to koniec mojego londyńskiego urzędowania, miałem ochotę poprosić o drugie piwo i kolejne godziny na wnikliwe przemyślenia dotyczące bycia książkową definicją prawdziwego faceta.

Ruszyłem niebezpiecznie raptownie i szybko. Pub umiejscowiony był nieopodal mieszkania Nell, toteż zdziwiło mnie, że w środku nie spotkałem najdroższego kumpla o tym samym nazwisku, z koszmarnym zarostem i sporym problemem alkoholowym. A co za tym idzie, musi być w domu; skoro siedzi w domu, jest przy nim zgraja hałaśliwych kolegów; podążając tym tropem, Nell jest skazana na ich towarzystwo tuż za ścianą. Przyspieszyłem na ostatniej prostej. Pomyślałem, że to już któryś z kolei raz, kiedy ryzykuję życiem, wsiadając po alkoholu za kierownicę, dla Nell. Przez kilka godzin podejmowałem decyzję - ze względu na nią. Wahałem się do samego końca - dla Nell. Ściskało mnie serce i byłem w strefie zwiększonego ryzyka przedzawałowego - wszystko przez nią.

Wkrótce stałem już przed jej blokiem, przed jej klatką, ale nie od razu zdecydowałem się wysiąść. Jeszcze długo siedziałem z czołem wbitym w kierownicę, oceniając ryzykowność, ale i słuszność podjętej decyzji. W końcu jednak uznałem, że prawdziwy facet nie ma z ciotą wspólnej nawet jednej pary chromosomów i wysiadłem, nerwowo trzaskając drzwiami. Przeciąłem ulicę wszerz, uliczne latarnie nie działały i całą dzielnicę zalewał bezwarunkowy mrok. Nawet księżyc zdecydował się dziś spierdolić. Podniosłem garść małych kamieni i kolejno rzucałem nimi w okno Nell. Do szyby dolatywał już szósty z kolei kamyk i dopiero wtedy pojawiła się Nell. Otworzyła okno na oścież, później odsunęła się, a ja wpierw chwyciłem się skrawka parapetu w podskoku, a później przypominając mięśniom, że są mi jeszcze do czegoś potrzebne, podciągnąłem się, aż wylądowałem na dwóch nogach w niedużym pokoju, teraz oświetlonym tylko lampką nocną. Ona jednak w zupełności wystarczała. Zasilony żyrandol wydałby się zbyt jasny, a co za tym idzie, niósłby zbyt wiele jakiejś nieusprawiedliwionej, przesadzonej radości.

Nell siedziała na skraju nisko osadzonego łóżka. Ubrana była w za dużą, flanelową koszulę w czerwono-niebieską kratę i obstawiałbym, że pod nią miała tylko majtki w kropki. Ściskała dłonie kolanami, a włosy przykrywały jej policzki. Pomyślałem, że albo wie już o wszystkim, o czym zamierzam jej powiedzieć, albo wyglądam tak paskudnie, że aż żal na mnie patrzeć.

-Jak się czujesz? - spytała zachrypniętym głosem. Bezspornie wiele dziś płakała.

-Bywało lepiej - odparłem zgodnie z prawdą. Nie bardzo chciałbym dziś skakać w porywach euforii.

-Gdy dowiedziałam się, że moja mama nie żyje, przez dwa dni nie wychyliłam nosa z pokoju, a następnego pierwszy raz się upiłam.

-I jak się to skończyło?

-Wylądowałam w samochodzie jakiegoś trzydziestolatka, skąd podobnież zabrał mnie ojciec, a tamtego faceta przymknęły psy, bo trzymał mi łapę w majtkach, a wiesz, miałam wtedy trzynaście lat.

-Czemu nigdy mi o tym nie powiedziałaś? 

-Bo nie pytałeś - odparła spokojnie.

Pomyślałem, że nie spytałem jej o wiele istotnych i mniej istotnych kwestii i że najpewniej już nigdy nie będę miał okazji.

Zbliżyłem się do Nell, ująłem jej twarz w dłonie i wtedy spostrzegłem, że wygląda jak bardzo uroczy miś panda z resztkami makijażu rozmazanymi w dół od skroni. Wziąłem chusteczkę higieniczną, umoczyłem w kubku z miętową herbatą stojącym na parapecie i delikatnie starłem te ślady. A dodatkowo trzymałem jej małą buzię i poczułem się tak, jakbym trzymał jakiś niewiarygodnie cenny skarb.

-Nie musisz się malować - powiedziałem, gdy unicestwiłem małego misia pandę. - I bez tego wyglądasz pięknie.

Chociaż po makijażu nie było już śladu, ja trzymałem jej policzki w dalszym ciągu, przebiegałem kciukiem po kości policzkowej, chyba próbując zapamiętać układ nosa, kolor oczu i dokładne wymiary czoła, wszerz i wzdłuż. 

-Będę z tobą szczery, Nell - westchnąłem z nieokiełznanym bólem w sercu. - Wracam na stałe do Stanów. Jutro w południe mam samolot, zdążę jeszcze na pogrzeb.

-Przyszedłeś się pożegnać? - spytała niewiarygodnie cicho, a z jej oczu popłynęły łzy; bardzo dużo dużych łez.

Miała dziś wyjątkowo smutne oczy. Zupełnie jakby to jej umarł ktoś bliski. A może wiedziała już, że w pewnym sensie dla niej umrę.

-Tak - przyznałem.

Niespodziewanie stało się coś nieplanowanego i nieprzewidywalnego, tak jak cała Nell była nieprzewidywalna. Chwyciła moje policzki swoimi małymi dłońmi i wpiła się w moje usta z takim bólem, z taką tęsknotą i w końcu z takim pragnieniem, jakby całowała kogoś pierwszy i ostatni raz w życiu, jakby przerwanie tego pocałunku równało się z jej śmiercią. Z tego względu nie mógłbym go zakończyć nawet pomimo własnej woli, która w tej chwili krzyczała "korzystaj, idioto, i powiedz Nell bezgłośnie, że jej usta w ostatnich miesiącach były jedynymi, które pragnąłeś całować".

Więc przez najbliższe mijające sekundy całowaliśmy się powoli i delikatnie. Tak spokojne pocałunki mógłbym w swoim życiu wyliczyć na palcach jednej ręki. Ale z jakiś względów mógłbym go również wyliczyć na palcach jednej ręki w gronie tych najlepszych. Najśmieszniejsza w tym wszystkim była chyba moja postawa, bo pozostawałem w stanie tak głębokiego szoku, że stałem jak ten kołek, ręce spływały mi po bokach ciała, umysł został wyłączony, nogi ledwie trzymały się proste. I całowałem. Tylko i wyłącznie całowałem, w odwecie poddając się tym słodkim, powolnym torturom.

-Justin - sapnęła, odrywając nas od siebie. Wtedy czegoś mi zabrakło. Obstawiałbym, że jej śliny o smaku truskawkowych landrynek - Kochaj się ze mną.

To prawdopodobnie pierwszy raz, gdy dziewczyna zaproponowała mi seks, a ja nie mam w zanadrzu niczego rozsądnego, czym mógłbym odpowiedzieć. Stwierdziłem więc krótko:

-Nigdy nie spałem z dziewicą.

-Tak nigdy nigdy?

-Nigdy nigdy.

-Więc to nie tylko dla mnie będzie pierwszy raz. 

Jeszcze chwilę pamiętałem o roczniku 00' na legitymacji szkolnej Nell. Ale ludzie mądrzy mawiają, że wiek to tylko liczba i tak też ją potraktowałem - jak liczbę, a nie jak wiek kogoś bardzo bardzo młodego; kogoś, kto w świetle prawa powinien trzymać się z dala od seksu. Złapałem ją za uda i podniosłem do bioder. Po sekundzie czułem, jak zaplątała nogi przy moich pośladkach i całowaliśmy się od nowa. Przyparłem jej plecy do najbliższej ściany i wspólnie nabieraliśmy tempa. Aż naraz Nell przyłożyła opuszki palców do moich warg i szepnęła:

-Łóżko jest tam. - Machnęła podbródkiem. - Nie wyrażam zgody, żebyś brał mnie przy ścianie. - A po chwili zastanowienia dodała: - Nie za pierwszym razem.

Dlatego wróciliśmy do łóżka, na którym usiadłem, natomiast Nell posadziłem sobie na kolanach w rozkroku. Powoli odpinałem kolejno guziki koszuli Nell i wkrótce flanelowy materiał spłynął po jej ramionach. Jak przypuszczałem, obecne były wyłącznie majtki w kropki na małych pośladkach, za które chwyciłem w nieokiełznanym przypływie innego niż w przeważającej większości podniecenia. Nell ugryzła mnie w płatek ucha, a potem jej dłonie wpełzły niczym dwa wyjątkowo urodziwe węże pod moją koszulkę i wkrótce wylądowała gdzieś w nogach łóżka, wycierając spod niego kurze. Znów ją pocałowałem, bo zapomniałem już nie tylko wieku, ale również o tym, że jest wyłącznie liczbą. A usta Nell w istocie były w ostatnich miesiącach jedynymi, które pragnąłem całować i których na dobrą sprawę nie pocałowałem nigdy, nie licząc próby w samochodzie w czasach, w których niewiele dla mnie znaczyła.

-W skali od jeden do dziesięciu, jak wściekły będzie twój ojciec, jeśli wejdzie do twojego pokoju i zobaczy nas w łóżku? - spytałem.

-W skali od jeden do dziesięciu istnieje ujemna szansa, że mój ojciec w ogóle wejdzie do mojego pokoju, zwłaszcza kiedy są u niego koledzy.

Rzeczywiście z salonu dobiegały głośne odgłosy rozmów, jakby w tym niewielkim pokoju tuż za drzwiami zalęgła się przynajmniej piątka chłopów.

-Czyli nie złamie mi nosa i tak dalej?

-Nie martw się - odparła. - Nadal będziesz śliczny.

Z ust dojrzałej kobiety komplement 'śliczny' niekoniecznie byłby komplementem, ale uznałem, że piętnastolatka ma prawo określić faceta mianem ślicznego.

Przez dłuższy czas patrzyliśmy na siebie. Nell dotykała mnie nieustannie. Chyba chciała jak niewidomy zapamiętać dotykiem moją twarz. Ja też chciałem ją dotknąć, ale byłem w dziwny sposób przestraszony. Nie przestraszony jej młodym wiekiem, jak dotychczas, ale przestraszony faktem, że jeśli dotknę ją chociaż raz, będzie trudniej nam obojgu i jutro, na lotnisku, nie wystarczy przyjacielski uścisk, by każde ruszyło w swoją stronę.

Ostrożnie położyłem Nell na pościeli, wspominając, że preferuję seks na kołdrze, a nie pod nią. Złapała pasek moich spodni, mocowała się z nim całkiem długo i klęła pod nosem za małe dziurki, krzywą szlufkę i nawet tę metalową klamrę. Na koniec stwierdziła, że to trudniejsze niż zapięcie stanika, z czym akurat się nie zgodziłem, bo żeby sprawnie nauczyć się odpinać stanik, potrzeba nie lada cierpliwości i opanowania. Z guzikiem i rozporkiem nie miała większych problemów, a moje spodnie wkrótce dołączyły do koszulki i koszuli Nell pod łóżkiem. 

-Jesteś grzeczną czy niegrzeczną dziewczynką? - spytałem, odchylając rąbek jej majtek. Uniosła lekko biodra i dość szybko straciła ostatni skrawek materiału. Co prawda widziałem ją już nago, ale dopiero teraz podnieciłem się tak naprawdę naprawdę mocno.

-Pozostawienie takiej opinii należy do ciebie.

-Więc ja na godzinkę czy dwie zrobię z ciebie niegrzeczną dziewczynkę, ale - zastrzegłem - później na powrót zmienisz się w grzeczną dziewczyneczkę w warkoczykach.

-Zgoda.

Zniżyłem się na łóżku, choć odrobinę niewygodnie było trzymać zwierzę uwięzione w bokserkach. Pocałowałem wewnętrzną część ud Nell, a później tchnąłem głęboko gorącym oddechem w jej uśmiechającą się do mnie księżniczkę. Naprzemiennie całowałem i pieściłem językiem i moje doświadczenie okazało się w tym przypadku wybitnie niezbędne. Choć z drugiej strony pomyślałem, że gdy Nell przeżyje swój pierwszy raz ze mną, ukształtuje sobie bardzo wygórowane wymagania dotyczące facetów i seksu i z tego względu przyszłe numerki mogą nie przynieść jej wysokiego stopnia usatysfakcjonowania.

-Nie waż się przestawać - wymamrotała, ściskając lewą dłonią kołdrę, a prawą tworząc istny burdel pośród moich włosów.

-Nie miałbym odwagi sprzeciwić się podnieconej kobie... przepraszam, dziewczynce.

-Przypominam, że to ciebie stawia w świetle pedofila.

-Dobrze więc, dziś wieczorem będziesz moją małą kobietką.

Precyzyjnie pracowałem krańcem języka wokół jej czułych punktów, a Nell nie trzeba było wiele, by dojść z jękiem stłumionym w poduszce. Kiedy Nell powracała do siebie, ściągnąłem bokserki i chwilę głaskałem się po kroczu, a gdy Nell wydawała się gotowa, choć rzecz jasna nie była i w tym miejscu znów wspomniałem jej młody wiek, rozsunąłem delikatnie jej gładkie nogi i uklęknąłem pomiędzy nimi. Naraz naszła mnie paraliżująca myśl.

-A co jeśli będzie cię bolało? Nie wiem, jak to jest, gdy zabiera się coś takiego dziewczynie. Zrobię ci krzywdę.

A ona oznajmiła:

-Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.

Cała Nell.

Splątałem palce obu naszych dłoni nieco ponad głową Nell. Odetchnęła głęboko, odwróciła głowę i zamknęła oczy. Nie spodobało mi się to. Jakby całe jej ciało mówiło, że pragnie mnie fizycznie, ale mentalna strefa najchętniej nie dopuściłaby niczego do wiadomości. Gdybym jutro nie wyjeżdżał i być może opuszczał ją na wieki wieków amen, nie zdobyłbym się na seks z Nell, bo Nell zawsze była kumplem, takim od piwa, od rozmów o dziewczynach, od tych poważniejszych kwestii również, bo to w końcu jej ufałem bezgranicznie i przed nią otworzyłem całe swoje życie. Ale gdy tylko pomyślałem, że mogę już nigdy w życiu jej nie zobaczyć, że mogę już nigdy nie usłyszeć jej porannego chrapania i że mogę już nigdy nie mieć szansy, by w istocie się z nią przespać, pękłem. Do tej pory powstrzymywaliśmy się oboje, ponieważ wtedy ja wiedziałem, że Nell naprawdę zależy i ona wiedziała, że mi zależy również.

-Patrz mi w oczy, skarbie - szepnąłem, obracając delikatnie jej buzię.

Nell uśmiechnęła się i mruknęła:

-Wiesz, że powiedziałeś do mnie 'skarbie'?

A ja odparłem:

-Wiem. I zrobiłem to w stanie wysokiej poczytalności.

Przebiegłem dłońmi wzdłuż ciała Nell i ostatni raz pocałowałem ją głęboko. Według polecenia Nell nieustannie patrzyła mi w oczy. Wtedy naparłem na nią, płynnym ruchem wszedłem do samego końca i wyraźnie poczułem, kiedy odebrałem jej niewinność. Nell spięła się cała i poczułem to nie tylko w uścisku na dłoniach, ale również przyrodzenie odebrało przyjemny impuls jej braku odprężenia. Natomiast parę jej łez nie miało już żadnego związku z przyjemnością. Położyłem się na Nell ostrożnie i kciukiem otarłem jej kość policzkową. Wybaczyłem jej, że na chwilę zamknęła oczy, a gdy na powrót je otworzyła po pocałunku złożonym na czole, powiedziała:

-Już jest w porządku.

A skoro było w porządku, docisnąłem jej dłonie do pościeli i rytmicznie, ale delikatnie, aż nazbyt delikatnie, bym uwierzył, że to rzeczywiście ja, poruszałem biodrami. Nie wiem, co sprawiało, że było mi z Nell tak dobrze, bo przecież doświadczenia nie miała za grosz, a jednak aż pojękiwałem, gdy zagłębiałem się w niej do końca, a potem równie powoli wycofywałem się. Może zasługą były jej pocałunki na szczęce, za uchem i w ogóle wszędzie, gdzie dotarła, mając ograniczone pole manewru. A może jednak jest coś w tym starym powiedzeniu, że uprawiać seks można z każdym, ale kochać się już nie, a ja w rzeczy samej kochałem się z Nell, bo przecież o to mnie poprosiła.

-Justin, szybciej, proszę - jęknęła mi wprost do ucha, a później obcałowała linię mojej szczęki i dolną wargę. 

Nie lada wyzwaniem było utrzymanie kontroli przy dziewczynie takiej jak Nell. Ale skoro poprosiła, bym jakąś niedużą część z tej delikatności wsadził sobie za przeproszeniem w tyłek, nie musiała powtarzać dwukrotnie. Chwyciłem się ramy łóżka i uderzałem biodrami mocniej; nie na tyle jednak mocno, by ból Nell, który w mniejszym lub większym stopniu bez wątpienia jej towarzyszył, stał się nie do zniesienia. Całowałem też jej piersi i kilkukrotnie zassałem w ustach sutki. Nell objęła mnie nogami w pasie, a gdy nieznacznie unosiła biodra, potęgowała naszą wzajemną rozkosz. I choć nienawidziłem myśleć o tym w trakcie seksu, Nell, zgodnie z przewidywaniami, okazała się być bardzo bardzo bardzo ciasna.

-Tak mi dobrze, Justin - wyszeptała, drżąc na całym ciele.

Chciałem odpowiedzieć tym samym, ale głos uwiązł mi w gardle. Więc tylko pocałowałem ją i nawet gdy oboje dochodziliśmy już w spazmach rozkoszy, nadal przebywaliśmy w sidłach pocałunku. W tym kulminacyjnym momencie patrzyliśmy sobie w oczy, a twarz Nell przedstawiała chyba wszystkie dostępne na obecnym rynku emocje. Żałowałem, że skończyliśmy tak szybko, bo w tym szczególnym dniu wygraną w grze nie był orgazm, a cała ta wyjątkowa bliskość.

Po wszystkim opadłem ciężko na prześcieradło, wydostałem spod nóg kołdrę i przykryłem nią nas, choć w zasadzie mógłbym powiedzieć, że przykryłem samego siebie, bo Nell wtulona we mnie nie zajmowała odrębnego miejsca na łóżku. Głaskałem ją po kościstych plecach i notorycznie całowałem w czoło, jakby stało się to moim nagłym tikiem nerwowym czy czymś podobnym. Chciałem powiedzieć coś, cokolwiek, byleby dłużej nie milczeć, ale wtedy odezwała się Nell:

-Koniecznie muszę siusiu.

Na co odrzekłem:

-Załóż moją koszulkę, bo ci faceci cię zjedzą.

A ona dodała:

-Jeśli ty też musisz się odlać, pozostaje ci tylko okno, bo jeśli wyjdziesz stąd do salonu, zostaniesz zjedzony bardziej.

Ale nie o takie zjedzenie mi chodziło, a tymczasem pęcherz miałem pusty. Nell zgodnie z poleceniem ubrała koszulkę i wyszła z pokoju. Stanąłem przy drzwiach i nasłuchiwałem uważnie. Pierwsza droga minęła bez zastrzeżeń, proces sikania przebiegł szybko, a w powrotnej drodze zaczepił Nell jeden z kolegów jej ojca. Wcale nie ukrywał swojej wulgarności, ja natomiast nie ukrywałem przed samym sobą, że chętnie wybiłbym parę jedynek, ale Nell zdążyła już wrócić, a ja zamiast kruszenia kości postanowiłem pocałować ją krótko, ale treściwie.

-A to za co? - spytała.

-Sam nie wiem - odparłem.

Chwilę na siebie spoglądaliśmy, ja nagi, ona w mojej koszulce, aż w końcu spytała:

-Zostaniesz do rana?

-Nie widzę innej opcji - stwierdziłem otwarcie.

Wtedy Nell z powrotem ściągnęła moją koszulkę i nago skryła się pod kołdrą, zapraszając na miejsce tuż obok. Położyła się na mojej piersi, całowała moje sutki i płakała cicho, mając chyba nadzieję, że tego nie usłyszę. Ale nawet gdybym nie słyszał, doskonale czułem każdą ciepłą łzę na skórze. Nie pytałem, bo wiedziałem, że jestem ich przyczyną. A gdy nie pytałem, czułem się trochę mniej o tym uświadomiony.

-Nie chcę, żebyś gdziekolwiek wyjeżdżał - zapłakała. - Ja sobie bez ciebie nie poradzę.

-Co jak co, ale w to nigdy nie uwierzę. Jesteś jedną z najsilniejszych osób, jakie znam.

-Zostań - poprosiła błagalnym tonem.

-Leć ze mną - zaproponowałem.

-Zostań.

-Leć ze mną.

Ale ani ja nie mogłem zostać, ani ona nie mogła lecieć ze mną i mieliśmy bolesną świadomość, że to być może nasz ostatni wieczór, być może nasz pierwszy i ostatni seks, bo choć świat jest mały, nie jest znów aż tak mały, by przypadki na co dzień chodziły po ludziach.

Drżała przez pół nocy. Nawet wtedy, gdy wysoko na niebie królował już księżyc. Nawet wtedy, gdy wyszła przynajmniej połowa kolegów jej ojca i w salonie zrobiło się nienaturalnie cicho. Nawet wtedy, gdy użyłem możliwie największej perswazji, by przekonać ją, że płacz nic nie zmieni, a tak naprawdę ten płacz dobitnie uświadamiał mi, że zwykła ze mnie świnia. Ale ona się nie uspokoiła pomimo próśb, pomimo gróźb, pomimo dobrych chęci. Około północy poprosiła:

-Daj mi się sobą nacieszyć ten ostatni raz.

Doszła do siebie dopiero, gdy zrobiliśmy to drugi raz i ten drugi raz wcale nie był bardziej gwałtowny czy chaotyczny. Pierwszy raz kochałem się z dziewczyną, która notorycznie, bezustannie i spazmatycznie płakała. To był również pierwszy raz, gdy widziałem Nell w tak kiepskim stanie i najpewniej pierwszy raz, gdy ona widziała w tak słabej kondycji psychicznej mnie.

Około drugiej, gdy oboje byliśmy już wykończeni i marzyliśmy tylko o paru godzinach snu, Nell odezwała się przez łzy tak cicho, że ledwie ją usłyszałem, a jednak byłem wyczulony na każdy jej pomruk, bowiem wypowiedziała słowa, których nie słyszałem od feralnego wieczoru przeszło trzy miesiące temu:

-Bardzo cię kocham, Justin.

A ja pocałowałem ją w czoło i odparłem przez ściśnięte gardło:

-Wiem, księżniczko. Wiem.





~*~


Na pewno wielu z Was będzie zawiedzionych/zgorszonych i tak dalej, ale mimo wszystko to chyba mój ulubiony rozdział :)

25 komentarzy:

  1. Najsmutniejszy i najpiękniejszy ❤💞💓💕💓💗


    (╥_╥)(╥_╥)(╥_╥)(╥_╥)(╥_╥)(╥_╥)(╥_╥)(╥_╥)

    Teraz bla bla justin bd z cindy nie chce tak :(

    😢😢😢😢😭😢😭😢😭

    Chce Justina i Nell 😍❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli na tym kończy się przygoda Jell? :( aż mi się chce płakać. Proszę nie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział choć smutny :( szkoda że Nell nie może jechać z nim pomimo tego i tak wole Jindy <33 po za tym on używał gumki?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nasuwa mi sie jedno pytanie :P zabezpieczyli sie czy szykuje sie kolejna ciąża ?! Lol :D

    OdpowiedzUsuń
  5. On do niej wróci. Musi! Byli cudowni razem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się 😢 Nie było gumki 😊 będzie dzidzia 😄😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby chłopczyk przynajmniej bo Justin chcial chłopczyka 😂😂 Kurwa Gordon Bieber bd 😂😂

      Usuń
  7. tez pomyslalam o tych gumkach...
    rozdzial jak zawsze idealny i szczerze popłakałam sie i uważam ze ona powinna z nim pojechac.

    OdpowiedzUsuń
  8. Prosze nie rób tego! Aż sie popłakałam na tym rozdziale i jezu boje się, że nie będę czytać dalej bo nie będę mogła się pogodzić z tym, że nie ma Nell:/// Chyba bym skakała ze szczęścia gdybyś zostawiła to jako odrębne opowiadanie a trzecią część zrobiła od nowa :D haha tak wiem nierealne ale dużo ludzi by się ucieszyło:) no nic do następnego;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A gdzie gumka?!
    Przeczuwam, że Nel wróci w najmniej oczekiwanym momencie

    OdpowiedzUsuń
  10. super rozdzial ♥ szkoda za Nell nie moze pojechac z nim :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeju mam już w oczach łzy ale..... Hej hej gdzie gumka? Super rozdział man nadzieje że nell pojedzie z justinem

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam nadzieję Tylko ze Nell nie zniknie, że wróci albo że będzie cały czas. Tylko tego chcę. Rozdział przepiękny. Kocham Cię poważnie, Masz wielko talent <3

    OdpowiedzUsuń
  13. On wroci do niej nie wytrzyma bez niej!

    OdpowiedzUsuń
  14. On wroci do niej nie wytrzyma bez niej!

    OdpowiedzUsuń
  15. A oni się nie zabezpieczyli, a przecież cholerne plemniki Justina są jeszcze bardziej cholernie szybkie, czyżby kolejna drama? Może (mimo niezwykłego talentu do plodzenia niewiast) tym razem jednak synek? <3 byłoby słodko :-*

    OdpowiedzUsuń
  16. A dla mnie to najgorszy rozdzial xd

    OdpowiedzUsuń
  17. Kurczę, normalnie to bym się jarała tym,że Justin i Nell się kochali, ale biorąc pod uwagę fakt,że było to coś w rodzaju pożegnalnego seksu, jest i trochę smutno.
    Rozumiem,że Justin obiecał Jasonowi,że zaopiekuję się jego rodziną, ale niech on ze sobą do tych Stanów weźmie Chanell.
    Jestem ciekawa, jak sprawy się dalej potoczą.
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kurcze poryczałam się ale rozdział cudowny !:D
    PS. To nie może się tak zakończyć !!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Co? Nie no.....
    Caly czas mialam nadzirjr zr ich relacje pozostaną na etapie "kumpel kumpela" a tu seksy....
    Takie to troche disgasting bylo xd
    Pierwszy raz w historii ff nie podoba mi sie scena "stosunek"
    Nie chce ich razem.....

    OdpowiedzUsuń
  20. Jejku to było takie piękne 😭💞 Jeden z moich ulubionych rozdziałów, prawie się popłakałam naprawdę.
    Jesteś wspaniałą pisarką 💕👑

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale, że jak to tak? Ja myślałam, że on ją adoptuje i stworzą uroczą rodzinkę razem z Cindy.xd A tak serio, to mam nadzieję, że jej nie zapłodnił. Jestem za Cindy całym sercem.❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  22. Superowy rozdział

    OdpowiedzUsuń