Przebudzenie następnego ranka było dość nieoczekiwane. Nadal leżałem na Nell i w tym nie było niczego dziwnego. Jednak męskie chrząknięcie już tak, bo nie mogło należeć ani do Nell, która wciąż smacznie spała, ani do mnie, bo chyba jednak bym o tym wiedział. Usiadłem prosto, przetarłem oczy pięściami i omal mi serce nie stanęło, gdy na krawędzi łóżka zastałem własnego ojca w wymiętej koszuli, bez krawata, wyglądającego jak piętnaście nieszczęść i każde to nieszczęście z kolei zostało pożarte, potem wysrane, a na koniec przejechane przez traktor i pozostawione na pastwę losu. Słowem, wyglądał gorzej niż najgorzej. Kac morderca rzeczywiście potrafi być morderczy, ale temu nawet kac nie mógł dorównać. Bardziej wystraszyłem się tego cienia z podkrążonymi oczyma, niż samego faktu, że nieproszony gość wpadł w odwiedziny i zasiadł tak blisko.
-Justin, co się stało? - zamruczała jeszcze śpiąca Nell, szukając mnie ręką. Gdy nie znalazła, ocknęła się i drgnęła na widok mojego ojca, ale zaraz szybko założyła za ucho kosmyk włosów i uśmiechnęła się promiennie. - Dzień dobry. - Samym głosem flirtowała i to nie wiedzieć czemu, było irytujące. Przewróciłem więc oczyma.
Ale ojciec jak siedział, tak siedzi dalej. I tylko wory pod oczami mu się pogłębiały, a wypełniały je dorodne fioletowe sińce. Popatrzyliśmy po sobie z Nell, bo żadne z nas nie miało choćby cienia pomysłu, co pana młodego wprost po nocy poślubnej sprowadza do nas o ósmej rano w kondycji tak złej, że gdybym był na miejscu jego nowej żonki, rozwiódłbym się jeszcze dziś, byle by więcej na niego nie patrzeć. W takich chwilach dopadały mnie wątpliwości, czy to jednak nie ten amerykański ojciec jest tym prawdziwym. Ale przypominałem sobie o Jasonie i wątpliwości znikały. Pozostawały tylko obawy, czy ja w jego wieku będę równie mało apetyczny.
-O proszę - szepnąłem Nell na ucho. - Oto, co małżeństwo robi z facetem. Już pierwszego dnia.
Bo nawet Nell zgodziła się, że wczorajszego wieczoru ojciec był w lepszej kondycji i teraz niekoniecznie miałaby na niego ochotę. Tak też dowiedziałem się, że mała Nell brała pod uwagę coś więcej niż tylko taniec z moim staruszkiem. A bynajmniej nie taki taniec, jaki prezentuje się na parkiecie w sali balowej.
-Rozwodzę się - przemówił nagle niskim, zachrypniętym głosem, co pozwoliło mi stwierdzić, że albo nocą odpalał papierosa od papierosa, albo ostatniego łyka wódki wziął jeszcze za naszymi drzwiami kilka minut temu. Nie był trzeźwy, ale też nie pijany. To taki najgorszy stan. Za mało procentów na dobre samopoczucie, ale za dużo, by wziąć w garść to, co przed chwilą z niej wypadło.
Po minucie dotarło do mnie, co powiedział. Kaszlnąłem głośno, a Nel uderzyła mnie w plecy. Tym samym poinformowała mnie, że mój kaszel jest do przesady jednoznaczny.
-Możesz powtórzyć? - poprosiłem delikatnie.
-Rozwodzę się - odparł tym samym tonem styranego człowieka po przebyciu setek kilometrów, by trafić z powrotem w pierwotny punkt.
-Po dwudziestu godzinach małżeństwa? Musiała nieźle dać ci w kość.
Ojciec uniósł wzrok znad własnych kolan. Garnitur miał przetarty i obawiam się, że nie chcę wiedzieć, w jakich okolicznościach się tak zmasakrował.
-Zdradziła mnie - odezwał się znów.
Wtedy uszczypnięcie Nell nakazało mi siedzieć cicho. Więc siedziałem i chyba odrobinę bałem się odezwać, bo ojciec miał jakąś objętość wiedzy, a ja nie wiedziałem, jak daleko ona sięga.
-Skąd o tym wiesz?
-Znalazłem zużytą prezerwatywę przy nodze łóżka w naszym wspólnym pokoju. W tym pokoju, w którym mieliśmy spędzić noc poślubną.
-Może to twoja gumka - zasugerowałem. - Byłeś wstawiony, powiedziałbym, że nawet więcej niż wstawiony. Może nie pamiętasz, że było małe bara bara, a po wszystkim byliście zbyt zmęczeni, żeby zanieść gumeczkę do kosza.
Nell uszczypnęła mnie w udo pod kołdrą. Odniosłem wrażenie, że zdrobnienie prezerwatywy powstało o nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu.
-Justin, znalazłem tę gumkę zaraz po wejściu do pokoju. Będąc spodniach. I w koszuli. Jakim cudem miałem ją tam zostawić?
-Sam nie wiem - przyznałem cicho.
-Ale ja wiem. Zdradziła mnie. Ta dziwka zdradziła mnie na naszym weselu.
-A wiesz - zacząłem, ale jakoś trudno było mi skończyć. - Wiesz z kim?
Proszę, nie wiedz.
Proszę, nie wiedz.
Chcę jeszcze troszkę pożyć. Przynajmniej do czasu, aż Nell stanie się legalna, choć znając życie, wtedy będzie dla mnie jak rodzona siostra i prędzej wpakuję kutasa w odbyt małpy w zoo, niż połączę ze sobą słowo seks i imię Nell.
-Nie mam pojęcia - odparł, a mi ulżyło. - Ale gdybym tylko wiedział, wyrwałbym temu facetowi nogi z dupy. Miał na weselu od groma młodych, pięknych dziewcząt. Ta jedna w białej sukience, a pozwolę sobie wspomnieć, że ona jako jedyna wystąpiła w bieli, była przeznaczona dla mnie. Dla nikogo innego.
-Jeśli tak bardzo panu zależy - odezwała się Nell - na gumce z pewnością zostało coś, co można oddać do badań i dowie się pan, z kim przyprawiła panu rogi.
Zacisnąłem dłoń na udzie Nell tak mocno, że ta zakwiliła i wstrzymała oddech, informując mnie tym samym, że naprawdę nie mam wyczucia. Chciałem natychmiast pogłaskać jej nóżkę pod kołdrą, ale odsunęła się ode mnie i położyła pomiędzy nami poduszkę. Głupia, mała zołza.
-Nie, dzieciaku. Mimo wszystko wolę nie wiedzieć. Dzięki Bogu, jak proponował Justin, spisaliśmy przed ślubem intercyzę. Nie bój się, synku. - Poklepał mnie po stopie. - Jak już umrę, firmę dostaniesz ty, a majątek podzielicie pomiędzy siebie z Ally. Chociaż przydałoby się odpalić część Jasonowi, bo...
-On urodził się jako drugi - przypomniałem. - I mnie kochasz bardziej, tatusiu.
Mężczyzna wyciągnął ciężką łapę i zmierzwił moje włosy, które zaraz szybko przygładziłem.
-Dobrze wiesz, że nie kocham żadnego z was, bo okropne z was świnie. - Nie sposób było się nie zaśmiać. Czyli ojcowską miłość mam już z głowy. - Uważaj na niego, Nell. Justin nie jest dobrym materiałem na chłopaka.
-Musiałabym oślepnąć i postradać zmysły, żeby związać się z kimś jego pokroju - odparła zniesmaczona.
-I wzajemnie, szczeniaku - odparowałem.
-Więc wy nie jesteście razem? - zdziwił się ojciec, który z całą pewnością pokładał w Nell ostatnie nadzieje. Dziś odebrałem mu i to, i żonę.
-Nigdy w życiu - odparliśmy równocześnie. - Nell jest moją przyjaciółką. I o dziwo nie taką przyjaciółką, do jakich przywykłeś.
-Nie przywykłem do żadnych, Justin, bo nigdy z nikim cię nie widziałem. W ogóle niewiele o tobie wiem. Miałeś kogoś? Kogokolwiek, kiedykolwiek.
-Miałem - odparłem krótko z zaskakująco niedużą chęcią, by o tym opowiadać. - Stare dzieje.
-Jak stare? - spytał.
-Niebawem upłynie sześć lat.
-Co to za jedna?
-Ta, której teraz Jason robi dobrze. A przynajmniej mam nadzieję, że robi jej dobrze. No, mają dziecko, więc chyba tak źle być nie może.
Ojciec i Nell niewiele zrozumieli, bo posługiwałem się skrótem myślowym. Powiedziałbym nawet, że zdarzyło mi się użyć skrót do skrótu.
-Miałem dziewczynę przeszło pięć lat temu i był to pierwszy i ostatni poważny związek w mojej karierze. Tak, kochałem ją i nie, nie traktowałem ją jak księżniczkę. Rozstaliśmy się w burzliwych okolicznościach, nie chcę o tym mówić. Spotkałem ją w Londynie po trzech latach. A teraz od ponad dwóch układa sobie życie razem z Jasonem, planują pewnie ślub, na który nie zostanę zaproszony, choć wcale nad tym nie ubolewam. I na tym kończy się moja wielka miłosna historia, która urwała się szybciej, niż zaczęła. Udobruchałem was tą wyczerpującą odpowiedzią?
-Dlaczego się rozstaliście? - spytał ojciec, jakby w tym wszystkim ten jeden szczegół stanowił sprawę kluczową. No, może jednak stanowił.
-Nazwijmy to różnicą charakterów - odparowałem.
-A jak było naprawdę?
-Zbyt często wyprowadzała mnie z równowagi - warknąłem. - Nell jest za mała, żeby znać szczegóły. W ogóle, możemy zmienić temat? Czuję się jak na jakimś pierdolonym przesłuchaniu.
Po tylu latach przyswoiłem sztukę panowania nad agresją w 90%, bo pozostałe dziesięć trzyma w sobie każdy. Ta dziesiątka czeka na specjalne okazje, by móc się wykazać. W moim przypadku przynajmniej osiem z dziesięciu punktów zajmowała Cindy: czy jej wspomnienie, czy wzmianka o niej, czy cokolwiek, co zawierałoby jej imię. W zasadzie nie wiem, dlaczego reagowałem na nią impulsywnie i nie pokładałem przesadnie wiele uwagi w zgłębianie tej wiedzy. Po prostu o niej nie myślałem i nie rozmawiałem, a problem agresji rozwiązywał się sam.
Po dłuższym okresie czasu doszedłem do wniosku, że Cindy należy do ludzi, którzy trudzą się w podnoszeniu ciśnienia. Samo jej niezdecydowanie, sam irytujący głosik. To się nigdy nie zmieni. Jeśli spotkam ją za pięć, dziesięć czy piętnaście lat, warknę na nią na powitanie, bo... bo rzeczywiście połączenie naszych charakterów na więcej niż dziesięć minut, w pomieszczeniu mniejszym niż trzydzieści metrów kwadratowych, to gwarantowana trzecia wojna światowa. Tak po prostu jest. Nie wszyscy muszą do siebie pasować.
-Ależ ty dzisiaj drażliwy - zauważył ojciec. - A myślałem, że to mi kobieta dała w kość.
-Bo dała - odparowałem ostro. - Chyba wolę rozmawiać o twoich miłosnych rozterkach, niż o własnych damsko-męskich przygodach z czasów, w których Nell nosiła jeszcze pieluchy. A najlepiej byłoby rozmawiać o jej problemach sercowych. Dlaczego? - Spojrzałem po ich twarzach. - Bo ich nie ma. Idę spać. Dobranoc.
Padłem na poduszki i chyba rzeczywiście musiałem zdrzemnąć się parę minut, bo gdy przeciągnąłem się po ponownym otwarciu oczu, ojca nie było już w pokoju, pewnie dzwonił do adwokata w sprawie papierów rozwodowych, natomiast Nell siedziała cichutko oparta o zagłówek. Zaplatała warkocze wymagające większej uwagi i koncentracji. Co prawda nie znam się na rodzajach warkoczy, ale kiedyś widziałem podobne u tego małego srajtka, który cieszy się życiem dzięki mojemu plemnikowi. Odchodzą nie od ucha, a z samego czubka głowy, co jednocześnie oznacza, że zaplecenie ich pochłania więcej czasu. Kiedy Nell spostrzegła, że się obudziłem, rozplotła całe i zmierzwiła włosy.
-Mogłaś zostawić - skomentowałem. - Lubię, gdy wyglądasz jak mały pączuś.
-Czy pączuś to jakaś dyskretna uwaga dotycząca mojej wagi?
-Nie - odparłem, ziewając. - Po prostu kiedy masz zaplecione warkoczyki, wyglądasz jak mała, urocza dziewczynka.
-A kiedy mam rozpuszczone włosy?
-Też wyglądasz jak mała, urocza dziewczynka, tylko odrobinę mniej niewinna.
Nell zsunęła się po zagłówku łóżka pod kołdrę. Położyła się na moim ramieniu i jej buźka jak przeważnie wylądowała w okolicach mojej owłosionej pachy. Zawsze zastanawiało mnie, czy lubi te poranne zapachy przed użyciem dezodorantu, czy kiedy jej czoło znajduje się tuż pod moją brodą, podświadomie liczy na buziaka. Spoglądałem w sufit, kiedy Nell obrysowywała palcem mojego lewego sutka, łaskocząc mnie przy tym niemiłosiernie. Później stwierdziła, że chciałaby zobaczyć mnie kiedyś z kolczykami w sutkach, a kiedy odparłem, że ja ją również, skrzywiła się w uczuciu mentalnego bólu i dalej bawiła się już pępkiem.
-Jutro wyjeżdżam na wycieczkę szkolną - oznajmiła niespodziewanie. - Na tydzień.
Poprawiłem się na poduszce zerknąłem na nią z góry i spytałem:
-I mówisz mi to dopiero teraz? Powinienem mieć czas, żeby przygotować się na tydzień wolności od twojego gadulstwa. Albo na smutny tydzień pełen seksu i imprez. Nie wiem, jak ja to przeżyję.
-Bardzo śmieszne - mruknęła. - Szkoda, że nie będziesz za mną tęsknił.
-Odrobinkę będę.
-Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz.
-Nie wierzę, że rzeczywiście się do tego przyznałem - poprawiłem ją. - Naprawdę troszkę będę. W końcu to aż tydzień.
-Bez weekendu - wtrąciła. - Nie umiem już zasypiać sama. Chyba znajdę sobie miłego chłopca, który przygarnie mnie do swojego łóżka.
Dźgnąłem ją palcem w bok i tym samym wyraziłem jawny sprzeciw.
-Tylko spróbuj, gówniaro, a założę ci pas cnoty. - Nell mocniej wtuliła się w moje ramię. Była taką małą przylepką. Założę się, że gdyby przypadkowy facet na ulicy zaproponował jej uścisk, wpadłaby mu w ramiona bez słowa sprzeciwu. - Co to za wycieczka?
-Jedna z nauczycielek stwierdziła, że skoro nie integruję się ze swoją klasą, powinnam pojechać na wycieczkę z inną. Ja tak naprawdę nie chcę nigdzie jechać, ale nie mam jak odmówić. Więc wysyłają mnie z najstarszą klasą. Jeśli masz jakiś pomysł, żeby mnie od tego uwolnić, zapłacę ci w naturze.
-Spójrz na to inaczej. Może ta babka ma rację i zakumplujesz się z kimś ze starszej klasy. Ja bym korzystał.
-Bo ty to ty, a ja to ja.
Spojrzałem na nią z miną kogoś, kto wdepnął w kupę nowym butem i teraz szuka sposobu na otarcie gówna z podeszwy.
-Możesz jaśniej, dziubas?
-Jesteś wyszczekany, niczego się nie wstydzisz i nie boisz, wyglądasz powyżej przeciętnej i w ogóle.
-A coś nas różni? Znam cię już trochę, chyba nie najgorzej, i do tej pory nie zauważyłem, żeby czegokolwiek ci brakowało.
-Właśnie o tym mówię, ty nie masz kompleksów, Justin.
-A ty je masz? - zdziwiłem się. - Posrało cię?
Nell najwyraźniej strzeliła małego foszka, bo odwróciła się na drugi bok, przesunęła na skraj łóżka tak, że jej nos wystawał już poza materac. Westchnąłem, przeturlałem się i wciągnąłem ją na środek.
-Jakie ty możesz mieć kompleksy?
-Różne - odparła warknięciem, nie patrzyła mi w oczy.
-Mówisz o wyglądzie?
-Może.
Gdyby pisała sms'a, po tej wypowiedzi bez dwóch zdań postawiłaby kropkę. Tę znaczącą kropkę nienawiści.
-Posłuchaj mnie uważnie. Jestem facetem, więc chyba znam się na rzeczy.
-Tak - wtrąciła. - I codziennie przypominasz mi, że jestem płaska jak deska.
Roześmiałem się, chociaż chyba nie na miejscu, bo Nell nie było do śmiechu.
-Poza tym jestem inna niż wszyscy. Nie mam o czym rozmawiać z rówieśnikami, z tego względu traktują mnie jak dziwoląga. Wiecznie na uboczu. To cholernie głupie nie mieć mamy. Tata na przykład nie powiedział mi, co to okres. Za pierwszym razem myślałam, że umieram i że wykrwawię się na śmierć. Wiem, że chcesz się teraz zaśmiać, więc się śmiej.
Ale ja nie miałem ochoty na śmiech, najwyżej na delikatny uśmiech i odgarnięcie z jej czoła włosów.
-Ale ze mną się przecież dogadujesz. Owszem, czasem bywasz upierdliwa. I ja z pewnością też bywam upierdliwy. Ale nie pamiętam, żeby z kimkolwiek rozmawiało mi się tak dobrze jak z tobą. Ufasz mi?
-Trochę.
-Więc zaufaj mi, że nie masz powodu do kompleksów. Dziubas, możesz mieć każdego faceta. Powtarzam, faceta. Te dzieciaki z twojej szkoły najpewniej nie wiedzą, w którą dziurkę wsadza się fiuta. Nimi nie zawracaj sobie nawet głowy.
Chyba trochę ją uspokoiłem, bo leżała zakopana w kołdrze już mniej spięta i z uśmiechem. Słyszałem bicie serca, ale ciężko było mi stwierdzić, do kogo to serce należy. O dziwo, słyszałem jeden rytm i stwierdziłem, że nasze serca, moje i Nell, musiały wpasować się tego ranka w jeden rytm. Myślałem o tym, co powiedziała Nell. O jej mamie. W zasadzie o jej braku i wyższej potrzebie, by była tu razem z nią. Gdybym wiedział, że mama Nell uciekła od jej ojca na drugi koniec świata, zrobiłbym coś, jeszcze nie wiem co, ale to coś byłoby spektakularne, by sprowadzić ją z powrotem do Londynu. Ale ona od kilku lat wąchała kwiatki od spodu i nawet mój urok osobisty nie posiada mocy przywracania zmarłych do życia. Uświadomiłem sobie też, że tak bliskie stosunki z Nell doprowadzą w końcu do tego, że to ode mnie będzie zależeć, na kogo wyrośnie Nell. Nad podziw odpowiedzialne zadanie.
-Zapomniałam ci powiedzieć, że jesteś obrzydliwie głupi - odezwała się nagle. - Jak mogłeś zostawić tę cholerną gumkę w sypialni swojego ojca?
Przewróciłem oczyma i odparłem:
-To był szybki, krótkotrwały numerek. Ja tam byłem gościem i sądziłem, że Stella posprząta po naszej dwójce.
-Z całym szacunkiem, Justin, ale gumkę mogłeś wyrzucić sam. Korona by ci z głowy nie spadła.
Przewróciłem oczyma raz jeszcze, taki nawyk z przeszłości, i zmieniłem temat.
-Odnośnie króla, chcesz usłyszeć kawał?
-Dawaj.
-Co mówi prostytutka, widząc mnie? - spytałem, a Nell odchyliła głowę, myślała i w końcu poddała się. - Królu mój złoty, przyszłam popieścić twe klejnoty.
Parsknąłem śmiechem, a Nell tylko wsadziła swoją piąstkę w mój bok i ponownie zrobiła to całkiem boleśnie.
-Znasz tylko kawały z podtekstem erotycznym?
-Nie, ale takie brzmią najbardziej apetycznie. Słuchaj tego. Co mówi Justin do Nell?
-Nie wiem i obawiam się, że nie chcę wiedzieć.
-Mój piękny koteczku, chcę popieścić cię w łóżeczku.
Ponownie wybuchnąłem śmiechem, aż sam przestraszyłem się tego gardłowego ryku, a Nell westchnęła zirytowana.
-Okay, już tylko ostatni.
-Nie chcę żadnego ostatniego - zaprotestowała, lecz ja nie spytałem, czy mogę wypowiedzieć na głos ostatni kawał. Ja ją o tym poinformowałem.
-Co mówi Justin na widok dziurki Nell? Jak się dobrze popieści, to i mój się zmieści. - Ostatni już raz parsknąłem śmiechem. - Choć co do tego miałbym pewne wątpliwości.
-Skończyłeś już? - spytała ze śmiechem, co oznacza, że udało mi się ją rozbawić. O to mi przecież chodziło. Nie rymowałem od tak, dla spełnienia życiowych ambicji. - A wiesz, co mówi zirytowana Nell, gdy głupek Justin ingeruje słownie w jej intymną strefę? - Pokręciłem głową. - Ja pierdole, kurwa mać, chuj ci w dupę, idę spać.
I przekręciła się na brzuch, zatapiając twarz w poduszce, a ja z uśmiechem przykryłem ją po szyję, rzuciłem ramię na jej plecki i położyłem się na tej samej poduszce. Była godzina dziewiąta. Zasnęliśmy niedługo po tym i obudziła nas dopiero sprzątaczka, która wparowała do pokoju, nie wyglądając tak, jakbym sobie wymarzył. Bowiem chciałbym zobaczyć seksownie ubraną Pokojówkę na Manhattanie, jak w tym filmie. Rzeczywistość pozostawiła wiele do życzenia. Oznajmiła, że doba hotelowa skończyła się przeszło godzinę temu.
Przez resztę dnia snuliśmy się z Nell po mieście, tym razem pieszo, bo samochód wylądował u mechanika na standardowym przeglądzie. Tego dnia często spoglądałem na Nell, zastanawiając się, czy czegoś jej brakuje. Mechanik stwierdził, że przydałoby się dolać oleju i płynu do wycieraczek, bo niedługo zaczną skrobać szybę. U Nell wszystko działało bez zarzutów. Może z wyjątkiem tego, że często ukradkiem płakała. Przeważnie była to łezka lub dwie, ale nie nadążały za nimi wycieraczki Nell. Z kolei ja nie zdążyłem poprosić, by z łezką w oku nawet na mnie nie spoglądała, bo robiło mi się dziwnie smutno. Nell zawsze w porę świeciła uśmiechem i wtedy nie wiedziałem już, czy łzy składały się z wody i soli, czy z niezrozumiałego poczucia, że chcę być dla kogoś, kogokolwiek, osobą ocierającą te łzy.
Następnego ranka, gdy leżałem jeszcze pod kołdrą we własnym łóżku, Nell krzątała się po mieszkaniu i wrzucała do mojej sportowej torby z paskiem na ramię parę drobiazgów. Ubrania, bieliznę, szczoteczkę do zębów i osobną do włosów, podpaski na wszelki wypadek i kilka innych rzeczy, które uznała za niezbędne. A skoro Nell uznała je za niezbędne, w rzeczywistości musiały takie być, bo Nell miała minimalistyczną naturę, jeśli można w ten sposób nazwać człowieka. Po prostu niczego nie potrzebowała w nadmiarze. Tylko tyle, ile zapewnia przeżycie. Ostatecznie rozbudziło mnie zasuwanie zamka błyskawicznego, później ugiął się materac pod ciężarem Nell i mruknęła:
-Justin, nie chcę nigdzie jechać.
-Nie marudź, złotko - powiedziałem ochryple, szukając jej kolana. Oczy w dalszym ciągu nie chciały mi się otworzyć. Ja próbowałem, a one jak na złość zlepiły się śpiochami i tym wszystkim, co wytwarza się nocą. Gdy w końcu znalazłem, pogładziłem je i dodałem: - Nikt cię tam przecież nie zje.
-Nie byłabym tego taka pewna.
-To tylko pięć dni. Dasz radę, dziubelku.
-Dziubelku? - zachichotała.
-Tak moja mama nazywała moją siostrę, gdy ta była mała. Pomyślałem, że to musi być jedno z tych słodkich określeń.
-Jest niczego sobie.
Marudziła jeszcze chwilę, że da mi odpocząć i wróci do domu, czego bardzo bym nie chciał, bo już teraz odczuwałem jej brak i myśl o tygodniu bez niej wydała mi się niezrozumiale przerażająca, byle bym tylko znalazł sposób, żeby zabrać ją z tej przeklętej wycieczki, jak zwykła ją określać. Przekonałem ją dopiero wtedy, gdy poznała historię z mojej młodości, kiedy to na jednej ze szkolnych wycieczek pierwszy raz umoczyłem coś, co inny dzieciak może umoczyć w Nell. Z kolei taka opcja nie przypadła do gustu mnie i chwilę zastanawiałem się, czy nie ukryć Nell w szafie.
Wrzuciliśmy po bułce z dżemem i wpół do dziesiątej wyszliśmy z mieszkania. Winda jak zwykle jechała powoli. Założę się, że jej konstruktor ustawił taką prędkość celowo, żeby z jednej strony irytować spóźnionych, a z drugiej znęcać się nad pękającymi w szwach pęcherzami. Za ladą recepcji stała kobieta po czterdziestce i razem z Nell zgodnie stwierdziliśmy, że nie wpasowuje się ani w mój, ani w gust Nell. Wyjechaliśmy z parkingu pod dachem za dwadzieścia pięć dziesiąta, co dawało nam niespełna pół godziny na dotarcie pod szkołę Nell, do której podróż w korkach trwa trzydzieści pięć minut, ale z moim refleksem równo dwadzieścia. Dlatego pięć minut przed ustaloną zbiórką zaparkowałem po drugiej stronie ulicy przed szkołą, w palącym słońcu, które nieustannie przypominało o nadchodzącym lecie.
-Muszę? - spytała jeszcze z fotela pasażera.
-Siłą cię nie zaciągnę - odparłem. - Ale myślę, że powinnaś chociaż spróbować.
Zgodziła się i razem wysiedliśmy z samochodu. Otworzyłem klapę bagażnika i wydobyłem spakowaną torbę, która w połowie powiewała pustką, bo ubranka Nell są znacznie mniejsze niż moje. Co nie zmienia faktu, że jako piżamę podkradła jedną z moich koszulek. Stwierdziła, że dzięki temu będzie o mnie pamiętać, bo w przeciwnym razie najpewniej natychmiast zapomniałaby, że istnieje ktoś taki jak Justin Bieber. A gdyby z kolei zapomniała, naprawdę byłoby mi bardzo, bardzo i jeszcze bardziej przykro, dlatego pozwoliłem jej zabrać moją ulubioną koszulkę z napisem "Life is a highway", którą dostałem od Austina na dwudzieste pierwsze urodziny. Była gdzieniegdzie przetarta i lekko wyblakła, ale ciężko było mi się z nią rozstać. Austin z pewnością nie miałby nic przeciwko, gdyby wiedział, że prezent od niego posłużył za piżamę dla pewnej uroczej istotki, w której prędzej czy później sam by się zakochał.
-O czym myślisz? - spytała, gdy podałem jej torbę i poprawiłem pasek na jej ramieniu.
-O niczym - odparłem wymijająco. - I o wszystkim zarazem - dodałem ciszej.
-To "nic" pochłania sporo twojej uwagi - zauważyła.
Oparłem się plecami o drzwi kierowcy, a Nell stanęła krok przede mną i po chwili wpadła w moje ramiona. Oparłem podbródek na czubku jej głowy i pogładziłem krótko po plecach, a ona westchnęła i zastanawiałem się, czy westchnienie było wyrazem irytacji i niezadowolenia z powodu przymusowej wycieczki szkolnej, czy po prostu lubi moje perfumy, o czym zapewniła mnie niejednokrotnie. Trwaliśmy tak w uścisku i wtedy odezwałem się ponownie:
-Pilnuj się tam, malutka. Nie pozwól, żeby zjadły cię te hieny.
-Obawiam się, że jestem niesmaczna.
-Zdziwiłabyś się, jak wielu samców wzięłoby cię na ząb. - Pocałowałem ją w czoło, a ona odsunęła się i ostatni raz spojrzeliśmy sobie w oczy. - Dzwoń, gdyby coś się działo.
-Nawet o drugiej w nocy?
Skrzywiłem się.
-Mam nadzieję, że o drugiej nie będę do końca trzeźwy.
-Codziennie o drugiej nie będziesz trzeźwy?
Uśmiechnąłem się promiennie i było to równoznaczne z odpowiedzią.
-Baw się dobrze - powiedziałem na odchodne.
-I ty również. Gumki masz w pierwszej szufladzie pod bielizną. Nie złap jakiegoś syfa i nie dziel się plemnikami. Ciao!
Zarzuciła kaptur bluzy na głowę i trzymając torbę przy lewym boku, pognała do szkoły. Kiedy tak patrzyłem na jej nogi, zastanawiałem się, dlaczego jeszcze nie połamała sobie tych patyków. Później wsiadłem do samochodu i zaczekałem, aż za Nell zamkną się ciężkie, drewniane drzwi. Uznałem, że jest bezpieczna, choć sto razy bezpieczniejsza byłaby przy mnie, i mogłem ruszyć z piskiem opon. W głowie układałem pięciodniowy plan o nazwie "Jak poruchać, by w ciągu pięciu dni ulżyć nadchodzącym tygodniom". Nie wiem bowiem, kiedy trafi się następna okazja. A mój fiut to nie garb wielbłąda - nie robi zapasów na czarną godzinę.
Więc pierwszego dnia oblegałem klub nocny w centrum, skąd wyszedłem w towarzystwie dwóch blondynek. Zaprowadziły mnie do mieszkania jednej z nich i udowodniły, że co dwie głowy, to nie jedna i w tym przypadku oznaczały dosłownie dwie głowy. Mogły być z rok młodsze ode mnie, bardzo wprawione i chętne. Poruszyły się jak fale oceanu na plaży w Los Angeles: płynnie i ponętnie. Samo patrzenie na nie sprawiało przyjemność. Były bardzo podobne. Dopiero nad ranem, gdy budziłem się pomiędzy jedną i drugą, dowiedziałem się, że są siostrami, bliźniaczkami, ale z kolei nie tak podobnymi jak ja i Jason. Zjadłem z nimi śniadanie i na tym urwał się kontakt, bo żadna ze stron nie szukała dłuższej znajomości niż teoretyczna kolacja ze śniadaniem.
Drugiego dnia wybrałem się na obrzeża. Klub był większy, choć nie było w nim takiego tłumu i łatwiej było się rozejrzeć za kimś wyjątkowym. Tam z kolei poznałem brunetkę, urodę miała południową, piersi bardzo jędrne, ale była dość mocno rozepchana. Zabawiliśmy się raz i drugi przy ścianie w męskiej toalecie. Nie byłem w jej mieszkaniu, ani ona w moim. Co mieliśmy załatwić, załatwiliśmy na terenie klubu.
Trzeciego dnia natomiast zaatakowałem wschodnią część Londynu nocą i tam scenariusz przebiegł nieco inaczej. Bowiem poznałem kompletną małolatę, która do tego stopnia wpadła mi w oko, że nie potrafiłem jej sobie odmówić. Zabrałem ją do mieszkania i kiedy zapewniła mnie, że ma skończone szesnaście lat i tym samym nie wrócę przez nią do pierdla, bzykaliśmy się jak króliki w tej najrzadziej używanej sypialni do białego rana. Później stwierdziła, że chyba się we mnie zakochała, a ja w odpowiedzi wystawiłem jej buciki za próg. Ale rżnęła się pierwszorzędnie.
Następnego dnia byłem tak skacowany, że wyleczyć tego kaca mogło tylko porządne piwo w zapyziałym pub'ie. I seksu też na tę jedną noc miałem dość, bo szesnastka wycisnęła ze mnie siódme poty i autentycznie opadłem z sił. Starzeję się.
Koło południa zaparkowałem przy krawężniku przed obskurnym barem. Całą drogę wlokłem się koło za kołem, nie więcej niż czterdzieści na godzinę, bo nadal miałem małe problemy z koncentracją i nie byłem chyba do końca trzeźwy. Zgasiłem silnik, jeszcze chwilę opierałem się o zagłówek z przymkniętymi oczyma i zdawało mi się, że zasypiałem po nieprzespanej nocy, kiedy nagle zadzwonił telefon. Odebrałem, nie patrząc, kto dzwoni, i wychrypiałem ciche:
-Halo?
-Braciszek dzisiaj nie w formie? - przywitał mnie głos. W zasadzie bardzo podobny do mojego. Zniekształcały go tylko tysiące kilometrów i kiepskiej jakości telefon.
-Ach, to ty - westchnąłem, pocierając twarz dłonią. - A nie w formie. Wiedziałeś, że szesnastolatki potrafią pieprzyć się przez bite siedem godzin? Bo ja nie.
-Nie, nie wiedziałem, że szesnastolatki potrafią bzykać się bite siedem godzin, bo nie zajmuję się bzykaniem szesnastolatek, kiedy mam przy sobie najpiękniejszą na świecie dwudziestojednolatkę, która owszem, potrafi kochać się bite siedem godzin.
-Nie obgadujcie mnie - dobiegł mnie stłumiony głos zza oceanu, teraz dostępny w słuchawce komórki.
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Głos jak miała dziecięcy, tak zostanie jej już zawsze.
Jason przełączył na tryb głośnomówiący i odtąd naszą rozmowę słyszała też Cindy.
-Więc mówię ci, bracie - kontynuowałem - że jak kiedyś trafisz na szesnastkę z ADHD, korzystaj ile wlezie.
-Wszystko słyszę - wtrąciła Cindy.
-Właśnie dlatego o tym mówię - odgryzłem się.
-Facet, jak będziesz żył od imprezy do imprezy, pojawimy się na twoim pogrzebie jeszcze przed trzydziestką.
-Nie żyję od imprezy do imprezy. Zmieniłem się - odparłem dumnie.
-Laska? - spytał Jason.
-Możemy tak to nazwać. Chociaż preferuję nazwę "upierdliwy dzieciak stworzony do przytulania". Długo by mówić.
-Dzieciak?
-Piętnastka. Aktualnie jestem na etapie czekania, aż stanie się legalna.
-Wyślij mi parę jej zdjęć - powiedział szeptem Jason, ale umyślnie pozwolił usłyszeć wszystko Cindy, która bez wątpienia trzepnęła go w głowę, a jeśli nie chciało jej się ruszać, przewróciła oczyma.
-Zapamiętam - odparowałem. - A jak tam wasz bąbel?
-Rośnie jak na drożdżach. Niebawem zacznie gadać. - Przez chwilę na linii panowała głucha cisza, aż w końcu Jason zapytał: - Jak ojciec? Rzeczywiście się ożenił?
-Teoretycznie tak, ale jest już w trakcie rozwodu.
-Pierdolisz.
-Często, ale aktualnie nie. Chociaż w zasadzie jego rozwód ma związek z moim pierdoleniem.
-Powinienem znać szczegóły? - upewnił się Jason, którego sprawy sercowe ojca interesowały tak jak całe jego życie: w bardzo nieznacznym stopniu.
-Gdyby znalazł wybrankę w swoim wieku, która dodatkowo nie traktowałaby mnie jak całodobowe pogotowie seksualne, byłby szczęśliwym mężem i moczyłby teraz tyłek na Karaibach czy gdzieś tam, gdzie planowali wybrać się w podróż poślubną. Dzięki mnie zaoszczędzi sobie i nerwów, i pieniędzy. I niech ktoś mi powie, że nie jestem dobrym synem.
-Nigdy się nie zmienisz. - stwierdził.
-Mylisz się - zaprzeczyłem. - Wbrew pozorom jestem podatny na zmiany, tylko ktoś musi ustawić mnie twardą ręką.
-I mam rozumieć, że to zasługa tej piętnastoletniej łapki?
-Zdziwiłbyś się, ile ma siły. - W mgnieniu oka przypomniałem sobie każy raz, gdy jej pięść wbijała się w moje ramię albo pod żebra.
-Zakochasz się w niej?
-Nie ma mowy.
-Zakład o sto dolarów?
Zastanowiłem się chwilę, aż w końcu odparłem:
-Umowa stoi.
Gawędziliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu Jason stwierdził, że tak w zasadzie wstał tylko po to, żeby nakarmić dzieciaka mlekiem w butelce i Cindy niecierpliwi się w łóżku, a oboje wyznawaliśmy zasadę, że w tej jednej kwestii kobieta nie może czekać. Schowałem telefon do kieszeni i już lekko rozbudzony wysiadłem z samochodu. Dwa razy upewniłem się, że zamknąłem samochód na klucz, bo w dzielnicy tych bogatych apartamentowców mało kto pokusi się na moje BMW, ale tutaj, za granicami tej biedniejszej, już owszem. Wszedłem do pub'u, a starego barmana z wąsem poinformował o tym świergot dzwonka zawieszonego nad drzwiami. Górna futryna uderzała jego serce przy każdorazowym otworzeniu drzwi, a ten śpiewał wesoło, dopóki dykta nie powracała na swoje pierwotne miejsce.
Usiadłem na wysokim stołku przy barze, zamówiłem duże piwo i nie sądziłem, że to duże piwo dostanę w kuflu tak wielkim, że ledwie uniosę je jedną ręką. Jedno było pewne - nie oszczędzali na nielicznych klientach. W całym barze siedziało może pięciu facetów, przy czym jeden odwrócony do mnie plecami przy ladzie, na krześle sąsiadującym z moim. Zastanawiałem się, co sprowadza ich do miejsca takiego jak to, które sam omijałbym szerokim łukiem. Z lekkim opóźnieniem uświadomiłem sobie, że przecież sam grzeję tu stołek.
-Pan policjant, czyż nie? - Mężczyzna siedzący ramię w ramię obrócił się powoli, a pytanie zadane z kpiną pozwoliło mi rozpoznać głos.
Ojciec Nell dopił jednym haustem piwo i natychmiast zamówił kolejne. W tym czasie przyjrzałem mu się uważniej. Gdyby się tak porządnie umył i ogolił, mógłby latać ze mną po imprezach i być zawodowym ruchaczem. Albo wtajemniczymy go razem z Nell w sekrety naszego biznesu i on będzie trudził się tą najbrudniejszą robotą, czyli seksem z babkami, których sutki niebezpiecznie zbliżają się już do pępka. Słowem, przystojny z niego gość. Tylko trochę zaniedbany.
-Pan policjant - powtórzyłem. - Możemy tak to nazwać.
-Wbrew pozorom nie jestem tak głupi, na jakiego wyglądam. Czego chcesz od mojej córki? - Przyglądał mi się, a jego oczy stanowiła para wąskich szparek. - Tylko nie wyjeżdżaj mi z tekstem, że nie jestem jedynym facetem, do którego Nell mówi tatusiu.
Zaśmiałem się pod nosem. Koleś ma poczucie humoru i gdybym się postarał, udałoby mi się go polubić. Oczywiście najpierw musiałaby zrobić to Nell.
-Bez obaw - uspokoiłem go. - Na takie gierki jest jeszcze za młoda.
-Więc czego od niej chcesz? - ponowił.
-W zasadzie niczego. Przyjaźnimy się.
-Ile ty w zasadzie masz lat?
-Dwadzieścia sześć.
-I mam uwierzyć, że koleś w twoim wieku z dobrego serca przyjaźni się z piętnastolatką?
-Dobrego serca to ja nie mam - przyznałem.
-Spytam wprost: płacisz jej, czy puszcza się z tobą dla rozrywki?
Jeśli wspomniałem coś o możliwości polubienia tego przesączonego wódą bezmózga, teraz pozwolę sobie to odwołać.
-Nie tknąłbym Nell małym palcem. Powiedziałem już, jest na to za młoda. Lubię ją, bo jest świetną dziewczyną, ma niecodzienny charakter i zasługuje na kogoś, kto choć raz by ją docenił. Na ojca nie może liczyć.
-Co ty możesz wiedzieć o ojcostwie.
-Mam córkę - wszedłem mu w słowo. - Może nie jestem przykładnym tatusiem, ale Nell opiekuję się przynajmniej sto razy lepiej niż ty.
-Więc ją zaadoptuj, skoro jesteś taki dobroduszny. Pozbędę się problemu.
-Właśnie z tego względu Nell praktycznie rzecz biorąc mieszka ze mną. Bo z tobą, zapity chuju, nie chce mieć nic wspólnego.
Ojciec Nell nie bardzo przejął się dobitną uwagą, bo tylko upił łyk piwa i przypomniał mi tym samym, że przede mną stoi równie wieki kufel, który domaga się wypieszczenia do dna.
Naraz komórka zawibrowała w mojej kieszeni i przez chwilę zrobiło się przyjemnie, bo kieszeń umiejscowiona była blisko krocza, a wibracja przypomniała mu, że jednak ma siłę, by zaszaleć i dzisiejszej nocy. Wtedy spojrzałem na wyświetlacz, a imię Nell zbiło mnie z tropu, bo skoro dzwoni, musiało wydarzyć się coś nieplanowanego, a coś nieplanowanego niekoniecznie oznacza tęczę i hasającego po niej jednorożca.
-Co jest, dziubas? - spytałem, przechwytując połączenie.
-Justin - wychlipała. To pozwoliło mi stwierdzić, że po drugiej stronie słuchawki nie kapią pojedyncze łzy, tylko spadają ich setki. - Justin, proszę, przyjedź po mnie.
W spazmach szlochu ledwie zrozumiałem jej słowa. Kilkukrotnie powtarzałem, by wzięła głęboki wdech i wydech, ale Nell jak płakała, ten rzewny ryk tylko wzmagał na sile.
-Mała, co się stało? - spytałem, choć szczerze wątpliwe było, że czegokolwiek się dowiem.
-Po prostu przyjedź, Justin.
-To dobre trzy godziny drogi od Londynu, szmat czasu. Powiedz mi, co się stało.
-Nigdy o nic cię nie prosiłam, więc teraz proszę. Przyjedź tu po mnie, Justin, błagam. Jeśli zależy ci na mnie chociaż w jednym procencie - pociągnęła nosem - przyjedź.
A że moje uzależnienie od Nell sięgało naprawdę wysokich progów i nie raz nie spałem po nocach, obawiając się, kto wyjdzie na tym gorzej, odparłem krótko:
-Pakuj się. Będę za dwie godziny.
Pełen niepokoju schowałem komórkę do kieszeni, pociągnąłem wielki łyk piwa, a resztę przelałem do opustoszałego kufla ojca Nell. Otarłem usta rękawem i miałem świadomość, że lada moment po raz kolejny i po raz kolejny z powodu Nell złamię tę jedyną zasadę: nie prowadź po alkoholu, nawet jeśli miałby to być pieprzony łyk babskiego piwa; tego, w którym więcej jest lemoniady niż samego piwa. A gdy zeskoczyłem z barowego stołka, ojciec Nell spytał, obracając niedomyte szkło w dłoniach:
-Dziewczyna?
Wtedy położyłem mu dłoń na ramieniu, nachyliłem się i odparłem:
-Twoja córka, która najwyraźniej wybrała już swojego tatusia.
~*~
Uwaga spojler: następny rozdział przypomni Wam, że Justin to... Justin :)
Nie mogę się doczekać następnego ! :}}} Ciekawe co Justin zrobi...
OdpowiedzUsuńOho no to czekam xD
OdpowiedzUsuń❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńKochammm z całego sercs💖💖💖
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że Justin wyląduje z pięściami na Nell albo coś podobnego. Napewno kogoś pobije. Życzę weny!
OdpowiedzUsuńJak to 'Justin to Justin' nieee tylko nie to błagam :(( znaczy żeby nic nie zrobił Nell! A NO I JESTEŚ NAJLEPSZA!! Dziś urodziny Justina <3 Czekam na nn szybciutko błagam:*
OdpowiedzUsuńOby nic Nell nie zrobił!
OdpowiedzUsuńJak juz to pewnie frajerów zajebię ktorzy położyli łapy na Nell !!"
NELL + Justin
Cindy + Jason
Idealnie (>^ω^<)
Jezu kocham!!!! Mam nadzieję że nic nie zrobi nell . Czekam na nn i życzę wanny mam nadzieje ze rozdział będzie szybko :*
OdpowiedzUsuńJeju co sie stalo...biedna Nell...glupi jest jej ojciec, zasrany skurwysyn...
OdpowiedzUsuńCo takiego justin zrobi??? Nie moge sie doczekac nasteonegi :*
Nie wiem czego nie moge przekonać sie do Nell moze dlatego ze nastawiłam sie i mega polubiłam Cindy ;/ cały czas na nią czekam :(
OdpowiedzUsuńTen tatuś wygrywa wszystko >>>>>>>
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że Nell się nic nie stało. Ona jest taka kochana, a z Justinem mogłaby być idealną parą :)
Wciąż wierzę,że będę razem.
Nie mogę się doczekać kolejnego.
OMG AAA ALE SUPER
OdpowiedzUsuńJUSTIN BOHATER
ale przeraza mnie to co napisalas pod spodem..
mam nadzieje ze nie zrobi nic Nell...
Nareszcie! Wiedziałam, że nie mógł się tak diametralnie zmienić i wyzbyć tej agresji. Szkoda, że jak słyszał Cindy nic nie poczuł, ale jak na twoje FF to byłoby zbyt proste. Czekam z niecierpliwością na kolejny 😉
OdpowiedzUsuńNareszcie! Wiedziałam, że nie mógł się tak diametralnie zmienić i wyzbyć tej agresji. Szkoda, że jak słyszał Cindy nic nie poczuł, ale jak na twoje FF to byłoby zbyt proste. Czekam z niecierpliwością na kolejny 😉
OdpowiedzUsuń